sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 24 ~ EPILOG


*Kilka miesięcy później...*

Otworzyła swoje powieki, popatrzyła na miejsce w którym się znajduje. Po chwili wiedziała już, że nie znajduje sie u siebie tylko u Verdasa. Przekręciła się na drugi bok. Tyknęła się z poduszką. Wygramoliła się spod koldry, wziela jedną z koszul szatyna, która leżała na krzesełku. Zeszła na dół, u w kuchni zobaczyla chłopaka siedżacego przy stoole.
- Dzień dobry - oparła się o framugę drzwi.
- Dzień dobry słońce - podszedł, pocałował ją. - Jak się spało?
- Wspaniale - wymienili się uśmiechami, zasiadli do stołu na którym już było śniadanie przygotowane przez Verdasa. Zjedli śniadanie, posprzątali po sobie i wybrali się na spacer. Rozmawiali o swojej przyszłości. Już od dawna zdecydowali zamieszka razem. Violetta znalazła pracę jako adwokat, Leon zaś jako chirurg. Oboje od trzech miesięcy mieszkają w Nowym Jorku. Są razem szczęśliwi jak nigdy. O dzieciach jeszcze nie myślą, ale może kiedyś, zobaczymy tu małego Verdaska?
    A propo dzieci, Ludmiła urodziła zdrowego synka! Wychowuję go razem z Federico, który podczas ciąży Ludmiły bardzo się z nią zbliżył.
    Francesca jak się okazało zwiedza świat! Obecnie znajduje się w Egipcie wraz że swoim bardzo dobrym przyjacielem Diego.
   A Maxi? Cóż, chłopak jest sam. Natalia która tak bardzo pokochał, zostawiła go. Tak po prostu z dnia na dzień opuściła jego dom, bez żadnego słowa wyjaśnienia. Obecnie poświęcił się dla pracy w schronisku dla zwierząt. Jest myśli że nie ma szczęście w miłości. Choć, może coś jeszcze kiedyś się wydarzy, i zmieni zdanie?

*Kilka lat później...*

- Kevin pójdziesz pobawić się z Amelia?
- Dobrze, ciociu Violu. - oboje poszli bawić się do piaskownicy. - Tylko uważajcie... Wspaniałe dzieciaki - zwróciła się do Ludmiły.
- Dokładnie. A gdzie Leon?
- Pojechał na zakupy.
- Ach, no tak. - uśmiechnęła się.
   Ludmiła wraz z swoim mężem przyleciała do Verdasów na wakacje.
Kevin to syn Ludmiły, ma już 5 lat. Violetta oraz Leon spodziewają się już drugiego dziecka. Tak, 3-letnia Amelia będzie miała rodzeństwo. Verdasowie od 6 lat jest już małżeństwem. Tak jak i Federico z Ludmiła już dwa lata.
  Francesca dalej zwiedza świat, lecz teraz już u boku swojego narzeczonego, a już za dwa miesiące męża - Diego. Dominquez oświadczył się Włoszce w Brazylii w Rio de Janeiro.

Tak oto "kończy się" historia naszych postaci.

Od sierpnia nic nie dodałam co do rozdziału ;/
Ale, lepiej późno niż wcale :d
Czy kończę z pisaniem? Nie wiem.
Co do epilogu; napisałam go, ponieważ nie wiem jaki miałby być kolejny rozdział, bo ta historia jest nudna, bezsensu itp.
Wiem że kończę to opowiadanie ;)
Napewno co jakiś długi czas wstawie jakiś post, nie obiecuje że będzie to jakieś "dzieło" czy zwykła notka. ;)
Jeśli jeszcze ktoś tu jest, ktoś to przeczytał - niech postawi tradycyjną kropkę ;D
Z okazji świąt życzę wam wszystkiego dobrego, dużo prezentów, miłej Wigilii, dobrych ocen, szalonego sylwestra.. ;>
Do zobaczenia niebawem (?)
Ola:)

środa, 8 października 2014

Żyję.

Nie było mnie chyba z dwa miesiące. Oczywiście, myślałam o w tym czasie o blogu. Nie wiem do końca co z nimi zrobić, gdyż nie mam żadnego pomysłu na nowa historię, a tez nie wiem za bardzo o kim o czym ona miała by być. Najlepszym rozwiązaniem byłoby usunięcie czy tez zawieszenia. No chyba ze ktoś ma jakieś pomysły na historię; nie musi być o tematyce serialu "Violetta" . Większość głosów w ankiecie (która jest już usunięta) było za tym by zrobić nowe opowiadanie. Więc jeśli macie jakiś pomysł napiszcie mi na priv czy tez tu w komentarzu. :)W innym przypadku bloga zawieszam. ;)

Co do bloga: Te esperare por que al vivir tu me enseñaste   poszukiwałabym osoby z którą mogłabym pisać tego bloga. Sama nie daję rady. ;) Jeśli ktoś byłby zainteresowany niech pisze na priv; kontakt podany jest w zakładce ;) Można pisac do mnie wszędzie; na maila, gg, ask'a itp. ;) Wtedy poddam więcej informacji. W innym przypadku - jeśli nikt się nie zgłosi także przestanę tam pisać. ;)

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 23 ~ Chcę być twoją dziewczyną

Szatynka wstała dziś bardzo wcześnie. Nie mogła spać, gdyż miała sny przedstawiające ją i jej przyjaciela. Nie które chwile były wspaniałe, a drugie nie koniecznie miłe. Ubrała się, zjadła coś na szybko i wybiegła z domu jak oparzona. Chciała wszystko z Leonem wyjaśnić. Kiedy była juz pod jego drzwiami. Za dzowniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili dotarło do niej to co zrobiła. Nie wiedziała co ma zrobic. Uciec? Tak to chyba najlepsze wyjście - pomyślała. Jednak było już za późno, chłopak otworzył drzwi i krzyknął.
- Violetta! - zatrzymała się, odwróciła sie tak by spojerzeć na szatyna. Patrzył na nią pytająco. No bo kto przychodzi tak wcześnie do swojego przyjaciela? - Coś się stało? Chodź, zapraszam. - nie pewnie podeszła. Chwile później siedzieli w ciszy w salonie.
- Co cie do mnie sprowadza Violu? - spoglądnął na nią.
- Ja... Ja chciałam tylko z tobą porozmawiać. Ale jeśli nie masz czasu to przyjdę kiedy indziej. - wstała i już chciała wyjśc.
- Nie, ja mam czas teraz. Prosze usiądź, i mów co się dzieje. - zrezygnowana usiadła.
- Bo...
- Mów, nie wstydź się.
- Bo .... Ja chciałam cię tylko przeprosić ze ostatnio tak wybiegłam, bez słowa. - wymyśliła na szybko.
- Nic się nie stało - uśmienchnął się - To wszystko?
- Eee, tak to wszytko. Przepraszam,  ze zajęłam ci czas. Mogłam po prostu zadzwonić.
- Ale tego nie zrobiłaś, i dziękuje ze się fatygowałaś. Zostaniesz na śniadanie?
- Nie, nie dzięki. Jadłam już i mam jeszcze cos do załatwienia.
- No okey.
- To będę już szła. - wstała i skierowała sie do drzwi.
- Ej! Nie pożegnasz sie ? - wróciła sie i przytuliła do niego. Po uścisku  rzuciła krótkie "Do zobaczenia" i wyszła z domu szatyna.
Ugh! Jak mogłaś tak stchórzyć Violetto! No jak?! Jestem zwykłą idiotką! - karciła siebie w myślach.
* * *
- Gdzie ten telefon! - szukała telefonu który wciąż zdzownił, po chwili go znalazła. Czym prędzej go odebrała. 
-Halo? ... Leon... Yyy, tak pewnie, ze możesz... Okey czekam... Do zobaczenia. 
Pobiegła na górę przebrać się. Kiedy to zrobiła na dole ogarnęła trochę bałagan. Po chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Podeszła i otworzyła. Ujrzała Leona. 
- Yyy wejdź, proszę. 
- Dzięki. Pomyślałem, że siedzisz sama w domu i się nudzisz, więc jestem. - uśmiechnął się.
- Okey, chcesz coś do picia? 
- Może jakiś sok, tylko. 
- Okey, zaraz wracam. - szatyn usiadł na kanapie. Chwilę siedział w ciszy, ale zaraz jego uwagę przykuła "książka" pod stolikiem. Miała otwartą stronę na której pisało "I will always love you " . Zaciekawiło go to zdanie. Podniósł "książke", na drugiej stronie (przed tem nie zauwazyl) narysowany była twarz Leona. 
Kiedy tak przyglądał się, do salonu wesżła szatynka. Kiedy zobaczyła ze Leon przygląda się jej jak sie okazało pamiętnikowi. Opuściła tacę na kórej miala postawniony sok oraz ciastka. Leon podszeł do dziewczyny. 
- Co się stało? Ducha zoabczylaś? 
- Co robiłeś z moim pamiętnikiem?
- To pamiętnik? Nie wiedziałem, przepraszam. 
- Nic się nie stało, ale m=co widziałeś. 
- Wystaraczjąco dużo Violetto. Musimy poważnie porozmawiać. 
- Przperaszam, usiądźmy. - usiedli. 
- Dlaczego mi nie powiedziałaś prawdy? 
- Nie wiem, ja po prostu się bałam. 
- Czego sie bałaś? Przecież nie odrzuciłbym cię. Wiesz, ze cię kocham. 
- Nie chciałam przechodzić tego co kiedyś, po twojej zdradzie. 
- Wiesz, że tego nei chciałem. Nie chciałem byś była nieszczęśliwa, byś cierpiała. Nie chciałem tego. 
-Ale tak się stało, Leon. 
- Żałuje. W ciągu tych kilku dni pozwoliłaś mi się do siebie zbliżyć. Zaufać ponownie. Przyejchałas do Buneos Aires. Zostałaś. Nawet nei wiesz jaki byłem wtedy szczęśliwy, że istaniała by szansa na przyjaźń z tobą. - nic nie odpowiedziała. - Każdy zasługuje na drugą szansę. Prosze. 
- Nie wiem co ci powiedzieć. Po chwili ciszy, ot tak poprostu przytuliła się do neigo. Odwzajemnił to. - Leon... 
- Tak? 
- Chcę być twoją dziewczyną. - odsuneła się i spojrzała w jego oczy. 
- Naprawdę? Nawet nei wiesz jak się cieszę. 
- Naprawdę. Kocham Cię. 
- Także cię kocham. - pocałowali się. 
______________________________________
Jeju! Ten rozdział bardzo mi ise nie podoba!
Ale macie leonette ;)) Wkońcu. Miała być jeszcze później, ale cos mnie wzięło i jest teraz. ;)
Przperaszam za błędy i za taki jakiś byle jaki rozdział ale pisze na szybko. :))
LIczę na komentarze <3
Do następnego. ;*




piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 22 ~ Szukałem Cię.

* * *
Użyłam telefonu jako wymówki aby wyjść. Świetnie Violka. Czemu po prostu nie mogłam z nim porozmawiać? Jestem idiotką. Zwykłą idiotką. On znów chce ze mną być! A ja? Jak zwykle musiałam to popsuć. Kocham go, ale nie wiem czy jestem gotowa na związek. Co jeśli stanie się to co kiedyś?
Co jeśli znów mnie zdradzi? Zaufałam mu. Jest moim przyjacielem. Nie wiem czy chce by było z tego coś więcej. Ale muszę w końcu podjąć decyzję i mu o niej powiedzieć. - rozmyślenia Violetty. 

* * *
Nie rozumiem dlaczego tak szybko wyszła. Coś się mogło stać?  A może po prostu to był pierwszy lepszy pretekst żeby sobie pójść? Wygłupiłem się z tym pocałunkiem. Teraz mogę wszystko popsuć, a tak daleko zaszliśmy. Chociaż może nie? Jestem kretynem. Teraz pewnie nawet nie będzie chciała być moją przyjaciółką. Muszę z nią to wyjaśnić. Nie chcę by między nami było tak... nie zręcznie.
Mam nadzieje, że Violetta to zrozumie. Że dalej będziemy przyjaciółmi. A między nami będzie jak dawniej. Nie moja wina, że dalej ją kocham. Chce z nią być. Ale ona... Nie wiem czy wciąż coś do mnie czuje. Pewnie nic. W końcu minęło już tyle czasu od naszego zerwania. A jej uraz po mojej zdradzie na pewno gdzieś jeszcze jest. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. - rozmyślenia Leona. 

* * *
Następnego dnia Ludmiła wraz z Federico wybrali się na zakupy.
- Jak myślisz będzie to chłopiec czy dziewczynka?
- Przeczuwam, że dziewczynka.
- Będzie tak śliczna jak mamusia..
- Nie podlizuj się.
- Nie podlizuję. Ja tylko stwierdzam fakty.
- Niech Ci będzie. Chodźmy na tamten dział! - pociągnęła go za rękę. Po czym oboje poszli w stronę która wskazała blondynka.
- Na pewno chcesz przygotowywać pokój skoro jeszcze nie znasz płci dziecka? - spytał kiedy Ludmiła wybierała farbę. 
- Federico. Jestem pewna, że urodzi się dziewczynka. - uśmiechnęła się do niego. 
- A co jak urodzi się chłopiec?
- To będzie dziewczynka, uwierz mi.
- No dobrze.
* * *
Brunetka szła ulicą. Niebo było pochmurne, a w oddali było słychać pierwsze grzmoty.
"Co ja tu w ogóle robię? W taką pogodę?" - pomyślała Naty.
Dziewczyna odgarnęła kosmyk kręconych włosów za ucho. Nie wiedziała co ma robić więc zaczęła biec. Biegła i biegła niczym małe, bezbronne dziecko. Wiatr rozwiewał jej ciemne włosy. Nagle dostrzegła czyjeś ciało, ale było już za późno. Z impetem wpadła na osobnika płci męskiej (dziewczyny nie mają takich mięśni - stwierdziła). Bąknęła krótkie przepraszam, po czym wolnym krokiem oddaliła się. Nie zdarzyła jednak zrobić pięciu kroków, bo mężczyzna chwycił ją za ramię.
- Maxi?! - spytała.
- Szukałem Cię.  - "Ale po co?!" pomyślała.
- Szukałeś? - stwierdziła, że najrozsądniej będzie powtarzać jego ostatnie słowa, dopóki nie dowie się więcej.
- Tak nagle wybiegłaś. Chciałem Ci powiedzieć, że mam zarezerwowany wieczór w restauracji Our Stars. Dla dwojga. Pomyślałem, że mogłabyś iść ze mną.
- O mój Boże. - wyszeptała wymawiając każdą literę z wielkim podekscytowaniem, ta restauracja była jedną lepszych w mieście.
* * *
- Która ładniejsza farba? - spytała pokazując na dwie puszki.
- Ludmiła, ale one są takie same.
- Wcale nie. To jest pastelowy róż, a to jest jasny róż.
- Nie zrozumiem. 
- Eh.. to który w końcu ładniejszy?
- Ten po lewej.
- Okey. Czyli bierzemy ten po prawej.


