~ 2 miejsce OS: "Dla takiego faceta jednak warto żyć!" autorstwa Natali Verdes ~
Dla takiego faceta jednak warto żyć!
Yyyyy
Może zacznę od początku… Nazywam się Violetta Castillo.
Ostatnio wraz z moimi przyjaciółmi poleciałam na tropikalną
wyspę.
---
W samolocie
Nigdy nie umiem zrozumieć dlaczego tylko ja i Leon jesteśmy
singlami! Prawdopodobnie bym już była z nim umówiona na
randkę, dawno gdyby nie to, że po prostu nie podoba mi się! W
ogóle nie jest opiekuńczy. Strasznie często sobie robię
jakąś krzywdę i facet który by mnie zostawił kiedy bym sobie
złamała nogę, albo rękę, po prostu nie jest dla mnie! Tylko
prawdziwy mężczyzna umie się zająć połamaną dziewczyną; i tym
mężczyzną nie jest Leon.
Nagle samolot został wprawiony w jakieś turbulencje. Zaczął
kręcić bączki. Zaniepokojony Diego postanowił sprawdzić co się
dzieje. Wywracając się ze trzy razy; w końcu udało mu się jakoś
do drzwi do kabiny pilota.
- Zatrzasnęły się! – krzyknął a potem silnym ruchem
wywarzył je.
- On zemdlał!!! – ryknął na cały głos i wskoczył do
kabiny.
Nagle samolotem rzuciło jeszcze mocniej niż zwykle, puściłam
się siedzenia, uderzyłam w głowę i też zemdlałam.
---
Otworzyłem oczy. Violetta leżała na mojej klacie wtulona w nią.
„W sumie to nie takie złe uczucie” – pomyślałem. „Leon
ogarnij się!!! Jesteś po katastrofie lotniczej, większość twoich
przyjaciół prawdopodobnie zginęła a ty myślisz o tym, że
dziewczyna jest nieprzytomna i się do ciebie przytula!” –
skarciłem się sam w myślach. Delikatnie podniosłem
dziewczynę z siebie i ułożyłem ją na trawie. Obok nas leżeli
jeszcze Fran i Marko a także Naty i Maxi. Oddychali. Nieopodal leżał
rozwalony samolot. Nie miałem odwagi do niego wchodzić. Dokoła nas
rozciągała się regularna dżungla!
- O moja głowa! – usłyszałem szept pełen bólu w głosie.
- Violetta! Nic cie nie jest? – zapytałem i od razu przykląkłem
obok brunetki.
- Nigdy się chyba jeszcze nie cieszyłam tak z twojego widoku:3 –
zażartowała i mocno się do mnie przytuliła.
Cała drżała, ale nie od zimna tylko strachu który przeszył ją
na wskroś. Odwzajemniłem jej uścisk. „Leon wiem, że ci się
podoba, ale proszę, nie zacznij jej całować!” – powiedziałem
sam do siebie.
---
Dobra. Jednak jest opiekuńczy, no i słodki i przystojny… No
dobra to facet idealny! Utonęłam w jego oczach.
Puściłam go w końcu. Dopiero teraz zobaczyłam obrazek
katastrofy. Do oczy napłynęły mi łzy. Zaczęłam płakać, tak
bardzo jak chyba jeszcze nigdy wcześniej.
- Wiem, to boli. – zaczął mnie uspokajać i pocieszać; znoju
mnie przytulił, tym razem oparł moją głowę o swoje ramię,
siedziałam. – Proszę nie płacz, bo ja też zacznę! Proszę!
Obiecuję ci, wydostaniemy się stąd.
Zaczął mi nucić Podemos. Przytuliłam się do niego i uderzył
mnie zapach jego pięknych perfum. Wtuliłam się w niego jeszcze
mocniej i starałam nie myśleć o śmierci. Zasnęłam.
Ze snu wyrwały mnie jakieś słowa. To była pozostała czwórka
naszych przyjaciół. Oni także się obudzili. Pierwsze
zrozumiałe dla mnie wyrazy które zrozumiałam to były:
- Pomyśl Marco! Jak fajnie będzie zabawiać się pod wodą na
prywatnej plaży.
- Fran – krzyknęłam – Fran!!!
