niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 23 ~ Chcę być twoją dziewczyną

Szatynka wstała dziś bardzo wcześnie. Nie mogła spać, gdyż miała sny przedstawiające ją i jej przyjaciela. Nie które chwile były wspaniałe, a drugie nie koniecznie miłe. Ubrała się, zjadła coś na szybko i wybiegła z domu jak oparzona. Chciała wszystko z Leonem wyjaśnić. Kiedy była juz pod jego drzwiami. Za dzowniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili dotarło do niej to co zrobiła. Nie wiedziała co ma zrobic. Uciec? Tak to chyba najlepsze wyjście - pomyślała. Jednak było już za późno, chłopak otworzył drzwi i krzyknął.
- Violetta! - zatrzymała się, odwróciła sie tak by spojerzeć na szatyna. Patrzył na nią pytająco. No bo kto przychodzi tak wcześnie do swojego przyjaciela? - Coś się stało? Chodź, zapraszam. - nie pewnie podeszła. Chwile później siedzieli w ciszy w salonie.
- Co cie do mnie sprowadza Violu? - spoglądnął na nią.
- Ja... Ja chciałam tylko z tobą porozmawiać. Ale jeśli nie masz czasu to przyjdę kiedy indziej. - wstała i już chciała wyjśc.
- Nie, ja mam czas teraz. Prosze usiądź, i mów co się dzieje. - zrezygnowana usiadła.
- Bo...
- Mów, nie wstydź się.
- Bo .... Ja chciałam cię tylko przeprosić ze ostatnio tak wybiegłam, bez słowa. - wymyśliła na szybko.
- Nic się nie stało - uśmienchnął się - To wszystko?
- Eee, tak to wszytko. Przepraszam,  ze zajęłam ci czas. Mogłam po prostu zadzwonić.
- Ale tego nie zrobiłaś, i dziękuje ze się fatygowałaś. Zostaniesz na śniadanie?
- Nie, nie dzięki. Jadłam już i mam jeszcze cos do załatwienia.
- No okey.
- To będę już szła. - wstała i skierowała sie do drzwi.
- Ej! Nie pożegnasz sie ? - wróciła sie i przytuliła do niego. Po uścisku  rzuciła krótkie "Do zobaczenia" i wyszła z domu szatyna.
Ugh! Jak mogłaś tak stchórzyć Violetto! No jak?! Jestem zwykłą idiotką! - karciła siebie w myślach.
* * *
- Gdzie ten telefon! - szukała telefonu który wciąż zdzownił, po chwili go znalazła. Czym prędzej go odebrała. 
-Halo? ... Leon... Yyy, tak pewnie, ze możesz... Okey czekam... Do zobaczenia. 
Pobiegła na górę przebrać się. Kiedy to zrobiła na dole ogarnęła trochę bałagan. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszła i otworzyła. Ujrzała Leona. 
- Yyy wejdź, proszę. 
- Dzięki. Pomyślałem, że siedzisz sama w domu i się nudzisz, więc jestem. - uśmiechnął się.
- Okey, chcesz coś do picia? 
- Może jakiś sok, tylko. 
- Okey, zaraz wracam. - szatyn usiadł na kanapie. Chwilę siedział w ciszy, ale zaraz jego uwagę przykuła "książka" pod stolikiem. Miała otwartą stronę na której pisało "I will always love you " . Zaciekawiło go to zdanie. Podniósł "książke", na drugiej stronie (przed tem nie zauwazyl) narysowany była twarz Leona. 
Kiedy tak przyglądał się, do salonu wesżła szatynka. Kiedy zobaczyła ze Leon przygląda się jej jak sie okazało pamiętnikowi. Opuściła tacę na kórej miala postawniony sok oraz ciastka. Leon podszeł do dziewczyny. 
- Co się stało? Ducha zoabczylaś? 
- Co robiłeś z moim pamiętnikiem?
- To pamiętnik? Nie wiedziałem, przepraszam. 
- Nic się nie stało, ale m=co widziałeś. 
- Wystaraczjąco dużo Violetto. Musimy poważnie porozmawiać. 
- Przperaszam, usiądźmy. - usiedli. 
- Dlaczego mi nie powiedziałaś prawdy? 
- Nie wiem, ja po prostu się bałam. 
- Czego sie bałaś? Przecież nie odrzuciłbym cię. Wiesz, ze cię kocham. 
- Nie chciałam przechodzić tego co kiedyś, po twojej zdradzie. 
- Wiesz, że tego nei chciałem. Nie chciałem byś była nieszczęśliwa, byś cierpiała. Nie chciałem tego. 
-Ale tak się stało, Leon. 
- Żałuje. W ciągu tych kilku dni pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć. Zaufać ponownie. Przyejchałas do Buneos Aires. Zostałaś. Nawet nei wiesz jaki byłem wtedy szczęśliwy, że istaniała by szansa na przyjaźń z tobą. - nic nie odpowiedziała. - Każdy zasługuje na drugą szansę. Prosze. 
- Nie wiem co ci powiedzieć. Po chwili ciszy, ot tak poprostu przytuliła się do neigo. Odwzajemnił to. - Leon... 
- Tak? 
- Chcę być twoją dziewczyną. - odsuneła się i spojrzała w jego oczy. 
- Naprawdę? Nawet nei wiesz jak się cieszę. 
- Naprawdę. Kocham Cię. 
- Także cię kocham. - pocałowali się. 
______________________________________
Jeju! Ten rozdział bardzo mi ise nie podoba!
Ale macie leonette ;)) Wkońcu. Miała być jeszcze później, ale cos mnie wzięło i jest teraz. ;)
Przperaszam za błędy i za taki jakiś byle jaki rozdział ale pisze na szybko. :))
LIczę na komentarze <3
Do następnego. ;*




piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 22 ~ Szukałem Cię.

* * *
Użyłam telefonu jako wymówki aby wyjść. Świetnie Violka. Czemu po prostu nie mogłam z nim porozmawiać? Jestem idiotką. Zwykłą idiotką. On znów chce ze mną być! A ja? Jak zwykle musiałam to popsuć. Kocham go, ale nie wiem czy jestem gotowa na związek. Co jeśli stanie się to co kiedyś?
Co jeśli znów mnie zdradzi? Zaufałam mu. Jest moim przyjacielem. Nie wiem czy chce by było z tego coś więcej. Ale muszę w końcu podjąć decyzję i mu o niej powiedzieć. - rozmyślenia Violetty. 

* * *
Nie rozumiem dlaczego tak szybko wyszła. Coś się mogło stać?  A może po prostu to był pierwszy lepszy pretekst żeby sobie pójść? Wygłupiłem się z tym pocałunkiem. Teraz mogę wszystko popsuć, a tak daleko zaszliśmy. Chociaż może nie? Jestem kretynem. Teraz pewnie nawet nie będzie chciała być moją przyjaciółką. Muszę z nią to wyjaśnić. Nie chcę by między nami było tak... nie zręcznie.
Mam nadzieje, że Violetta to zrozumie. Że dalej będziemy przyjaciółmi. A między nami będzie jak dawniej. Nie moja wina, że dalej ją kocham. Chce z nią być. Ale ona... Nie wiem czy wciąż coś do mnie czuje. Pewnie nic. W końcu minęło już tyle czasu od naszego zerwania. A jej uraz po mojej zdradzie na pewno gdzieś jeszcze jest. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. - rozmyślenia Leona. 

* * *
Następnego dnia Ludmiła wraz z Federico wybrali się na zakupy.
- Jak myślisz będzie to chłopiec czy dziewczynka?
- Przeczuwam, że dziewczynka.
- Będzie tak śliczna jak mamusia..
- Nie podlizuj się.
- Nie podlizuję. Ja tylko stwierdzam fakty.
- Niech Ci będzie. Chodźmy na tamten dział! - pociągnęła go za rękę. Po czym oboje poszli w stronę która wskazała blondynka.
- Na pewno chcesz przygotowywać pokój skoro jeszcze nie znasz płci dziecka? - spytał kiedy Ludmiła wybierała farbę. 
- Federico. Jestem pewna, że urodzi się dziewczynka. - uśmiechnęła się do niego. 
- A co jak urodzi się chłopiec?
- To będzie dziewczynka, uwierz mi.
- No dobrze.
* * *
Brunetka szła ulicą. Niebo było pochmurne, a w oddali było słychać pierwsze grzmoty.
"Co ja tu w ogóle robię? W taką pogodę?" - pomyślała Naty.
Dziewczyna odgarnęła kosmyk kręconych włosów za ucho. Nie wiedziała co ma robić więc zaczęła biec. Biegła i biegła niczym małe, bezbronne dziecko. Wiatr rozwiewał jej ciemne włosy. Nagle dostrzegła czyjeś ciało, ale było już za późno. Z impetem wpadła na osobnika płci męskiej (dziewczyny nie mają takich mięśni - stwierdziła). Bąknęła krótkie przepraszam, po czym wolnym krokiem oddaliła się. Nie zdarzyła jednak zrobić pięciu kroków, bo mężczyzna chwycił ją za ramię.
- Maxi?! - spytała.
- Szukałem Cię.  - "Ale po co?!" pomyślała.
- Szukałeś? - stwierdziła, że najrozsądniej będzie powtarzać jego ostatnie słowa, dopóki nie dowie się więcej.
- Tak nagle wybiegłaś. Chciałem Ci powiedzieć, że mam zarezerwowany wieczór w restauracji Our Stars. Dla dwojga. Pomyślałem, że mogłabyś iść ze mną.
- O mój Boże. - wyszeptała wymawiając każdą literę z wielkim podekscytowaniem, ta restauracja była jedną lepszych w mieście.
* * *
- Która ładniejsza farba? - spytała pokazując na dwie puszki.
- Ludmiła, ale one są takie same.
- Wcale nie. To jest pastelowy róż, a to jest jasny róż.
- Nie zrozumiem. 
- Eh.. to który w końcu ładniejszy?
- Ten po lewej.
- Okey. Czyli bierzemy ten po prawej.