___________________________________________________________
Wyszedł tak jakiś ;DDD
Ale jest Juz 22 ;))
Do następnego. ;*

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 21 ~ Żarcik

* * *
Chłopak wstał około dwóch godzin temu. Zjadł śniadanie, przebrał się. Dowiedział się od Leona, że Ludmiła jest w ciąży. Postanowił dziś do niej iść. Aktualnie stoi pod jej drzwiami. Puka. Raz, drugi, za trzecim razem ukazuje mu się blondynka.
- Cześć, mogę wejść?
- Jasne. Wchodź.
- Dzięki. - wszedł i skierował się do salonu.
- Jasne. Wchodź.
- Dzięki. - wszedł i skierował się do salonu.
- Przepraszam, ale zaraz będę musiała wyjść.
- Tak? A dokąd? Jeśli mogę wiedzieć.
- Na wizytę u ginekologa. 
- Nic nie mówiłaś, że jesteś w ciąży.
- Nie miałam okazji żeby Ci powiedzieć.
- Aha. Może pójdę z tobą, co?
- A mógłbyś?
- No pewnie. Z chęcią. Na która masz?
- Dziękuję. Przynajmniej nie będę tam sama. Za 20 minut powinnam tam być.
- No to dawaj zbieramy się.
- Dobrze. Chodźmy. 
     Blondynka założyła wygodne buty. Zamknęła dom. Postanowili jechać autem Federico. Po jakimś czasie byli na miejscu. Wsiedli z samochodu. Weszli do budynku. Poszli pod odpowiedni gabinet. Usiedli na krzesłach i czekali na kolej blondynki. Lekko się denerwowała. Po chwili, jednym z "pokoju" wyszedł mężczyzna. Po czym zawołał pannę Ferro. 
- Wejdziesz proszę ze mną? - zwróciła się do Federico.
- Jak można to pewnie. 
Lekarz kiwnął głową na tak. Oboje weszli do środka.
- Proszę położyć się na leżance i podwinąć bluzkę.
Tak jak mężczyzna powiedział, tak zrobiła. Przyłożył do brzucha sprzęt i już po chwili na ekranie było coś widoczne.
- Ciąża rozwija się prawidłowo. To już 4 tydzień.
- A kiedy będzie wiadomo czy to chłopiec czy dziewczynka?
- To jeszcze za wcześnie. Płód się dopiero rozwija.
- No dobrze.
- Dobrze. Może pani wstać. - podał jej papierowy ręcznik. (?) Blondynka wytarła brzuch po czym wstała.
- Zalecam odpoczynek. I do nastepnej wizyty.
- A kiedy mam przyjść na kolejną wizytę?
- Za trzy tygodnie.
- No dobrze. W takim razie do widzenia. 
- A pani mąż niech się panią opiekuje. - rzucił lekarz. 
- Będę się nią opiekował - uśmiechnął się. Blondynka zdziwiona popatrzyła na niego. Po czym oboje wyszli z gabinetu.
- Czemu podałeś się za mojego męża?
- A czemu by nie? Przyszliśmy razem.
- To, że przyszliśmy razem to nie znaczy, ze jesteśmy małżeństwem. 
- Dobrze nie znaczy. Przepraszam. Taki mały żarcik
- Nic się nie stało. I tak w ogóle to dziękuję, że tam ze mną poszedłeś. Bo trochę się tego bałam.- Nie ma sprawy.
- Może pojedziemy do mnie?
- A nie będę ci sprawiała problemów?
- No coś ty. Zapraszam zawsze. Każdego dnia i nocy. - zaśmiał się. 
- Dobrze wiedzieć - również się zaśmiała. Po chwili byli w aucie. Wsiedli, ruszył. Po około pięciu minutach byli na miejscu. Weszli do środka. Od razu skierowali się do salonu. Usiedli na skórzanej sofie.
- Pewnie ojciec dziecka jest szczęśliwy z tego, że jesteś w ciąży. 
- Tak, wręcz skakał z radości jak to usłyszał. - odpowiedziała sarkastycznie. 
- To czemu nie poszłaś z nim do ginekologa?
- Daj spokój z tym pytaniami. Wyparł się swego dziecka, zakończył związek. Byłam tylko kolejną zabawką Marcina. Tak jak Francesca przede mną...
- Spotykałaś się z tym dupkiem?!
- Mówił, że się zmienił! Poza tym wcześniej nie wiedziałam, że znał Fran. I że to przez niego musiała tyle wycierpieć.
- To było wiadome, że to się tak skończy. Wykorzystał i zostawił.
- Byłam głupia. 
- Nie. Nie jesteś głupia. To on jest kretynem
- Możemy porozmawiać o czymś innym?
- Jasne. Jak sobie radzisz będąc w ciąży?
- Nie przesadzaj to dopiero kilka dni.
- Ale i tak musisz o siebie dbać i dużo odpoczywać.
- Wiem Fede, wiem.
- To dobrze. Zrobię coś do picia. 
- Okej, pomogę ci. - poszli do kuchni. 
 * * *
Chłopak czekał na reakcje dziewczyny. Violetta nie wiedziała co odpowiedzieć.
- Leon... Nie rozmawiajmy już o tym, proszę.
- Rozumiem, że nic do mnie nie czujesz - powiedział smutny.
- Po prostu nie chce dziś o tym rozmawiać. 
- Rozumiem. 
- Chyba już pójdę. 
- Przecież możesz zostać. 
- Nie wiem czy to aby dobry pomysł. 
- Proszę zostań.
- Zostanę.  Obejrzymy jakiś film? - uśmiechnęła się .
- Jasne. Może jakiś horror?
Nie... Może komedia?
 - Okey. To wybierz którąś z półki.
- Okey. - podeszła do półki. W tym momencie do szatynki zadzwonił telefon. Odebrała. Po krótkiej rozmowie, powiedziała do Leona. Że musi wyjść. Rzuciła mu na odchodne "Spotkamy się jutro, przepraszam.".
__________________________________________
Jest 21 ;))
Lu u ginekologa. Vilu uciekła od Leona ;D
Nie długo leonetta ;pp
Do następnego. ;*




wtorek, 5 sierpnia 2014

Rozdział 20 ~ Pocałunek

~ Jeśli będzie dużo komentarzy to rozdział jutro! ~ 


 * * *
Obudzili się wtuleni w siebie. Czuli się bardzo wspaniale w swoim towarzystwie. Violetta wygramoliła się z objęć Leona po czym poszła do łazienki się przebrać. Leon lekko się poruszył, przewrócił na drugi bok. Chciał przytulić Vilu. Lecz dotknął kołdrę. Podniósł głowę i rozejrzał się po pokoju. Nigdzie nie zauważył szatynki. Przeczesał dłonią swoje rozczochrane włosy. Wstał z łóżka. Skierował się do łazienki. Wszedł do wymienionego pomieszczenia. Kiedy wszedł do łazienki jego przyjaciółka właśnie zmieniała koszulkę. Kiedy go zobaczyła to od razu krzyknęła
- Leon wyjdź stąd!
- Okey! Już wychodzę! - wyszedł. Po tym incydencie Leon poszedł do kuchni w celu zrobienia śniadania dla nich obojga. Wyciągnął składniki do zrobienia omlet'ów. Zaczął przygotowywać posiłek. Po krótkiej chwili na dół zeszła Violetta. Leon natomiast kończył robienie omletów.
- Hej. Co robisz? - podeszła do niego. 
- Hej. Śniadanie. Dziś omlet. - uśmiechnął się.
- Mmm pysznie.
- Tak. Przepraszam za tą sytuację w łazience. - spojrzał kątem oka na nią. 
- Nic się nie stało. Trochę przesadziłam z moją reakcją.
- Serio przepraszam. Ale miło było cię taka zobaczyć.
- Mam to uznać za komplement?
- Chyba tak. Gotowe. Jedzmy.
- To dziękuję. Smacznego.
- Smacznego.
    Gdy skończyli jeść. Violetta wstała od stołu. Wzięła swój i Leona talerzyk. Po czym wstawiła je do zmywarki.
- Co robimy Vilu? - w dalszym ciągu siedział przy stole. 
- Nie wiem. Ty coś wymyśl.
- Nie mam pojęcia. Dziś niedziela. Poleniuchujmy. 
- Dobrze leniuszku. - zaśmiała się.
- Ja już będę szła do domu.
- Co? Nie nie idź.
- Muszę.
- Czemu?
- Bo mam parę rzeczy do zrobienia.
- Nie da się nic zrobić?
- E... Nie.
- Okej. W takim razie. Pozwól się przytulić na pożegnanie. Rozłożył ręce.  Dziewczyna bez wahania przytuliła się do swojego przyjaciela.
- Teraz cię nie puszcze. - szepnął.
- Verdas puszczaj. Muszę iść.
- Mówiłem że cię nie puszczę. - Dziewczyna zaczęła się wyrywać z jego ramion. 
- Księżniczko i tak nic Ci to nie da.
- Masz mnie puścić!
- Zostajesz ze mną.
- Nie, nie zostaje. Proszę puść mnie. - przesunął się o kolejny krok do tylu. Wraz z Violą w jego objęciach. Kiedy zrobili kolejny krok. Przewrócili się na kanapę. Chłopak leżał na miękkim 
- Verdas nie przesadzasz? Puść mnie
- A nigdzie nie pójdziesz?
- Muszę iść.
- W takim razie cię nie puszczę. Muszę się tobą nacieszyć.
- No Leon...
- Wiem jak mam na imię. Nie musisz przypominać Vilu. Proszę cię byś została.
- A ja Cię proszę żebyś mnie puścił.
- Nie uciekniesz?
- Może...
- Może?
- No dobra. Nie ucieknę - skłamała. Lekko rozluźnił uścisk, po czym puścił przyjaciółkę. Castilio od razu pobiegła do drzwi. A za nią Verdas. Przytrzymał ją w pasie.
- Nie uciekniesz księżniczko - uśmiechnął się zalotnie.
- No Leoś.. ale ja Cię tak bardzo proszę. - zrobiła maślane oczka.
- Nie. Muszę choć trochę się Tobą nacieszyć. - Przytulił się do niej jeszcze bardziej.
Masz całe życie. Nacieszysz się jeszcze.
- Ale ja wolę teraz.
- Ja wolę kiedy indziej.
- To masz problem bo ja Cię nigdzie nie puszczę.
- Muszę iść do Ludmiły. - wymyśliła na szybko.
- Ludmiła zaczeka - uśmiechnął się. Westchnęła.
- A po co mam zostać? Jakieś korzyści dla mnie?
- Korzyści będziesz miała z tego takie, że spędzisz dzień ze mną.
- Spędziłam cały dzień wczoraj z tobą. Dziś chce odpocząć albo porozmawiać z Lu.
- To odpoczniesz w moim towarzystwie.
- A co byśmy robili?
- Co tylko będziesz chciała księżniczko.
- Nie nazywaj mnie tak.
- Dobrze kochanie.
- Tak też!
- Nie denerwuj się skarbie.
- Leon!
- Tak kwiatuszku?
- Agh. Jak nie przestaniesz to sobie pójdę!
- Ale co w tym złego?
- Po prostu mnie denerwujesz. Nie chce byś do mnie tak mówił. 
- No dobrze. Przepraszam.
- Puścisz mnie? Chce się napić wody.
- Ale mi tak dobrze z Tobą w ramionach.
- Ale ja chce pić.
- No dobrze. - powiedział smutny.
- Nie smutaj się.
- Będę smutać.
- A jak dostaniesz buziaka?
- Zależy w co go dostanę - uśmiechnął się.
- Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele.
- Pomarzyć zawsze można.
- Dokładnie. 
- To dostanę tego buziaka?
- Jasne. - Violetta przybliżyła się do Leona żeby pocałować go w policzek, ale on przekręcił twarz tak, że jej usta wylądowały na jego ustach. Po jakimś czasie oderwali się od siebie. Ciągle stykali się czołami i patrzyli sobie głęboko w oczy.
 - Violu.. to było.. cudowne.
- Leon...
- Tak wiem. Jestem kretynem bo pocałowałem własną przyjaciółkę.
- Leon... Ja... My nie powinniśmy.
- Przepraszam Cię, że do tej pory się nie odkochałem.
- To nie twoja wina. - dotknęła jego policzka.
- Moja. Nie potrafię przestać Cię kochać.
___________________________________________
Jest 20 ;))
Co powie Vilu? ;d
Do następnego, jeśli będzie dużo komentarzy. ;*


poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 19 ~ Nasz dzień

W sobotni ranek, szatynka postanowiła wybrać się do swojego przyjaciela. Umówili się by spędzić razem dzień. A właściwie to Violetta uległa Leonowi, który naciskał choć na kilka godzin spędzonych z nią. Po parunastu minutach stała pod drzwiami Leona. Zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzyły się, a zza nich ujrzała Verdasa.
- Cześć Violu. Tęskniłem za Tobą - przytulił drobną szatynkę.
- Hej, too co robimy? - spytała po skończonym uścisku
- A co chciałabyś księżniczko robić?
- No to może... pójdziemy na lody?
- Okey.
- To chodźmy.
- Tak chodźmy. 
Przyjaciele udali się do najbliższej lodziarni. 
- Jakie lody państwo zamawiają?
- Mięta i pistacja. - odpowiedziała dziewczyna.
- Vanillie i truskawkę. - odpowiedział szatyn.
- Dobrze - powiedział zapisując na kartce - zaraz przyniosę.
Wybrali jeden z wolego stolika.Usiedli i od razu zaczęli rozmowę.  Po chwili kelner przyniósł im zamówienie.
- Dziękujemy.
Oboje zaczęli jeść przysmaki. Kiedy skończyli jeść, udali się na spacer.
- O czym myślisz? - zapytał.
- O przyszłości. - odpowiedziała szatynka.
- Powiesz coś więcej?
- Kiedyś w dalekiej przyszłości chciałabym mieć dzieci, męża. Dom z ogrodem w którym bawiliby się dzieci; dziewczynka i chłopiec. Męża który traktowałby mnie wyjątkowo. Bylibyśmy szczęśliwi.
- Ja taką dziewczynę jak ty traktowałbym jak księżniczkę bo na to zasługujesz. 
- Dziękuje. - odpowiedziała niepewnie. 
- A jak nazwałabyś dzieci? - spytał z uśmiechem.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad tym. Ale może Louis i Caroline?
- Śliczne imiona. - uśmiechnął się ciepło. 
- Też mi się podobają. 
- A ty jakie masz plany na przyszłość?
- Chciałbym mieć żonę i dwójkę kochanych dzieci - chłopca i dziewczynkę. I chciałbym mieć śliczny domek.
- Fajnie. - uśmiechnęła się do niego. 
- Wybierzmy się do kina. Co ty na to?
- Okej, dobry pomysł.
Para przyjaciół udała się do kina. Nie mieli daleko i już po chwili byli u celu. Weszli do środka.
Podeszli do kasy po czym kupili bilety na film. Wybrali film "Gwiazd naszych wina". 
Głównymi postaciami filmu byli Hazel i Gus. Poznali się na grupie wsparcie chorych na raka. Połączyło ich ciężkie doświadczenia oraz miłość do książek. Dziewczyna pragnie skontaktować się z autorem ulubionej powieści. Mimo wszystkich prób dziewczyny nie udaje jej się to. Chłopak jednak nie poddaje się tak łatwo. Gus'owi udało się skontaktować i zdobyć zaproszenie na spotkanie z pisarzem w Amsterdamie. Jako towarzyszkę postanawia zabrać Hazel.
Po skończonym seansie, wyszli z kina.
- Wspaniały film - skomentowała.
- Tak, idziemy coś zjeść? Jestem strasznie głodny!
- Okey, możemy iść.
- Super! To chodź - pociągnął dziewczynę za rękę. Pobiegli w stronę pobliskiej restauracji. Weszli do środka i zajęli stolik przy oknie.
Po chwili podszedł do nich kelner.
- Co państwo zamawiają?
- Ja poproszę spaghetti, a ty Violu?
- Ja to samo.
- A do picia?
- Ja wino czerwone - powiedział szatyn.
- A ja białe.
- Dobrze. Niedługo dostarcze państwu zamówienie. -mężczyzna odszedł. 
- Dziękuje Ci za naprawdę dobry dzień. - uśmiechnęła się. 
- Nie ma za co. Miło mi było spędzić czas w twoim towarzystwie. Mam nadzieję, że będziemy wychodzić częściej.
- Zobaczymy co da się zrobić. - zaśmiał się. Po chwili kelner przyniósł im zamówienie. Zaczęli jeść.
* * * 
Aktualnie ta dwójka stoi przed drzwiami domu Leona. Chłopak szuka kluczy. Po chwili gdy je znalazł, otworzył drzwi. Weszli do środka. Violetta usiadła na kanapie i zdjęła szpilki. Za krótką chwilę obok niej usiadł także szatyn.
- Napijemy się czegoś? - spytał.
- Eee, no jasne. Chętnie.
- Okej. - chłopak wyszedł z salonu, a już po chwili wrócił z butelką wina oraz dwoma kieliszkami.
* * *
- Dlaczego?
- Chciałbym powiedzieć jej, że ją kocham. 
- To zrób to. 
- Nie mogę. Ona pewnie nic do mnie nie czuje. 
- Nie dowiesz się jeśli nie spróbujesz. 
- Zapewne. 
- Więc zrobisz to?
- Przy odpowiedniej okazji.
- Ja już powinnam iść.
- Nie. Nie puszczę Cię, poza tym jest już ciemno. 
- Daj spokój, wezmę taksówkę. - wstała, chwila równowagi i upadła w ramiona szatyna.
- Sama wpadasz w me ramiona. Teraz tym bardziej cię nie wypuszczę. Zostajesz u mnie na noc.
- Okey, nie mam siły się z tobą sprzeczać.
- I tak byś nie wygrała.
- Heh, dobrze.
- Na pewno jesteś zmęczona. Chodź pokaże Ci pokój. - wchodzi po schodach.
- Okey, dasz mi jakąś koszulkę do spania?
- Jasne. Zaraz Ci przyniosę... Dziś będziesz spała tutaj. - zaprowadził ją do jednego z pokoi gościnnych.
- Dobrze. - uśmiechnęła się. Dziewczyna usiadła na łóżku. Chłopak wyszedł, a za chwilę wrócił z koszulką w ręku.
- Może być trochę za duża.
- Nie przejmuj się. 
- Okey, ja idę do siebie. - wychodzi z pokoju.
- Zaczekaj! - wrócił się.
- Coś się stało?
- Nie, em. Po prostu... Możesz tu ze mną posiedzieć? Nie jestem śpiąca.
- Jasne, że mogę.
- Dziękuje. - przytuliła go.
Po kilku minutach leżenia chłopak zasnął. Dziewczyna bardziej się w niego wtuliła i już po chwili spała.