- Aaaaa. – dobudziła się do reszty dziewczyna z krzykiem. –
Następnym razem budź mnie bardziej delikatnie. – bąknęła bod
nosem.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytał Maxi.
- Nie wiem. – odpowiedziałam równo z Leonem. – Gdzieś w
środku puszczy. Samolot się rozbił. – dokończyłam.
- Sprawdzaliście czy ktoś jeszcze przeżył? – spytał Marco.
-Nie mieliśmy odwagi - odrzekł szatyn o zielonych oczach.
- Trzeba to sprawdzić! – dodała Fran. – Nie możemy ich tak
zostawić jeżeli żyją.
- To kto idzie? – zapytał Maxi.
- Myślę, że faceci powinni, dziewczyny nie powinny tego
oglądać. – powiedział Marco.
- Ja się z nim zgadzam! – powiedziała Fran.
---
Takim sposobem zostaliśmy zgłoszeni do przeszukania samolotu.
Wszystkich 3 chłopaków ruszyło w jego stronę. W kadłubie była
wielka dziura, która stała się dla nas drzwiami. Przeszukaliśmy
samolot bardzo dokładnie. Znaleźliśmy duży zapas wody, 6 noży i
trochę jedzenia, jednak jego ilość dla sześciu osób mogła
wystarczyć najwyżej na 1 dzień:[. Zajęliśmy się przetrząsaniem
gruzów. Nie odszukaliśmy ciała żadnego z naszych znajomych. Był
to dla nas dostateczny komunikat. Z zapasami wróciliśmy do
dziewczyn, które już nie wiem jakim cudem rozpaliły ogień,
nazbierały chrusty na całą noc i zaczęły pleść sznurki. Nie
ogarniam kobiet i ich prędkości w działaniu. Usiedliśmy obok nich
i każdej daliśmy po nożu.
Zjedliśmy kolację złożoną z: kromki chleba, kawałka pieczeni
i trzech łyków wody, dla każdego. Zajęliśmy się przygotowaniem
jakiegoś obozowiska. Faceci poszli po drewno a dziewczyny
kontynuowały wyplatanie linek. Gdzieś po 2 godzinach pracy obie
grupy były gotowe. Że stało się już prawie ciemno.
Postanowiliśmy się zająć na razie sporządzeniem tylko
prowizorycznych, drewnianych hamaków by nie spać na ziemi.
Uzgodniliśmy, że następnego dnia zajmiemy się jakimiś domkami.
Faceci szybko powiązali ze sobą drewniane bale przygotowanymi
wcześniej przez dziewczyny sznurkami. W tym czasie laski nazbierały
duże, rozłożyste liście. Następnie wyłożyliśmy nimi nasze
prowizoryczne legowiska. By nie brakło nam drewna na opalanie
ogniska w nocy zadecydowaliśmy by spać parami. Oczywiście miałam
dzielić hamak z Leonem co nie przeszkadzało w ani jednym
procencie!:] Pozostało już tylko wyznaczyć warty. Może i nawet z
Leosiem, ale nie chciało mi się spać, więc się zgłosiłam.
Naturalnie, w momencie on też. Nasi przyjaciele byli bardzo zmęczeni
więc nawet nie próbowali się sprzeciwiać. Od razu ruszyli do
swych legowisk i zostawili nas samych.
---
Gdy nasi przyjaciele już sobie poszli, niepewnie złapałam
chłopaka za rękę.
- Możemy porozmawiać? – zapytałam nieśmiało.
- Jasne! – odpowiedział także podenerwowany.
Nadal trzymając go za dłoń; tym razem pewniej, zaprowadziłam
go na plażę która było nieopodal. Podeszłam do jakiejś wielkiej
skały a następnie usiadłam na niej. Uczynił to samo.
- Słuchaj, Leon… - zaczęłam niepewnie.
Nie miałam jednak szans dokończyć bo jego usta namiętnie
zetknęły się z moimi.
Niestety żyliśmy tym pocałunkiem tylko przez sekundę, bo
chłopak gwałtownie się odsunął.
- Ja… przepraszam cię, nie powinienem… nie wiem co we mnie
wstąpiło!!! – już chciał mi uciec, ale ja na to oczywiście nie
pozwoliłam.
Szybko złapałam go za ramię, przyciągnęłam do siebie i
oddałam jego całusa; pogłębiając go. Tym razem już nie uciekał!
