"Dopiero po rozstaniu pamięta sie wszystko"
*Jorge*
Zupełnie inaczej jest, jeżeli masz kogoś, kto Cię kocha. To daje Ci setkę powodów, aby żyć. Ja już nie mam po co żyć. Najważniejsza osoba w moim życiu odeszła na zawsze i nigdy nie wróci. Równo miesiąc temu jej ciało zostało zakopane pod ziemią razem z moim uczuciem. Od tamtego czasu nosiłem tylko i wyłącznie czarny, codziennie płakałem, tak praktycznie żyłem tylko aby żyć. Z niczego nie korzystałem, nie cieszyłem się, nie uśmiechałem. Byłem pogrążony w smutku i rozpaczy. Cierpiałem.
Za każdym razem, kiedy w moich oczach pojawiało się morze łez, powtarzałem sobie: "muszę być silny". Jednak te trzy słowa brzmiały w mojej głowie jak zwykły żart. I za każdym razem łzy znajdują ujście spływając po policzkach, mocząc poduszkę.
Mam wrażenie, że razem z nią odeszło całe moje szczęście. Wszystkie radosne chwile, które zostały mi przeznaczone, już minęły. To uczucie... że już nigdy nie będę szczęśliwy.
- Jorge, musisz się w końcu ogarnąć. Tini umarła ponad miesiąc temu! - stwierdziła szatynka siadając obok mnie. Ja tylko spojrzałem na nią zbolałym wzrokiem. Nie umiałem nic powiedzieć. Wspominanie jej było bolesne. Podczas przywoływania razem spędzonych chwil dostawałem najgorsze ciosy w moim żałosnym życiu. Ciosy w sam środek serca.
- Wiem, że wiele dla Ciebie znaczyła, że ją kochałeś, ale...
- Lodo, ja nadal ją kocham i ona nadal wiele dla mnie znaczy. - szepnąłem ledwo słyszalnym głosem, jednak dobrze wiedziałem, że dziewczyna mnie zrozumiała.
- Wiem, źle to sformułowałam, przepraszam. - powiedziała, jednak na tym nie skończyła. - Ale Jorge, tak nie można! Kochasz ją, jednak jej już nie ma. Zniknęła i nie wróci.
- Jest i pozostanie na zawsze. We wspomnieniach i moim sercu. - mruknąłem i wgramoliłem swoje wymizerowane zwłoki na górę.
Opadłem na łóżko i ukryłem twarz w poduszce. Zacząłem wspominać. Ostatnio dość często to robię mimo, że boli. Czasami tylko urywki, kiedy indziej całe sytuacje. To wszystko przynosiło ukojenie, czułem, jakby ona była przy mnie. Żyłem tylko i wyłącznie przeszłością, z teraźniejszości nie korzystałem w ogóle.
***
-Xabiani, tutaj! - wydarł się siedmiolatek, a jego przyjaciel podał mu piłkę. Chłopiec popędził do bramki i strzelił jedenastego gola w dzisiejszym meczu.
Co z tego, że zawsze grali dwa na dwa? I co z tego, że składy były nie równe, bo każdy wiedział, że Jorge z Xabianim są o niebo lepsi od Diego i Ruggero. Ważne, że dobrze się bawili i tylko to się liczyło.
- Jestem już zmęczony, zróbmy sobie małą przerwę. - poprosił Rugg podchodząc do stolika, na którym czekały zimne napoje. Upił trochę, po czym walnął swe zmęczone ciało na ziemię.
- W sumie ja też mogę odpocząć. - mruknął Jorge i runął jak długi obok przyjaciela.
Chwilę później leżeli całą czwórką na trawie i myśleli. Jorge o swojej karierze piłkarskiej, Ruggero... motorach. Zawsze czuł pociąg do tych maszyn, jednak jego ojciec wpadł w histerię, kiedy dowiedział się o zainteresowaniach swojego syna. Diego o słodyczach, chłopiec kochał się obżerać, miał to w swojej naturze, a mały Xabi? Myślał o dziewczynie. Jego przyjaciele uważali miłość za coś obrzydliwego i niezbyt przyjemnego. Bo niby kto czerpie radość z obśliniania drugiej osoby? Jednak młody Xabiani czuł coś do pewnej brunetki noszącej imię Martina. Poznał ją niedawno i żaden z jego przyjaciół jej jeszcze nie widział. Może dlatego... mają takie zdanie o dziewczynach. W końcu jedyną, jaką tolerowali i pozwalali jej się z nimi bawić, była Vale. Jednak Rugg uważał, że bardziej przypomina chłopaka w damskiej wersji, niż te wszystkie delikatne istotki, które otaczały ich w szkole.
- O czym myślicie? - zapytał w końcu Diego, a przyjaciele natychmiast mu odpowiedzieli. Milczał tylko Xabiani. - A ty Xab?
- O dziewczynie. - szepnął i uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę?! - krzyczeli chłopcy jeden przez drugiego.
- Tak, jest niesamowita. Kiedyś wam ją przedstawię, ale nie dzisiaj.