_______________________________________________
Jest 19 ;>
Jest cały o Vilu i Leosiu <3
Może nie długo będą parą? ^^
Do następnego ;p



sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział 18 ~ Kawa

~ Jeśli pojawi się dużo komentarzy rozdział jutro. ~

* Następnego dnia, rano *
Chłopak spał na kanapie. Przeciągnął się na drugą stronę. Czego skutkiem był upadek na podłogę. 
- Ałć - powiedział rozmasowując obolałe miejsce. Po schodach zeszła Ludmiła.
- Co się stało? - spytała patrząc na Leona.
- A nic. Zaprzyjaźniam się z podłogą (xd). Jak się spało?
- Co chwilę się budziłam. Nie mogłam spać. Jakieś dwie godziny temu wstałam.
- To może się połóż jeszcze spać?
- Nie, i tak nie zasnę.
- Ale powinnaś spać przynajmniej 10 godzin.
- Ale nie mogę zasnąć!
- Lusiu nie denerwuj się.
- Nie jestem zdenerwowana. A ty byś wstał i się w końcu ubrał.
- Już wstaje. Ty usiądź i odpocznij, a ja jak się ubiorę to zrobię ci śniadanie.
- Mam dość odpoczynku, pomogę ci.
- Nie Lu. Poradzę sobie - uśmiechnął się.
- To zadzwoń po Violkę, przynajmniej pogadam z kimś z kim się da rozmawiać.
- Dobrze. Zaraz po nią zadzwonię.
- Nie, pewnie jeszcze śpi. 
- To po co każesz mi po nią dzwonić?
- Potrzebuję jej. Zresztą nie ważne. Pójdę do niej po południu. Odwieziesz mnie do domu? Nie chcę mi się iść.
- W takim stanie nie będziesz siedziała sama w domu. Już dzwonię po Violette.
- Jesteś strasznie denerwujący. 
- Ale za to mnie kochasz - oznajmił z uśmiechem.
- Zrobisz w końcu to śniadanie?!
- Lusiu nie denerwuj się. Już idę robić te śniadanie.
 * * *
       Włoszka spacerowała uliczkami Rzymu. Od kilku dni znajduję się w swoim ojczyźnie. Przyjechała pomóc rodzicom jak i zapomnieć o chłopaku który wrócił do Argentyny. Nie chciała przez niego cierpieć. Chciała zapomnieć o nim raz na zawsze.
       Francesca upiła łyk kawy. Delektowała się jej wspaniałym smakiem. Rozglądała się po pięknym mieście, w którym dawno nie była. Nagle poczuła lekkie uderzenie, a z rąk wypadł jej plastikowy kubeczek. Podniosła głowę, by móc ujrzeć na co, a raczej kogo wpadła. Ujrzała wysokiego, przystojnego bruneta.Po chwili jej oczy przeniosły sie na jego koszulkę gdzie widniała plama od czarnej cieczy.
- Jak łazisz?! - krzyknął mężczyzna.
- Jak ja?! To ty nie patrzysz pod nogi!
- Ale to na mojej koszulce jest kawa, a nie na twojej!
- Przepraszam!
- Co mi z twoich przeprosin?! Jestem przez Ciebie cały brudny!
- Co za problem? Masz tu pełno sklepów.
- Ugh! Nie jestem dziewczyną, nie będę latał po sklepach i szukał bluzki!
- Raz Ci nie zaszkodzi. 
- Ehh.. nie zamierzam się z Tobą kłócić.
- Przecież się z tobą nie kłócę. 
- A co przed chwilą robiłaś? 
- To ty zacząłeś. 
- Przepraszam Cię.
- Także przepraszam. Jestem Francesca. - podała rękę
- Diego - uścisnął dziewczyny dłoń.
- Słuchaj, odkupię Ci te koszulkę.
- Nie trzeba. - uśmiechnął się.
- Okej, w takim razie zabieram cie na kawę. - uśmiechnęła się ciepło. 
- To raczej ja powinienem zabrać cię na kawę w zamian za tą straconą.
- W takim razie chodźmy.
Znajomi udali się do najbliższej kawiarni. Tam przez najbliższe godziny trochę się poznali. Bardzo się polubili.
* * *
Szatynka aktualnie stoi i puka do drzwi swojego przyjaciela - Leona. Po chwili otwiera je zapłakana Ludmiła. 
- Hej, co jest?
- Życie jest okropne. 
- Ja jestem w ciąży z Marcinem.
- To... Dobra wiadomość. Chodź usiądziemy. Jak na to zareagował?
- To nie jest wspaniała wiadomość! Ten dupek wyparł się własnego dziecka!
- Byłaś u ginekologa?
- Jeszcze nie.
- Więc nie masz pewności. Musisz się umówić na wizytę.
- Testy ciążowe tak wykazały. A zresztą sama nie pójdę.
- Jeśli będę miała chwilę to pójdę z Tobą.
- Nie.. nie będziesz traciła przeze mnie czas.
- Daj spokój. Jeśli będę mieć czas, chętnie się z tobą wybiorę.
- Nie. Ty masz za dużo obowiązków. Poproszę Fede żeby ze mną poszedł.
- Okej, jeśli chcesz.
- Ale i tak dziękuję za pomoc - blondynką uśmiechnęła nie serdecznie.
- Jesteś moją przyjaciółką. Oczywiste że ci pomogę.
- Dziękuję.
- A gdzie Leon?
- Chyba w kuchni.
- Pójdę po coś do picia.

- Dobrze.
Weszła do kuchni. Ujrzała tam Leona przygotowującego posiłek.
- Hej, Leon.
- O. Cześć Violu - podszedł do szatynki po czym ja przytulił.
- Co robisz?
- Robię obiad. 

- Fajnie ujrzeć cię gotującego w kuchni.
- Takie to uroki mieszkania samemu.
- Na dobre Ci wychodzi. 
- A co cię tu sprowadza? Stęskniłaś się za mną? - na ustach szatyna pojawił się szeroki uśmiech.

- Gdyby nie było tu Lu, nie przyszłabym.  I może trochę się stęskniłam. 
- Może?

- Rób już ten obiad, przyszłam tu tylko po wodę. 
- Nie odpowiedziałaś na pytanie.