Jego dłonie powędrowały na me biodra, i niżej. Powoli zaczęło
brakować nam powietrza, więc delikatnie i spokojnie oderwaliśmy
się o siebie.
- Czy to oznacza, że jesteśmy razem? – zapytał.
- Tak! – odpowiedziałam bez namysłu.
--- EPILOG
Nazajutrz powiedzieliśmy znajomym o naszym małym romansie.
Bardzo się ucieszyli!
Prawdopodobnie spędzilibyśmy resztę życia na raj wyspie, gdyby
nie to, że jakieś 2 tygodnie później obok przepływał statek
wycieczkowy, który nas uratował! Po powrocie do Buenos Aires
wzięliśmy ślub. Byliśmy razem naprawdę bardzo szczęśliwi. Tym
razem jednak na miesiąc poślubny nie polecieliśmy samolotem lecz
samochodem:3.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Napisała OS Natalia Verdes z bloga: http://prawdziwa-historia-leonetty.blogspot.com
Po prostu Boski i też zasłużył na pierwsze miejsce ;*
Praca bardzo mi sie podobała skarbie < 3
Nagroda z 2 miejsca : reklama przez 3 tygodnie, opublikowanie One Shot'a na blogu, możliwośc
napisania ze mną rozdziału, 2 zdjecie z dedykacją, dedykacja rozdziału
wtorek, 31 grudnia 2013
Miniaturka XI
~ 3 miejsce OS: "Chyba zapomniałam!" autorstwa Szczurek Leoś ~
"Chyba zapomniałam!"
"Chyba zapomniałam!"
Siedziała
nad brzegiem morza i patrzyła na zachód słońca, przyjechała tu
żeby zapomnieć. Chciała być jak najdalej od miejsc, które
przypominały Jego, które łączyły się z Nim. Już czas zapomnieć
czas zacząć żyć na nowo, nauczyć się żyć bez niego. To było
trudne, bo choć rozum akceptował to serce cały czas tęskniło i
bolało, podskakiwało na każdy dzwięk przychodzącego sms z
nadzieją, że napisał, ale nadszedł czas i trzeba uciszyć serce,
trzeba pozwolić dojść do głosu rozumowi a on mówi Jego już nie
ma, zapomnij!!!! To był ostatni etap zapomnienia skasowała już
wszystkie maile, usunęła z komputera wszystkie zdjęcia wyrzuciła
wszystko, co przypominało Jego nauczyła się nawet nie wypowiadać
Jego imienia tutaj miała wykasować Jego numer telefonu zapomnieć
wstać i pojechać do domu już nigdy nie oglądając się za siebie,
nie patrzeć w przeszłość, wymazać z pamięci ostatni rok, żyć
tak jakby go nigdy nie było.
2
lata później…
-
Świetny tekst, jak zwykle zresztą. Naprawdę masz talent i cięte
pióro, zawsze wydobywasz głębię
-
Dziękuję a Ty jak zawsze jesteś miły i jak zwykle niezmiennie od
roku prawisz mi komplementy, po prostu podrywasz mnie.
-
Tak a Ty niezmiennie od roku dajesz mi kosza. Zarówno w życiu
prywatnym jak i zawodowym, tyle razy już proszę żebyś zgodziła
się pracować tylko dla mojego pisma i przyjęła moją propozycję.
-
Leon tyle razy Ci tłumaczyłam, mam pracę, którą lubię a piszę,
bo to pozwala mi zapełniać mi mój czas, bo daje mi to satysfakcję.
-
Ok. zawsze to słyszę, ale może jednak tym razem przyjmiesz moje
zaproszenie na kolację? Tak zwyczajnie po przyjacielsku bez żadnych
podtekstów. To jak?
-
Zgadzam się, a więc jesteśmy umówieni.
-
Zadzwonię.
-
Czekam na telefon. Pa
Wyszła
z redakcji wystawiając twarz do słońca. Cholera umówiła się,
choć sama nie wiedziała, dlaczego się zgodziła. Może to już
czas przestać być samotnym, przestać podświadomie czekać? Trzeba
na nowo zacząć układać sobie życie.