***
Zielonooki wszedł do baru i stanął przy ladzie, by jak co popołudnie zamówić gorącą czekoladę. Kiedy kelnerka podała mu gotowy napój, przeniósł się wraz ze swoimi myślami do stolika w kącie pomieszczenia. Usiadł i zabrał się za spożywanie kupionej wcześniej zawartości kubka.
W tej chwili przez drzwi weszła dziewczyna mniej więcej w jego wieku. Była piekna! Miała czerwoną sukienkę, ciemno-blond włosy do ramion i śliczny uśmiech. Po zakupie, którego dokonała w tym samym miejscu co chłopak, odeszła. Dopiero po chwili Jorge zorientował się, że idzie w jego stronę.
- Cześć. Mogę się dosiąść? Reszta miejsc już zajęta. - on nie umiał nic wykrztusić, tylko pokiwał głową i zaczął jej się przyglądać.
Miała delikatnie zaróżowione policzki, pełne wargi, które posmarowała bezbarwnym błyszczykiem i kakaowe oczy, w których wesoło tańczyły iskierki. Zielonooki pierwszy raz poczuł coś takiego. Przez jedenaście lat swojego życia po raz pierwszy zobaczył dziewczynę, która... go nie odpychała, a raczej przeciwnie. Wręcz przyciągała.
- Jestem Martina, a ty? - zapytała brunetka uśmiechając się promiennie.
- Jorge. - wykrztusił tylko i poczuł, że się rumieni. O nie! Tylko nie to! On przecież nigdy nie rumienił się w obecności dziewczyn. No chyba, że mama karciła go za jakiś występek, to było naturalne.
- Miło mi. Co powiesz na mały spacer? - zadała kolejne pytanie wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
- Z chęcią. - odparł i uścisnął delikatną rękę dziewczyny. Wyszli na zewnątrz i udali się w stronę parku.
Dopiero teraz zielonooki zdał sobie sprawę, jaką gafę popełnił. Przecież to on powinien zaproponować jej spacer, nie na odwrót! Już wiedział, że zrobił z siebie totalne pośmiewisko w oczach prześlicznej brunetki. Nie zdawał sobie nawet sprawy z faktu, iż dziewczyna myślała zupełnie inaczej.
***
Od pierwszego spotkania przyjaciół, które było pięć lat temu, chodzenie do baru na popołudniową czekoladę stało się tak jakby... ich wspólną tradycją. Rzadko kiedy przepuszczali możliwość spędzenia wspaniałych kilku minut w swoim towarzystwie po wyczerpujących godzinach szkoły.
- Co powiesz na mały spacer? - te słowa uderzyły w zielonookiego jak piorun. Dokładnie to samo dziewczyna, jeszcze jako jedenastolatka, wypowiedziała w dniu ich poznania.
- Z chęcią. - odpowiedział tak samo jak przed pięcioma laty i razem wyszli na zewnątrz.
Po dłuższej chwili, znaleźli się w parku. Usiedli na ławce i zaczęli rozmawiać. Tematy nigdy im się nie kończyły, mogli gadać całymi wiekami.
- Tini? Czemu unikasz Xaba? - spytał chłopak, choć dobrze znał odpowiedź. Nie mógł też zaprzeczyć, iż... żywi dziewczynę dokładnie tym samym uczuciem, co jego przyjaciel. Nieodwzajemnioną miłością.
- Dowiedziałam się czegoś. A raczej... on sam wyznał mi swoje uczucia. Nie chcę, żeby cierpiał, bo mi od dłuższego czasu podoba się ktoś inny. Jego przeciwieństwo można powiedzieć. - stwierdziła i uśmiechnęła się blado patrząc na swego przyjaciela.
Te słowa zabolały zielonookiego i zdobył się tylko na krótkie "aha". Wiedział dobrze, że dziewczyna nie czuje do niego tego samego, jednak gdzieś głęboko w nim nadal tliła się nadzieja, że kiedyś będą razem. Nadzieja, która przed chwilą umarła.
- Jorge? - spytała Martina, a on spojrzał w jej piękne oczy. - Boję się powiedzieć tej osobie, że ją kocham. Mam wrażenie, że mnie odrzuci.
- Nie odrzuci. Powiedz, zaryzykuj, a może się uda. - doradził zasmucony chłopak spuszczając wzrok.
Dziewczyna zgodziła się i uniosła podbródek zielonookiego do góry. Spojrzała mu głęboko w oczy, po czym wypowiedziała najpiękniejsze słowa na świecie.
- Kocham Cię.
I złączyła ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Wspominanie jej było zdecydowanie zbyt bolesne. Ale nie umiałem nad tym zapanować. Nic tylko cierpienie i chwila odreagowania, kiedy ona, dziewczyna tak idealna, pojawiała się w moich snach. Tylko wtedy byłem szczęśliwy. A skoro jestem szczęśliwy tylko przy niej, muszę jakoś dotrzeć w miejsce, gdzie ją znajdę.
Wybiegłem z domu i czym prędzej popędziłem ulicami miasta. Biegłem, aż znalazłem się w miejscu, które idealnie nadawało się do moich zamiarów.