___________________________________________________________
Wyszedł tak jakiś ;DDD
Ale jest Juz 22 ;))
Do następnego. ;*

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 21 ~ Żarcik

* * *
Chłopak wstał około dwóch godzin temu. Zjadł śniadanie, przebrał się. Dowiedział się od Leona, że Ludmiła jest w ciąży. Postanowił dziś do niej iść. Aktualnie stoi pod jej drzwiami. Puka. Raz, drugi, za trzecim razem ukazuje mu się blondynka.
- Cześć, mogę wejść?
- Jasne. Wchodź.
- Dzięki. - wszedł i skierował się do salonu.
- Jasne. Wchodź.
- Dzięki. - wszedł i skierował się do salonu.
- Przepraszam, ale zaraz będę musiała wyjść.
- Tak? A dokąd? Jeśli mogę wiedzieć.
- Na wizytę u ginekologa. 
- Nic nie mówiłaś, że jesteś w ciąży.
- Nie miałam okazji żeby Ci powiedzieć.
- Aha. Może pójdę z tobą, co?
- A mógłbyś?
- No pewnie. Z chęcią. Na która masz?
- Dziękuję. Przynajmniej nie będę tam sama. Za 20 minut powinnam tam być.
- No to dawaj zbieramy się.
- Dobrze. Chodźmy. 
     Blondynka założyła wygodne buty. Zamknęła dom. Postanowili jechać autem Federico. Po jakimś czasie byli na miejscu. Wsiedli z samochodu. Weszli do budynku. Poszli pod odpowiedni gabinet. Usiedli na krzesłach i czekali na kolej blondynki. Lekko się denerwowała. Po chwili, jednym z "pokoju" wyszedł mężczyzna. Po czym zawołał pannę Ferro. 
- Wejdziesz proszę ze mną? - zwróciła się do Federico.
- Jak można to pewnie. 
Lekarz kiwnął głową na tak. Oboje weszli do środka.
- Proszę położyć się na leżance i podwinąć bluzkę.
Tak jak mężczyzna powiedział, tak zrobiła. Przyłożył do brzucha sprzęt i już po chwili na ekranie było coś widoczne.
- Ciąża rozwija się prawidłowo. To już 4 tydzień.
- A kiedy będzie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka?
- To jeszcze za wcześnie. Płód się dopiero rozwija.
- No dobrze.
- Dobrze. Może pani wstać. - podał jej papierowy ręcznik. (?) Blondynka wytarła brzuch po czym wstała.
- Zalecam odpoczynek. I do nastepnej wizyty.
- A kiedy mam przyjść na kolejną wizytę?
- Za trzy tygodnie.
- No dobrze. W takim razie do widzenia. 
- A pani mąż niech się panią opiekuje. - rzucił lekarz. 
- Będę się nią opiekował - uśmiechnął się. Blondynka zdziwiona popatrzyła na niego. Po czym oboje wyszli z gabinetu.
- Czemu podałeś się za mojego męża?
- A czemu by nie? Przyszliśmy razem.
- To, że przyszliśmy razem to nie znaczy, ze jesteśmy małżeństwem. 
- Dobrze nie znaczy. Przepraszam. Taki mały żarcik
- Nic się nie stało. I tak w ogóle to dziękuję, że tam ze mną poszedłeś. Bo trochę się tego bałam.- Nie ma sprawy.
- Może pojedziemy do mnie?
- A nie będę ci sprawiała problemów?
- No coś ty. Zapraszam zawsze. Każdego dnia i nocy. - zaśmiał się. 
- Dobrze wiedzieć - również się zaśmiała. Po chwili byli w aucie. Wsiedli, ruszył. Po około pięciu minutach byli na miejscu. Weszli do środka. Od razu skierowali się do salonu. Usiedli na skórzanej sofie.
- Pewnie ojciec dziecka jest szczęśliwy z tego, że jesteś w ciąży. 
- Tak, wręcz skakał z radości jak to usłyszał. - odpowiedziała sarkastycznie. 
- To czemu nie poszłaś z nim do ginekologa?
- Daj spokój z tym pytaniami. Wyparł się swego dziecka, zakończył związek. Byłam tylko kolejną zabawką Marcina. Tak jak Francesca przede mną...
- Spotykałaś się z tym dupkiem?!
- Mówił, że się zmienił! Poza tym wcześniej nie wiedziałam, że znał Fran. I że to przez niego musiała tyle wycierpieć.
- To było wiadome, że to się tak skończy. Wykorzystał i zostawił.
- Byłam głupia. 
- Nie. Nie jesteś głupia. To on jest kretynem
- Możemy porozmawiać o czymś innym?
- Jasne. Jak sobie radzisz będąc w ciąży?
- Nie przesadzaj to dopiero kilka dni.
- Ale i tak musisz o siebie dbać i dużo odpoczywać.
- Wiem Fede, wiem.
- To dobrze. Zrobię coś do picia. 
- Okej, pomogę ci. - poszli do kuchni. 
 * * *
Chłopak czekał na reakcje dziewczyny. Violetta nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Leon... Nie rozmawiajmy już o tym, proszę.
- Rozumiem, że nic do mnie nie czujesz - powiedział smutny.
- Po prostu nie chce dziś o tym rozmawiać. 
- Rozumiem. 
- Chyba już pójdę. 
- Przecież możesz zostać. 
- Nie wiem czy to aby dobry pomysł. 
- Proszę zostań.
- Zostanę.  Obejrzymy jakiś film? - uśmiechnęła się .
- Jasne. Może jakiś horror?
Nie... Może komedia?
 - Okey. To wybierz którąś z półki.
- Okey. - podeszła do półki. W tym momencie do szatynki zadzwonił telefon. Odebrała. Po krótkiej rozmowie, powiedziała do Leona. Że musi wyjść. Rzuciła mu na odchodne "Spotkamy się jutro, przepraszam.".
__________________________________________
Jest 21 ;))
Lu u ginekologa. Vilu uciekła od Leona ;D
Nie długo leonetta ;pp
Do następnego. ;*




wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 20 ~ Pocałunek

~ Jeśli będzie dużo komentarzy to rozdział jutro! ~ 


 * * *
Obudzili się wtuleni w siebie. Czuli się bardzo wspaniale w swoim towarzystwie. Violetta wygramoliła się z objęć Leona po czym poszła do łazienki się przebrać. Leon lekko się poruszył, przewrócił na drugi bok. Chciał przytulić Vilu. Lecz dotknął kołdrę. Podniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. Nigdzie nie zauważył szatynki. Przeczesał dłonią swoje rozczochrane włosy. Wstał z łóżka. Skierował się do łazienki. Wszedł do wymienionego pomieszczenia. Kiedy wszedł do łazienki jego przyjaciółka właśnie zmieniała koszulkę. Kiedy go zobaczyła to od razu krzyknęła
- Leon wyjdź stąd!
- Okey! Już wychodzę! - wyszedł. Po tym incydencie Leon poszedł do kuchni w celu zrobienia śniadania dla nich obojga. Wyciągnął składniki do zrobienia omlet'ów. Zaczął przygotowywać posiłek. Po krótkiej chwili na dół zeszła Violetta. Leon natomiast kończył robienie omletów.
- Hej. Co robisz? - podeszła do niego. 
- Hej. Śniadanie. Dziś omlet. - uśmiechnął się.
- Mmm pysznie.
- Tak. Przepraszam za tą sytuację w łazience. - spojrzał kątem oka na nią. 
- Nic się nie stało. Trochę przesadziłam z moją reakcją.
- Serio przepraszam. Ale miło było cię taka zobaczyć.
- Mam to uznać za komplement?
- Chyba tak. Gotowe. Jedzmy.
- To dziękuję. Smacznego.
- Smacznego.
    Gdy skończyli jeść. Violetta wstała od stołu. Wzięła swój i Leona talerzyk. Po czym wstawiła je do zmywarki.
- Co robimy Vilu? - w dalszym ciągu siedział przy stole. 
- Nie wiem. Ty coś wymyśl.
- Nie mam pojęcia. Dziś niedziela. Poleniuchujmy. 
- Dobrze leniuszku. - zaśmiała się.
- Ja już będę szła do domu.
- Co? Nie nie idź.
- Muszę.
- Czemu?
- Bo mam parę rzeczy do zrobienia.
- Nie da się nic zrobić?
- E... Nie.
- Okej. W takim razie. Pozwól się przytulić na pożegnanie. Rozłożył ręce.  Dziewczyna bez wahania przytuliła się do swojego przyjaciela.
- Teraz cię nie puszcze. - szepnął.
- Verdas puszczaj. Muszę iść.
- Mówiłem że cię nie puszczę. - Dziewczyna zaczęła się wyrywać z jego ramion. 
- Księżniczko i tak nic Ci to nie da.
- Masz mnie puścić!
- Zostajesz ze mną.
- Nie, nie zostaje. Proszę puść mnie. - przesunął się o kolejny krok do tylu. Wraz z Violą w jego objęciach. Kiedy zrobili kolejny krok. Przewrócili się na kanapę. Chłopak leżał na miękkim 
- Verdas nie przesadzasz? Puść mnie
- A nigdzie nie pójdziesz?
- Muszę iść.
- W takim razie cię nie puszczę. Muszę się tobą nacieszyć.
- No Leon...
- Wiem jak mam na imię. Nie musisz przypominać Vilu. Proszę cię byś została.
- A ja Cię proszę żebyś mnie puścił.
- Nie uciekniesz?
- Może...
- Może?
- No dobra. Nie ucieknę - skłamała. Lekko rozluźnił uścisk, po czym puścił przyjaciółkę. Castilio od razu pobiegła do drzwi. A za nią Verdas. Przytrzymał ją w pasie.
- Nie uciekniesz księżniczko - uśmiechnął się zalotnie.
- No Leoś.. ale ja Cię tak bardzo proszę. - zrobiła maślane oczka.
- Nie. Muszę choć trochę się Tobą nacieszyć. - Przytulił się do niej jeszcze bardziej.
Masz całe życie. Nacieszysz się jeszcze.
- Ale ja wolę teraz.
- Ja wolę kiedy indziej.
- To masz problem bo ja Cię nigdzie nie puszczę.
- Muszę iść do Ludmiły. - wymyśliła na szybko.
- Ludmiła zaczeka - uśmiechnął się. Westchnęła.
- A po co mam zostać? Jakieś korzyści dla mnie?
- Korzyści będziesz miała z tego takie, że spędzisz dzień ze mną.
- Spędziłam cały dzień wczoraj z tobą. Dziś chce odpocząć albo porozmawiać z Lu.
- To odpoczniesz w moim towarzystwie.
- A co byśmy robili?
- Co tylko będziesz chciała księżniczko.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze kochanie.
- Tak też!
- Nie denerwuj się skarbie.
- Leon!
- Tak kwiatuszku?
- Agh. Jak nie przestaniesz to sobie pójdę!
- Ale co w tym złego?
- Po prostu mnie denerwujesz. Nie chce byś do mnie tak mówił. 
- No dobrze. Przepraszam.
- Puścisz mnie? Chce się napić wody.
- Ale mi tak dobrze z Tobą w ramionach.
- Ale ja chce pić.
- No dobrze. - powiedział smutny.
- Nie smutaj się.
- Będę smutać.
- A jak dostaniesz buziaka?
- Zależy w co go dostanę - uśmiechnął się.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
- Pomarzyć zawsze można.
- Dokładnie. 
- To dostanę tego buziaka?
- Jasne. - Violetta przybliżyła się do Leona żeby pocałować go w policzek, ale on przekręcił twarz tak, że jej usta wylądowały na jego ustach. Po jakimś czasie oderwali się od siebie. Ciągle stykali się czołami i patrzyli sobie głęboko w oczy.
 - Violu.. to było.. cudowne.
- Leon...
- Tak wiem. Jestem kretynem bo pocałowałem własną przyjaciółkę.
- Leon... Ja... My nie powinniśmy.
- Przepraszam Cię, że do tej pory się nie odkochałem.
- To nie twoja wina. - dotknęła jego policzka.
- Moja. Nie potrafię przestać Cię kochać.
___________________________________________
Jest 20 ;))
Co powie Vilu? ;d
Do następnego, jeśli będzie dużo komentarzy. ;*