- Nie muszę. 
- Ale możesz.
- Ale nie chcę.
- Ehh.. niech ci będzie. I tak wiem, że tęskniłaś.
- To po co pytasz?
- Chciałem zobaczyć jak odpowiesz.
- Aha. Idę do Lu.
- Okey. 
____________________________
18 *-*
Mały moment z leonettą, ale w kolejnym cały rozdział o nich. :)
Jeśli pojawi się dużo komentarzy rozdział jutro. Do następnego. ;*






piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 17 ~ Obowiązek

~ Jeśli będzie do 7 komentarzy rozdział jutro! ~

* * *
Po tym incydencie Ludmiła udała się do Leona. Godzinę później stała pod drzwiami domu swojego najlepszego przyjaciela. Zapukała i już po chwili ujrzała szatyna. Od razu się w niego wtuliła.
- Lu co się stało?
- Możemy wejść do środka?
- Jasne, wchodź. 
Zamknął drzwi. Usiedli w salonie. 
- No to mów co się stało - powiedział troskliwie.
- Marcin to idiota, dupek jaki może być. 
- Czemu tak sądzisz?
- Bo to prawda, Leon. Tak jest. Dziś zerwaliśmy.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony.
- Nie umie przejąć odpowiedzialności za swoje czyny.
- Nie do końca rozumiem.
- Jestem w ciąży, Leon! Jestem w ciąży. 
- Lu. Nie martw się. Ja Ci we wszystkim pomogę - podszedł do blondynki po czym ją przytulił.
- Jesteś najlepszy. Dziękuje Ci.
- Nie ma za co. Wiedz, że zawsze ci pomogę. A Marcin jest zwykłym dupkiem.
- Tak, zgadzam się. Ja już wrócę do domu.
- Lu w takim stanie cię nie puszczę.
- Leon nic mi nie jest. Mogę wrócić sama. 
- Nie. Zostajesz tu ze mną.
- Nie mam już siły Ci się sprzeciwiać. Jak chcesz.
- Jesteś w ciąży. Moim obowiązkiem jest opiekowanie się Tobą.
- Nie jest to twój obowiązek. 
- Jesteś moją przyjaciółką, więc jest to mój obowiązek.
- Nie. Robisz to, bo chcesz.
- Niech Ci będzie. Ale zostajesz na noc u mnie.
- Dobrze. 
- Prześpię się na kanapie, przyniesiesz mi jakiś koc?
- Nie. Ty prześpisz się w mojej sypialni, a ja będę spał na kanapie.
- Ja będę spała na kanapie, a ty u siebie. To twój dom, nie powinieneś spać w salonie.
- Ale będę spał w salonie. Jesteś ciężarna, więc powinnaś mieć wygodnie.
- To dopiero pierwsze chwile. Daj spokój. 
- Nie dam spokoju. Musimy dbać o twoje przyszłe dziecko.
- Dziecko... Dziecko w moim wieku? Do tego będę wychowywać je sama.
- Ludmiła pomogę ci z wychowywaniem go.
- Dziękuję. Mogę się już iść położyć?
- Jasne. Śpijcie dobrze - uśmiechnął się. 
* * *
Co ja narobiłam? Jak ja sobie z tym wszystkim poradzę? A ten dupek nawet nie ma odwagi podjąć odpowiedzialności za swoje błędy! Był taki kochany, czuły, miły, a teraz? Jak o nim myślę to mnie mdli. Czemu to wszystko się mi przytrafia? Czemu nie mogę być szczęśliwa? Mam wszystkiego dość. Ten koleś zrujnował życie mojej przyjaciółce, a teraz mi. Gdybym mogła już bym się zabiła. Ale przez ciążę, Leona... Ja po prostu nie mogę, nie chce. Tylko teraz moje przyszłe dziecko będzie wychowywało się bez ojca.  - myślała. Po kilku minutach odpłynęła do krainy Morfeusza. 
* * *
Nie wiem jak można być takim człowiekiem! Zabawił się, a jak przyszło co do czego to zostawił dziewczynę z brzuchem. Po prostu kretyn. Szkoda mi Ludmiły. Widzę jak ona cierpi. Chociaż dobrze, że Francesca wyjechała. Przynajmniej jej znów nie skrzywdzi. Kim można być, by ciągle krzywdzić i ranić te niewinne kobiety? On jest chyba psychicznie chory. Ja nigdy bym nie zranił żadnej kobiety. Tak, nigdy. Jutro muszę obgadać z Lu ważne rzeczy. A tymczasem idę spać... Może przyśni mi się Viola. Chciałbym. - myślał. I już po kilku minutach miał zamknięte powieki i cicho pomrukiwał.
___________________________________________
I jest 17 ;*
Tak jak obiecałam. :)
Jutro moment z leonettą, trochę Fran i Lu.
Dedykowany rozdział : Berry ;*<3
Do następnego. ;*

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 16 ~ Ciąża

~ Jeśli będzie do 5 komentarzy rozdział jutro! ~

* Trzy dni później *
Blondynka siedziała zalana łzami na kanapie. Kilka chusteczek walało się po podłodze i na kanapie. Nie mogła uwierzyć w to co przed chwilą się dowiedziała. Zastanawiała się jak ma powiedzieć swojemu chłopakowi? Po chwili usłyszała jak do mieszkania ktoś wchodzi. Mówiąc ktoś ma na myśli - Marcina. 
Chłopak, kiedy zobaczył jak wygląda dziewczyna szybko do nie podbiegł. 
- Ludmiła co się stało? - zapytał troskliwie.
- Ja... Ja jestem w ciąży. - zaczęła głośniej płakać. Obok niej leżał pozytywny test ciążowy. 
- Jak to?!
- Tak to! Nie wiesz jak to się robi?!
- Przecież miałaś wziąć tabletki antykoncepcyjne!
- Zapomniałam!
- Teraz to jest tylko i wyłącznie twój problem! Ja nie zamierzam wychowywać tego bachora!
- Przecież sama go sobie nie zrobiłam!
- Gdybyś wzięła tabletki to byś nie zaszła w ciążę!
- To nie moja wina, że zapomniałam!
- Twoja! Jak ci się coś nie podoba to usuń!
- Jak możesz tak mówić!
- Normalnie! Nie mam zamiaru niańczyć bachora!
- Nawet go jeszcze nie ma!
- Ale niestety będzie!
- Trzeba było uważać!
- To nie moja wina!
- Masz racje. To nie twoja wina, ale nasza.
- To twoja wina! Nie nasza!
- Wiesz co nie mam zamiaru się z tobą kłócić!
- Ja z tobą też nie! Z nami koniec!
- I bardzo dobrze! Nie chciałabym być z takim potworem jak ty.
- Super! Wychowuj sobie tego głupiego dzieciaka sama!
- Wspaniale mówisz o swoim przyszłym dziecku!
- To nie jest moje dziecko i nigdy nie będzie!
- Szkoda, że jesteś aż tak podły. Dlaczego to robisz? Dlaczego nas przekreślasz?!
- Sama sobie odpowiedz na te pytania!
- Wynoś się z mojego mieszkania! Mam cie dosyć! Nie chcę cię widzieć na oczy!
- Bardzo chętnie! Ja też już nie chcę cię nigdy w życiu zobaczyć!
- I dobrze! 
Marcin jak najszybciej wyszedł z mieszkania Ludmiły. 
- Dupek...
____________________________________
Jest 16 ;3

Lu w ciąży ;p
W następnym coś o Leonie. :) Pojawi się jutro jeśli będzie tu do 5 komentarzy. ;> 

środa, 30 lipca 2014

Rozdział 15 ~ Mam pracę!

* Kilka dni później. *
- Violu chcę sobie poukładać życie.Poza tym rodzice potrzebują mojej pomocy.
image
- Ale... Dlaczego chcesz nas tu zostawić?
- Nie chcę. Ale jakoś wytrzymacie. Wierzę w to.  Będziemy miały kontakt, poza tym będę Was odwiedzać.
- To nie to samo, Fran.
- Vilu nie jesteś sama. Poza tym ty już masz piękne życie.
- Ja?
- Tak, masz Leona, wspaniałych przyjaciół.
- Leona? Czy ty. My. Ja i On nie jesteśmy razem.
- Czyżby? A te wasze wszystkie spacery, przejażdżki, inne wyjścia?
- To jest mój przyjaciel.
- Nie okłamiesz mnie.
- Francesca! Naprawdę jestem tylko jego przyjaciółką.
- Dobrze. Ale uwierz, że jeszcze z nim będziesz.- uśmiechnęła się.
- Już raz z nim byłam i nie skończyło się to dobrze.
- Rozkopujesz przeszłość. On się zmienił. Teraz wie co stracił.
- Możemy zmienić temat? O której masz samolot?
- Za trzy godziny. Ze wszytskimi pożegnałam się wcześniej. Wiesz, że Maxi ma dziewczynę?
- Maxi ma dziewczyne?!
- No tak jakby. Nie jestem pewna czy to jego dziewczyna. Ale razem mieszkają, więc...
- Nie możesz z tego wywnioskować że są razem. Może to tylko jego wspólokatorka?
- No może i tak. - westchnęła.
- Będę za tobą bardzo tęsknić.
- Ja za tobą też, Vilu... - przytuliły się.
 * * *