Podszedłem do barierki i wychyliłem się. Rzeka. Nic prócz wody. Szybko przeszedłem na drugą stronę i wspomniałem pogrzeb Tini. Nic nie mogłem na to poradzić. Chciałem...
- Niech pan tego nie robi. - usłyszałem kobiecy głos za sobą. Odwróciłem się ze łzami w oczach i ujrzałem śliczną brunetkę. - Nie może pan skoczyć.
- Ale co ty masz do tego? - spytałem ledwo słyszalnym głosem. Jednak ona wiedziała, o co mi chodziło.
- To może chociaż powiesz, co sprawiło, że jesteś aż tak zdesperowany? - odezwała się podchodząc coraz bliżej.
- Powiem, jeśli nie podejdziesz. - zatrzymała się, więc zacząłem szybki monolog. Dobrze wiedziałem, że gra na czas, a w tę stronę gna straż z policją. - Moja narzeczona umarła, a ja nie mogę bez niej żyć. - wydusiłem i zrobiłem to. Skoczyłem. Teraz mogłem tylko obserwować zbliżającą się głębię i czekać na mocne uderzenie zimnej wody, które wkrótce nadeszło.
Obudziłem się z krzykiem, który ucichł tak szybko, jak się pojawił. Dyszałem ciężko, a w mojej głowie cały czas krążyły słowa: "Tini umarła". Nie, to przecież niemożliwe! Ona nie może umrzeć, ja ją... kocham? Przecież do niedawna byłem ze Stephie, nie mogłem się pozbierać po jej zdradzie. A teraz? Okazuje się, że kocham Tini? Tak po prostu, przez głupi sen.
Jednak przez to wszystko zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie życia bez ślicznej brunetki. Chce mieć ją cały czas przy sobie, móc przytulić bez wymówki.
Szybko wygramoliłem się z łóżka i wparowałem do łazienki. Na dziś mam tylko jeden cel. Wyznać Martinie moje uczucia. Nie ważne, że może mnie odrzucić, złamać serce. Nie spróbujesz, nie zawalczysz, nie zdobędziesz szczęścia. Tak zawsze powtarzał sobie mój tata i już dawno mnie tym zaraził. Na dodatek to chyba normalne, że dziewczyna nie zrobi tego pierwszego kroku. Jakoś nie wyobrażam sobie Tini proszącej mnie o chodzenie.
Wyszedłem z domu i z rękami w kieszeniach skierowałem się w stronę mieszkania Martiny. Postanowiłem pójść przez park, by pomyśleć nad tym, co jej dokładnie powiem. I wtedy poczułem, jak ktoś uderza we mnie z całym impetem. Spojrzałem na dziewczynę i poczułem, że robi mi się niedobrze.
- Tini, coś się stało? - spytałem, a ona podniosła wzrok.
- Jeśli chodzi Ci o stan psychiczny, biegłam na spotkanie z dziewczynami, bo przez kochanego brata jestem spóźniona pół godziny. A jeśli fizyczny, to raczej nie. - powiedziała z uśmiechem, który od razu odwzajemniłem.
- Czyli wszystko okej?
- Wszystko okej.
I nagle, nawet nie wiem jakim cudem, z nieba zaczął lać deszcz. Po chwili byliśmy cali mokrzy. Tini minęła mnie i poszła dalej, jednak niesiony instynktem złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę. Pamiętasz swój cel? No właśnie. Nie przegap takiej okazji - powtarzałem sobie w myślach dla dodania odwagi.
- Co jest? - spytała brunetka patrząc w moje oczy.
- Po prostu... muszę Ci coś powiedzieć. - stwierdziłem i przybliżyłem się do niej.
Patrzyłem się w jej oczy, które były coraz bliżej. W końcu nasze usta się spotkały. Położyłem dłonie na talii Martiny, a ona zarzuciła swoje ręce na moją szyję pogłębiając pocałunek.
- Kocham Cię. - wydusiłem odrywając się od niej. Jednak nadal stykaliśmy się czołami. - Zostaniesz moją dziewczyną?
- Tak. Zostanę. - odpowiedziała i ponownie mnie pocałowała. Tym razem o wiele namiętniej.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_
OS napisany przez Axi z bloga: http://dile-que-si-es-lo-que-importa.blogspot.com/
Kochanie nie będę się rozpisywac bo moją opinie znasz
I wiesz że jest genialny. ;*
Chyba nie gniewasz się że jest wyróżnienie co ? ;D
To było takie piękne... Brak słów ^.^
OdpowiedzUsuńPo prostu C U D O! :*
Całuski, Rybcia :*
A dlaczego miałabym się gniewać?
OdpowiedzUsuńWiem, że to nie jest pomysł dla każdego xD
Tym bardziej, że tak praktycznie skupiłam go na samym Jorgu (w końcu pisany z dedykiem dla niego, w jego urodziny ;33)
Zdecydowanie się nie gniewam, a raczej cieszę *.*
piękne chciało się płakać
OdpowiedzUsuń