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 19 ~ Nasz dzień

W sobotni ranek, szatynka postanowiła wybrać się do swojego przyjaciela. Umówili się by spędzić razem dzień. A właściwie to Violetta uległa Leonowi, który naciskał choć na kilka godzin spędzonych z nią. Po parunastu minutach stała pod drzwiami Leona. Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzyły się, a zza nich ujrzała Verdasa.
- Cześć Violu. Tęskniłem za Tobą - przytulił drobną szatynkę.
- Hej, too co robimy? - spytała po skończonym uścisku
- A co chciałabyś księżniczko robić?
- No to może... pójdziemy na lody?
- Okey.
- To chodźmy.
- Tak chodźmy. 
Przyjaciele udali się do najbliższej lodziarni. 
- Jakie lody państwo zamawiają?
- Mięta i pistacja. - odpowiedziała dziewczyna.
- Vanillie i truskawkę. - odpowiedział szatyn.
- Dobrze - powiedział zapisując na kartce - zaraz przyniosę.
Wybrali jeden z wolego stolika.Usiedli i od razu zaczęli rozmowę.  Po chwili kelner przyniósł im zamówienie.
- Dziękujemy.
Oboje zaczęli jeść przysmaki. Kiedy skończyli jeść, udali się na spacer.
- O czym myślisz? - zapytał.
- O przyszłości. - odpowiedziała szatynka.
- Powiesz coś więcej?
- Kiedyś w dalekiej przyszłości chciałabym mieć dzieci, męża. Dom z ogrodem w którym bawiliby się dzieci; dziewczynka i chłopiec. Męża który traktowałby mnie wyjątkowo. Bylibyśmy szczęśliwi.
- Ja taką dziewczynę jak ty traktowałbym jak księżniczkę bo na to zasługujesz. 
- Dziękuje. - odpowiedziała niepewnie. 
- A jak nazwałabyś dzieci? - spytał z uśmiechem.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Ale może Louis i Caroline?
- Śliczne imiona. - uśmiechnął się ciepło. 
- Też mi się podobają. 
- A ty jakie masz plany na przyszłość?
- Chciałbym mieć żonę i dwójkę kochanych dzieci - chłopca i dziewczynkę. I chciałbym mieć śliczny domek.
- Fajnie. - uśmiechnęła się do niego. 
- Wybierzmy się do kina. Co ty na to?
- Okej, dobry pomysł.
Para przyjaciół udała się do kina. Nie mieli daleko i już po chwili byli u celu. Weszli do środka.
Podeszli do kasy po czym kupili bilety na film. Wybrali film "Gwiazd naszych wina". 
Głównymi postaciami filmu byli Hazel i Gus. Poznali się na grupie wsparcie chorych na raka. Połączyło ich ciężkie doświadczenia oraz miłość do książek. Dziewczyna pragnie skontaktować się z autorem ulubionej powieści. Mimo wszystkich prób dziewczyny nie udaje jej się to. Chłopak jednak nie poddaje się tak łatwo. Gus'owi udało się skontaktować i zdobyć zaproszenie na spotkanie z pisarzem w Amsterdamie. Jako towarzyszkę postanawia zabrać Hazel.
Po skończonym seansie, wyszli z kina.