 Przyszła późnym wieczorem do swojego apartamentu. Skierowała się do łazienki, tam wzięła prysznic. Kiedy skończyła poszła do kuchni w celu napicia się czegoś. Kiedy była w trakcie, usłyszała pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek; 23:03 Zdziwiła się bo kto może przyjść do niej tak późno? Jednak gość za drzwiami nie dawał spokoju i wciąż dobijał się do drzwi. Postanowiła dać spokój i otworzyć drzwi. Może ktoś tylko się pomylił? Podeszła, nacisnęła klamkę. I już po chwili ukazał się jej przystojny szatyn. Ten którego widziała dziś po południu.
- Cześć, wiem że trochę późno. Ale nie mogłem z tym czekać.
- Marcin? Z czym nie mogłeś zaczekać?
- Wiem. Kocham Cię, Lu. Przepraszam, że dziś tak postąpiłem. Nie mogę bez ciebie wytrzymać gdy nie ma cie obok mnie. Jesteś dla mnie jak powietrze. A tlen jest potrzebny do życia, prawda kochanie?
     Westchnęła. Położyła dłoń na jego policzku. Spojrzała mu głęboko w oczy. Powoli sie do siebie przybliżali, aż złączyli swe usta w namiętnym pocałunku. Położył swoją dłoń na jej talii, ona swoje ręce zarzuciła na jego szyję. Popchnął ją do środka, zamykając drzwi nogą. Całowali się, obściskiwali, aż przenieśli się na łóżko do sypialni gdzie spędzili ze sobą upojną noc.
* * * 
- Maxi! Maxi! - krzyczała szukając chłopaka w domu.
- No jestem! Coś się stało?
- Mam pracę! Tak się cieszę, że coś udało mi się znaleźć.
- To świetnie. A gdzie?
- W barze. Pracowała tam wcześniej twoja przyjaciółka.
- Ah, tak. Francesca. Szkoda, że wyjeżdża...
- Em, pójdę do siebie. Poczytam coś...
_________________________________
I jest 15 ;))
Możecie podziękować bratu XD - dał mi laptop ;d
Już wiecie kim jest tajemniczy chłopak Lu xd
Do następnego. ;p
Liczę na komentarze. :)

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 14 ~ Jezioro

Jak każdy dzień i i ten był słoneczny. Para postanowiła wybrać się nad jezioro. Jest miejesce od drugiej strony jeziora gdzie nie przychodzi nikt prócz Verdasa. Po nie całej godzince dotarli nad jezioro. Dziewczyna postanowiła się poopalać, więc chłopak poszedł w jej ślady. Po 30 minutach leżenia na słońcu, szatynowi ewidentnie zaczęło się nudzić. León szybko wstał robiąc przy tym mały hałas bo przewrócił miskę z wodą. Vilu szybko wyszczerzyła oczy i spojrzała jak szatyn lewą ręką obejmuję jej plecy, a prawą trzyma jej nogi. Violetta od razu zrozumiała o co mu chodzi.

- León! Nawet się nie waż mnie wrzucić do wody! - León tylko miał większą ochotę na patrzenie jak Violetta prosi Go by ją wyciągnął, bo w pobliżu nie ma żadnej drabinki czy coś, by się wciągnąć. - Jak to zrobisz nie wpuszczę Cię do domu! - krzyczała.
- Serio uważasz że możesz cokolwiek powiedzieć, co by sprawiło że nie wrzucę Cię do wody? - dziewczyna spojrzała w jego zielone tęczówki, znowu poczuła się jak kiedyś, kiedy byli razem, jakby nic się nie zmieniło, ale zmieniło. Zdradził ją.  Nie mogła z Nim ponownie być, a może?
- Wstrzymaj oddech - powiedział szybko, oderwując Violettę od swoich myśli. Dziewczyna szybko to zrobiła, a po chwili poczuła jak wpada do wody.
- León! Ja nie umiem pływać - krzyczała z przerwami gdzie zanurzała się w dół i górę. Oczywiście udawała, umiała pływać. To była jej zemsta, León szybko wskoczył do wody i zanurzył się każdym calem do wody. Widział jak brunetka się śmieje i macha do Niego, podpływając do Niego. On Ją objął w pasie i przybliżył do siebie. Kiedy się wynurzyli León przysłał Jej uśmiech który znaczył "To było śmieszne" a zarazem "Już nigdy tego nie rób, prawie dostałem zawału".
- Nieładnie - powiedział kręcąc głową.
- To była kara, a teraz, jak wrócimy do domu? - spytała rozglądając się.
- Nie wiem. - dziewczyna rozglądała się dookoła. Po chwili zauważyła drabinkę która prowadzi na ląd.
- León! Patrz! - pokazała ręką daleko ku lasu, oczywiście gdzie indziej niż znajdowała sie drabinka
- Tam jest drabinka! Popłyń tam, i przyjdź na pomost, mi się nie chcę pływać - skłamała. 
- No dobrze - powiedział, ale nadal nie widział drabinki. Jak był w połowie drogi odwrócił się i zauważył jak Violetta płynie w drugą stronę - gdzie zauważył drabinkę. Chwilę tam stał i postanowił do Niej podpłynąć, ale za późno, Ona już wchodziła do ich chatki. Szybko zamknęła dom na klucz, akurat przed jego nosem.
- Mówiłam że nie wpuszczę Cię do domu! - krzyknęła przez drzwi.
- Nie wygłupiaj się! Wpuść mnie do środka.
- Nie zasłużyłeś na to.
- A na co innego?
- Czeka Cię noc na zewnątrz.
- Nie bądź taka. Nastraszyłaś mnie udawając, że nie umiesz pływać. To wystarczająca kara. No weź! Wpuść mnie! - nie usłyszał żadnego dźwięku ze strony szatynki. Kopnął nogą o drzwi domku. Odwróciłem się i rozejrzałem.
-Violu! Wpuść mnie! - krzyczał
- Przyjdź pod okno sypialni - krzyknęła tym razem Ona. Zrobił tak jak Jemu kazała i nagle przez okno wypdły jego rzeczy na zmianę.
 - Chyba sobie żartujesz! - krzyknął.
Takie te, piękne *-*
- Było mnie do jeziora nie wrzucać! - krzyknęła i zniknęła. Chłopak nie miał wyboru, szedł w stronę do wielkiej stodoły. Kiedy wszedł, do nosa wbił mu się zapach ściętęgo drewna. Położył się na sianie, a ciuchy na drewnie. Po kilku minutach zasnął.
* Następnego dnia *
Chłopak obudził się jak Viola siedziała na szczycie kupy drzew i przypadkiem jedno drewno zjechało po innych i z trzaskiem upadło na ziemię.
- Obudziłaś mnie!
- Ja? Skądże. Poza tym jest już wczesna pora by wstać. Chodź do domku zrobiłam śniadanie.
- Któraa godzina?
- Siódma.
- Siódma?! Oszalałaś? Co zerwało cie tak szybko z łóżka?

- Chodź już na śniadanie.  - wróciła do domku.

Chłopak podniósł się na nogi. Otrzepał ze słomy, wziął ciuchy które dała mu wczoraj dziewczyna i wyszedł ze stodoły. Po chwili dotarł do chatki.
Wszedł i rzucił:
- Ah! Jestem taki głodny! - czym prędzej usiadł przy stole.
- Ej może pierw wziąłbyś prysznic?
- To twoja wina. A ja chcę jeść.
- Okej, ja idę zjeść na zewnątrz. Posprzątaj i weź prysznic.
- Mogę iść z tobą?
- Nie! - trzasnęła drzwiami.
- Okej dość, że samotna noc to śniadanie także. Ale chyba już nie jest na mnie zła... Chociaż na co miałaby być? To, że wrzuciłem ją do wody to nic złego skoro umiała pływać, tak? Hej. Coś chyba ze mną  nie tak.. Dlaczego mówie sam do siebie. Samotność źle mi robi.
    Po skończonym posiłku, chłopak posprzątał. Zaraz po tym wziął kąpiel. A później poszedł do Violi. Postanowili się przejść na krótki spacer.
____________________________
Przepraszam, że z takim opóźnieniem i z takimi zdjęciami.
Byłoby miło gdyby skomentował każdy kto czyta. :)
Do następnego. :3



sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 13 ~ Wstawaj leniuchu!

* Violetta *
Siedzimy na kanapie obok kominka od którego odbija się ciepło. W tle gra cicha muzyka, do tego ta cisza między nami. Nie wiedziałam jak mam zacząć rozmowę i czy w ogóle mam zacząć?
- Ehem... - zaśmiał się. - To co robimy?
- Nie wiem, myślałam, że ty coś zaproponujesz.
- Znowu ja. Niech będzie. Może zagramy w karty?
- Zawsze wygrywasz.
- Szachy?
- Przecież wiesz, że nie umiem.
- To obejrzymy film?
- To ostatnia opcja? - skinął głową - Niech będzie. Ale komedię.
- Okey.
- Leon tak w ogóle to kogo jest ten domek?
- Mojego dziadka.
- Aha.
Po kilku minutach chłopak wybrał film i puścił. Oglądaliśmy, śmialiśmy się aż do utraty tchu. W połowie filmu położyłam głowę na ramię Leona. Czułam jak się uśmiecha, kiedy wykonałam tą czynność.
*Leon*
Kiedy film się skończył. Spojrzałem na Violę. Zasnęła... Tak słodko wygląda. Wziąłem ją na ręce i poszedłem położyć na łóżko w sypialni. Kiedy już to zrobiłem, przykryłem ją kocem i pocałowałem w czoło. Mógłbym położyć się obok nie, ale z racji tego, że nasze relacje są już trochę lepsze to nie chcę nic popsuć. Wróciłem się do pokoju, na kanapę. Położyłem sie i po kilkunastu minutach zasnąłem.
* Następny dzień, Violetta *
Obudziłam sie w nie swoim pokoju... Po chwili dotarły do mnie sytuacje z wczorajszego wieczoru.
Czym prędzej rozejrzałam się w celu zobaczenia Verdasa. Nie zauwazyłam go, dziwne.
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Kiedy byłam w "salonie" zauwazyłam chłopaka śpiącego na kanapie.
Piekny widok. Podeszłam bliżej, przyglądałam mu się, aż do pewnej chwili... Chłopak przekręcił się w drugą stronę, jednakże jego zamiar nei został spełniony gdyż spadł na podłogę. Następnym razem nie śpi na kanapie. Chwila! Następnym razem? O czym ja myśle?
- Co jest?! - spytał "zaspany".
- Wstawaj leniuchu! Idziemy robić śniadanie.
* * *
Po skończonym śniadaniu, posprzątaliśmy. 
- Co dziś będziemy robić? - zapytałam
- Nie wiem. Są rowery, mozemy jechac nad jezioro, urządzić sobie piknik albo spacer. Co kolwiek. 
- Może wybierzmy się nad jezioro. 
- Okey. 
______________________
Krótki, bezładu i składu - przepraszam. 
Zapraszam tu. ;)


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział 12 ~ Zostaniesz u mnie na noc?


Rozdział 12
* Violetta *
- Leon uważaj! - chwilę potem chłopak leżał na ziemi. 
- Mówiłam ci abyś tak szybko nie jechał! - chłopak jechał tak szybko że nie zauważył krawęznika i przewrócił się. 
- Przecież nic się nie stalo.
- Nie stało? Chciałeś się popisac? Udało Ci się. Dobrze że nie uderzyłeś w tamten kamień. Albo ten słup za tobą. - chłopak obrócił głową i spojrzał na rzeczy które pokazywałam.
- No przepraszam! Ale to ja jestem tu poszkodowany przewróciłem się!... Więc nie powinnaś się denerwować. 
- Nie powinnam?! Okey! Nie powinnam. Jak chcesz. To twoje życie. Nie obchodzi cię że się o ciebie martwię. 
- Obchodzi. I czekaj... Ty się o mnie martwisz? 
- Wracam do domu.
- Nie, czemu?
- Nie ma sensu jechać dalej. 
- Dlaczego?
- Bo tak. 
- Nie ma takiej odpowiedzi. 
- Jeszcze sie pokłócimy, a tego nie chce. 
- Też tego nie chce. Może jedźmy dalej, okey?
- Dobrze niech ci będzie. Ale obiecuje że jeśli jeszcze raz się przewrócisz wracamy do domu.
- Dobrze mamo. - Ruszyliśmy.
- Verdas!
* Maxi *
Z Natalią świetnie się mieszka. Pokazałem jej miasto. Jak na razie poznała Federico. Z innymi jakoś nie było okazji. Rano zadzwonił do mnie Brodwey. Pytał czy może popołudniu wpaść. Zgodziłem się. Właśnie siedzimy z Naty na tarasie. Ona czyta jakąś książkę, a ja gram w gry na telefonie. Niby nic nadzwyczajnego, ale czasami jedna gra naprawdę może wciągnąć!
- Maxi?
- Słucham? 
- Kiedy poznam resztę twoich przyjaciół? 
- Już niedlugo. Tak poza tym za chwilę powinien przyjść Brodwey. 
- No dobrze... Co będziemy robić dziś wieczorem?
- Nie wiem, może... - przerwał mi dzwonek do drzwi. - Pójdę otworzyć. 
Weszlem do domu. Za chwilę już otworzyłem drzwi. A w nich mojego kumpla oraz piękna blondynkę.
- Siemka, 
- Cześć. 
- Nie powiedziałem Ci że kogoś że sobą wezmę. 
- Nic się nie stało, mam podobnie. Wejdzcie. - gestem ręki zaprosiłem ich do środka. - Chodźmy na taras. 
- Okey, tak wogóle to jest Emma. 
- Maxi miło mi. 
- Emma mi również. 
- Wy jesteście...
- Przyjaciółmi - odparł Brodwey. 
- Aha, no chodźmy. - wyszliśmy z domu. - Naty poznaj Emmę i Brodwey'a. 
- Hey jestem Natalia. 
- Emma.
- A ja Brodwey. Maxi nie mówiłes że masz dziewczynę. - skierował się do mnie. Trochę mnie to zdziwiło ale już druga osoba tak myśli. Cóż mieszkamy razem ale to musi oznaczać że coś jest na rzeczy?
- To moja przyjaciółka. 
- Aaa, to sorry. 
- Ej co wy na to by wyjść dziś do jakiegoś klubu? - zaproponowała blondynka.
- W sumie nie zły pomysł. 
- Tak moglibyśmy iść. - oznajmiła Hiszpanka. 
- Okey, niech będzie. Idziemy dziś do klubu. 
- Super, to może my z Natalia się przygotujemy?
* Naty *
- Jasne. 
- Pójdziemy na jakieś zakupy? Jestem trochę dalej od domu, a... - przerwałam
- Pożyczę ci coś. Okey?
- Okey. W sumie też dobry pomysł. - zasmialysmy się. Bylśmy już w moim pokoju. Zaczęliśmy poszukiwać idealnych ubrań na imprezę.
    Kiedy byłyśmy gotowe zeszłyśmy na dół. Była godzina 18. 
* Ludmiła * 
Jesteśmy u mojego chłopaka w domu. Nie sądziłam że będę z nim. Jednak los złączył nasze ścieżki z czego jestem ogromnie zadowolona.
Aktualnie znajdujemy się u niego w domu. Siedzimy na kanapie wtuleni w siebie. W telewizji leci jakiś film. Tak do końca to nie interesuje mnie.
- Skarbie o czym myślisz?
- O tobie, o nas. Cieszę się że cię mam. 
- Ja także. - pocałował mnie w czubek głowy. 
- Może odpuscimy sobie dziś kino?
- O tym samym pomyślałam. 
- Zostaniesz u mnie na noc? 
- Jeszcze się pytasz. Z przyjemnością. - pocałowaliśmy się. 
Chłopak pogłębił pocałunek. Calowalismy się namiętnie. Po chwili chłopak leżał nad mną. Całował moja szyję, schodził coraz niżej. Chwilę potem przenieśliśmy się do sypialni. Można domyślić się co stało się później...
* Leon * 
Aktualnie leżymy na kocu. Wokół nas drzewa. Lubiłem przyjeżdżać tutaj... Na tą łąkę w dzieciństwie. Nie daleko tego miejsca jest domek mojego dziadka. 
- Leon może się już zbierajmy. Późno sie robi.
- Nie. Nigdzie nie jedziemy. 
- Jak to? Nie wyglupiaj się. Wstajemy. 
- Nie. Zostaniemy tu na noc. 
- Na noc? Gdzie? Na dworzu. 
- Och, Vilu. Nie daleko tutaj jest domek. Mam do niego klucz. Przenocujemy tam i rano wrócimy. 
- No niech będzie. 

______________________________