- Wspaniały film - skomentowała.
- Tak, idziemy coś zjeść? Jestem strasznie głodny!
- Okey, możemy iść.
- Super! To chodź - pociągnął dziewczynę za rękę. Pobiegli w stronę pobliskiej restauracji. Weszli do środka i zajęli stolik przy oknie.
Po chwili podszedł do nich kelner.
- Co państwo zamawiają?
- Ja poproszę spaghetti, a ty Violu?
- Ja to samo.
- A do picia?
- Ja wino czerwone - powiedział szatyn.
- A ja białe.
- Dobrze. Niedługo dostarcze państwu zamówienie. -mężczyzna odszedł. 
- Dziękuje Ci za naprawdę dobry dzień. - uśmiechnęła się. 
- Nie ma za co. Miło mi było spędzić czas w twoim towarzystwie. Mam nadzieję, że będziemy wychodzić częściej.
- Zobaczymy co da się zrobić. - zaśmiał się. Po chwili kelner przyniósł im zamówienie. Zaczęli jeść.
* * * 
Aktualnie ta dwójka stoi przed drzwiami domu Leona. Chłopak szuka kluczy. Po chwili gdy je znalazł, otworzył drzwi. Weszli do środka. Violetta usiadła na kanapie i zdjęła szpilki. Za krótką chwilę obok niej usiadł także szatyn.
- Napijemy się czegoś? - spytał.
- Eee, no jasne. Chętnie.
- Okej. - chłopak wyszedł z salonu, a już po chwili wrócił z butelką wina oraz dwoma kieliszkami.
* * *
- Dlaczego?
- Chciałbym powiedzieć jej, że ją kocham. 
- To zrób to. 
- Nie mogę. Ona pewnie nic do mnie nie czuje. 
- Nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz. 
- Zapewne. 
- Więc zrobisz to?
- Przy odpowiedniej okazji.
- Ja już powinnam iść.
- Nie. Nie puszczę Cię, poza tym jest już ciemno. 
- Daj spokój, wezmę taksówkę. - wstała, chwila równowagi i upadła w ramiona szatyna.
- Sama wpadasz w me ramiona. Teraz tym bardziej cię nie wypuszczę. Zostajesz u mnie na noc.
- Okey, nie mam siły się z tobą sprzeczać.
- I tak byś nie wygrała.
- Heh, dobrze.
- Na pewno jesteś zmęczona. Chodź pokaże Ci pokój. - wchodzi po schodach.
- Okey, dasz mi jakąś koszulkę do spania?
- Jasne. Zaraz Ci przyniosę... Dziś będziesz spała tutaj. - zaprowadził ją do jednego z pokoi gościnnych.
- Dobrze. - uśmiechnęła się. Dziewczyna usiadła na łóżku. Chłopak wyszedł, a za chwilę wrócił z koszulką w ręku.
- Może być trochę za duża.
- Nie przejmuj się. 
- Okey, ja idę do siebie. - wychodzi z pokoju.
- Zaczekaj! - wrócił się.
- Coś się stało?
- Nie, em. Po prostu... Możesz tu ze mną posiedzieć? Nie jestem śpiąca.
- Jasne, że mogę.
- Dziękuje. - przytuliła go.
Po kilku minutach leżenia chłopak zasnął. Dziewczyna bardziej się w niego wtuliła i już po chwili spała.

_______________________________________________
Jest 19 ;>
Jest cały o Vilu i Leosiu <3
Może nie długo będą parą? ^^
Do następnego ;p



sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 18 ~ Kawa

~ Jeśli pojawi się dużo komentarzy rozdział jutro. ~

* Następnego dnia, rano *
Chłopak spał na kanapie. Przeciągnął się na drugą stronę. Czego skutkiem był upadek na podłogę. 
- Ałć - powiedział rozmasowując obolałe miejsce. Po schodach zeszła Ludmiła.
- Co się stało? - spytała patrząc na Leona.
- A nic. Zaprzyjaźniam się z podłogą (xd). Jak się spało?
- Co chwilę się budziłam. Nie mogłam spać. Jakieś dwie godziny temu wstałam.
- To może się połóż jeszcze spać?
- Nie, i tak nie zasnę.
- Ale powinnaś spać przynajmniej 10 godzin.
- Ale nie mogę zasnąć!
- Lusiu nie denerwuj się.
- Nie jestem zdenerwowana. A ty byś wstał i się w końcu ubrał.
- Już wstaje. Ty usiądź i odpocznij, a ja jak się ubiorę to zrobię ci śniadanie.
- Mam dość odpoczynku, pomogę ci.
- Nie Lu. Poradzę sobie - uśmiechnął się.
- To zadzwoń po Violkę, przynajmniej pogadam z kimś z kim się da rozmawiać.
- Dobrze. Zaraz po nią zadzwonię.
- Nie, pewnie jeszcze śpi. 
- To po co każesz mi po nią dzwonić?
- Potrzebuję jej. Zresztą nie ważne. Pójdę do niej po południu. Odwieziesz mnie do domu? Nie chcę mi się iść.
- W takim stanie nie będziesz siedziała sama w domu. Już dzwonię po Violette.
- Jesteś strasznie denerwujący. 
- Ale za to mnie kochasz - oznajmił z uśmiechem.
- Zrobisz w końcu to śniadanie?!
- Lusiu nie denerwuj się. Już idę robić te śniadanie.
 * * *
       Włoszka spacerowała uliczkami Rzymu. Od kilku dni znajduję się w swoim ojczyźnie. Przyjechała pomóc rodzicom jak i zapomnieć o chłopaku który wrócił do Argentyny. Nie chciała przez niego cierpieć. Chciała zapomnieć o nim raz na zawsze.
       Francesca upiła łyk kawy. Delektowała się jej wspaniałym smakiem. Rozglądała się po pięknym mieście, w którym dawno nie była. Nagle poczuła lekkie uderzenie, a z rąk wypadł jej plastikowy kubeczek. Podniosła głowę, by móc ujrzeć na co, a raczej kogo wpadła. Ujrzała wysokiego, przystojnego bruneta.Po chwili jej oczy przeniosły sie na jego koszulkę gdzie widniała plama od czarnej cieczy.
- Jak łazisz?! - krzyknął mężczyzna.
- Jak ja?! To ty nie patrzysz pod nogi!
- Ale to na mojej koszulce jest kawa, a nie na twojej!
- Przepraszam!
- Co mi z twoich przeprosin?! Jestem przez Ciebie cały brudny!
- Co za problem? Masz tu pełno sklepów.
- Ugh! Nie jestem dziewczyną, nie będę latał po sklepach i szukał bluzki!
- Raz Ci nie zaszkodzi. 
- Ehh.. nie zamierzam się z Tobą kłócić.
- Przecież się z tobą nie kłócę. 
- A co przed chwilą robiłaś? 
- To ty zacząłeś. 
- Przepraszam Cię.
- Także przepraszam. Jestem Francesca. - podała rękę
- Diego - uścisnął dziewczyny dłoń.
- Słuchaj, odkupię Ci te koszulkę.
- Nie trzeba. - uśmiechnął się.
- Okej, w takim razie zabieram cie na kawę. - uśmiechnęła się ciepło. 
- To raczej ja powinienem zabrać cię na kawę w zamian za tą straconą.
- W takim razie chodźmy.
Znajomi udali się do najbliższej kawiarni. Tam przez najbliższe godziny trochę się poznali. Bardzo się polubili.
* * *
Szatynka aktualnie stoi i puka do drzwi swojego przyjaciela - Leona. Po chwili otwiera je zapłakana Ludmiła. 
- Hej, co jest?
- Życie jest okropne. 
- Ja jestem w ciąży z Marcinem.
- To... Dobra wiadomość. Chodź usiądziemy. Jak na to zareagował?
- To nie jest wspaniała wiadomość! Ten dupek wyparł się własnego dziecka!
- Byłaś u ginekologa?
- Jeszcze nie.
- Więc nie masz pewności. Musisz się umówić na wizytę.
- Testy ciążowe tak wykazały. A zresztą sama nie pójdę.
- Jeśli będę miała chwilę to pójdę z Tobą.
- Nie.. nie będziesz traciła przeze mnie czas.
- Daj spokój. Jeśli będę mieć czas, chętnie się z tobą wybiorę.
- Nie. Ty masz za dużo obowiązków. Poproszę Fede żeby ze mną poszedł.
- Okej, jeśli chcesz.
- Ale i tak dziękuję za pomoc - blondynką uśmiechnęła nie serdecznie.
- Jesteś moją przyjaciółką. Oczywiste że ci pomogę.
- Dziękuję.
- A gdzie Leon?
- Chyba w kuchni.
- Pójdę po coś do picia.

- Dobrze.
Weszła do kuchni. Ujrzała tam Leona przygotowującego posiłek.
- Hej, Leon.
- O. Cześć Violu - podszedł do szatynki po czym ja przytulił.
- Co robisz?
- Robię obiad. 

- Fajnie ujrzeć cię gotującego w kuchni.
- Takie to uroki mieszkania samemu.
- Na dobre Ci wychodzi. 
- A co cię tu sprowadza? Stęskniłaś się za mną? - na ustach szatyna pojawił się szeroki uśmiech.

- Gdyby nie było tu Lu, nie przyszłabym.  I może trochę się stęskniłam. 
- Może?

- Rób już ten obiad, przyszłam tu tylko po wodę. 
- Nie odpowiedziałaś na pytanie.

- Nie muszę. 
- Ale możesz.
- Ale nie chcę.
- Ehh.. niech ci będzie. I tak wiem, że tęskniłaś.
- To po co pytasz?
- Chciałem zobaczyć jak odpowiesz.
- Aha. Idę do Lu.
- Okey. 
____________________________
18 *-*
Mały moment z leonettą, ale w kolejnym cały rozdział o nich. :)
Jeśli pojawi się dużo komentarzy rozdział jutro. Do następnego. ;*






piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 17 ~ Obowiązek

~ Jeśli będzie do 7 komentarzy rozdział jutro! ~

* * *
Po tym incydencie Ludmiła udała się do Leona. Godzinę później stała pod drzwiami domu swojego najlepszego przyjaciela. Zapukała i już po chwili ujrzała szatyna. Od razu się w niego wtuliła.
- Lu co się stało?
- Możemy wejść do środka?
- Jasne, wchodź. 
Zamknął drzwi. Usiedli w salonie. 
- No to mów co się stało - powiedział troskliwie.
- Marcin to idiota, dupek jaki może być. 
- Czemu tak sądzisz?
- Bo to prawda, Leon. Tak jest. Dziś zerwaliśmy.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Nie umie przejąć odpowiedzialności za swoje czyny.
- Nie do końca rozumiem.
- Jestem w ciąży, Leon! Jestem w ciąży. 
- Lu. Nie martw się. Ja Ci we wszystkim pomogę - podszedł do blondynki po czym ją przytulił.
- Jesteś najlepszy. Dziękuje Ci.
- Nie ma za co. Wiedz, że zawsze ci pomogę. A Marcin jest zwykłym dupkiem.
- Tak, zgadzam się. Ja już wrócę do domu.
- Lu w takim stanie cię nie puszczę.
- Leon nic mi nie jest. Mogę wrócić sama. 
- Nie. Zostajesz tu ze mną.
- Nie mam już siły Ci się sprzeciwiać. Jak chcesz.
- Jesteś w ciąży. Moim obowiązkiem jest opiekowanie się Tobą.
- Nie jest to twój obowiązek. 
- Jesteś moją przyjaciółką, więc jest to mój obowiązek.
- Nie. Robisz to, bo chcesz.
- Niech Ci będzie. Ale zostajesz na noc u mnie.
- Dobrze. 
- Prześpię się na kanapie, przyniesiesz mi jakiś koc?
- Nie. Ty prześpisz się w mojej sypialni, a ja będę spał na kanapie.
- Ja będę spała na kanapie, a ty u siebie. To twój dom, nie powinieneś spać w salonie.
- Ale będę spał w salonie. Jesteś ciężarna, więc powinnaś mieć wygodnie.
- To dopiero pierwsze chwile. Daj spokój. 
- Nie dam spokoju. Musimy dbać o twoje przyszłe dziecko.
- Dziecko... Dziecko w moim wieku? Do tego będę wychowywać je sama.
- Ludmiła pomogę ci z wychowywaniem go.
- Dziękuję. Mogę się już iść położyć?
- Jasne. Śpijcie dobrze - uśmiechnął się. 
* * *
Co ja narobiłam? Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? A ten dupek nawet nie ma odwagi podjąć odpowiedzialności za swoje błędy! Był taki kochany, czuły, miły, a teraz? Jak o nim myślę to mnie mdli. Czemu to wszystko się mi przytrafia? Czemu nie mogę być szczęśliwa? Mam wszystkiego dość. Ten koleś zrujnował życie mojej przyjaciółce, a teraz mi. Gdybym mogła już bym się zabiła. Ale przez ciążę, Leona... Ja po prostu nie mogę, nie chce. Tylko teraz moje przyszłe dziecko będzie wychowywało się bez ojca.  - myślała. Po kilku minutach odpłynęła do krainy Morfeusza. 
* * *
Nie wiem jak można być takim człowiekiem! Zabawił się, a jak przyszło co do czego to zostawił dziewczynę z brzuchem. Po prostu kretyn. Szkoda mi Ludmiły. Widzę jak ona cierpi. Chociaż dobrze, że Francesca wyjechała. Przynajmniej jej znów nie skrzywdzi. Kim można być, by ciągle krzywdzić i ranić te niewinne kobiety? On jest chyba psychicznie chory. Ja nigdy bym nie zranił żadnej kobiety. Tak, nigdy. Jutro muszę obgadać z Lu ważne rzeczy. A tymczasem idę spać... Może przyśni mi się Viola. Chciałbym. - myślał. I już po kilku minutach miał zamknięte powieki i cicho pomrukiwał.
___________________________________________
I jest 17 ;*
Tak jak obiecałam. :)
Jutro moment z leonettą, trochę Fran i Lu.
Dedykowany rozdział : Berry ;*<3
Do następnego. ;*