Przez
ostatnie dwa lata życia przeszła wiele, zmieniła się, życie
zmusiło ją do zmian. Ten romans w pewnym sensie zrujnował jej
życie, ale z drugiej strony dał wielką siłę i wiarę w siebie,
choć zapłaciła za to wysoką cenę. To, że odszedł tak po
prostu, wybrał rodzinę, choć ponoć była jego wielka miłością,
dla której gotów był na wszystko przegrała. Tak to wtedy
odbierała. Depresja i załamanie nerwowe, jakie przeszła uczyniły
z niej inną kobietę, ból, jaki czuła był niedopisania, morze
wylanych łez i bezradność, że nie może walczyć uczyniły ją
jeszcze twardszą. Gdyby nie przyjaciele nigdy by się z tego nie
podniosła, ale byli zawsze, zawsze, gdy potrzebowała, kiedy nie
było już siły na płacz, bo zabrakło łez. Po roku postanowiła
zapomnieć, może nie zapomnieć, bo tego nie potrafiła raczej
nauczyć się żyć bez Niego, bo choć wmawiała sobie, że
zapomniała, choć nigdy nie wspominała, nigdy o tym nie mówiła to
pamiętała. Pamiętała każdy gest, każdy dotyk, uśmiech,
dotknięcie wszystko. Zaczęła pisać i to stało się sensem jej
życia, praca i pisanie czas zapełniony po brzegi, po to żeby
wieczorem położyć i zaspać ze zmęczenia bez wspomnień, bez łez.
A
teraz umówiła się Leonem, po raz pierwszy od dwóch lat umówiła
się z mężczyzną. Czuła, że jej serce, jeśli chodzi o miłość
jest twarde, zahartowane, już nie potrafi kochać, bo naprawdę
kochała tylko jednego mężczyznę, to była jej miłość a On
odcisnął w niej taki swój ślad, że nie było tam już miejsca na
nikogo innego. Myślała, że umrze bez Niego, że odchodząc zabrał
ze sobą powietrze i jej życie jednak Bóg zdecydował żyć.
Pozwolił żyć bez powietrza. Często myślała, po co postawił go
na jej drodze, po co pozwolił na to spotkanie, zezwolił i patrzył
na tą zakazaną miłość nic nie robiąc. Teraz już wiedziała a
przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Odmieniła Jego życie,
pokazała jak może wyglądać życie z kobietą, przy niej stał się
otwarty, nauczyła go płakać i śmiać się, sprawiła, że żona
zaczęła doceniać to, jakim był mężczyzną, że ich życie się
zmieniło. Niestety zapłaciła za to najwyższą ceną, jaką może
zapłacić kobieta, Bóg pozwolił jej się zakochać, ale nie
pozwolił na szczęście, w zamian dał ból, łzy i złamane
krwawiące serce, które do tej pory nie potrafiło się zagoić.
Jednak dostała w zamian coś jeszcze, zmienił ją w inną kobietę,
ukształtował ją na nowo, pozwolił odnaleźć swoje pasje dał
inny cel w życiu. „Jestem po to żeby inni mogliby być szczęśliwi
i to ma być moje szczęście, daję je innym oddając swoje” –
pomyślała.
Dzwonek
telefonu wyrwał ją z zamyślenia, jak zwykle nie mogła znaleźć
go w torebce „ Muszę w końcu zrobić tu porządek” –
pomyślała – „ No jest”.
-
Słucham - rzuciła odbierając.
-
No wreszcie, dodzwonić się do Ciebie to życie można stracić,
umrzeć bym zdążył.
-
Co się stało, wyszłam właśnie z redakcji, oddawałam artykuł do
druku.
-
Słuchaj musisz do mnie koniecznie dzisiaj wpaść, szykuje się taka
mała imprezka i nie wyobrażam sobie żeby miało Cię na niej
zabraknąć.
-
Przykro mi Ludmi, ale naprawdę dziś nie dam rady, naprawdę myślę,
że beze mnie będziecie bawić się równie dobrze.
-
Przestań nie rób mi tego, zawsze się wymigujesz albo praca, albo
pisanie albo jesteś tak zmęczona, że na nic nie masz czasu, wrzuć
trochę na luz, bo jeszcze trochę a będę Cię odwiedzać na
cmentarzu, tak długo nie da się żyć. Co wymyślisz tym razem?
-
Nic, naprawdę nie dam rady, przepraszam jestem już umówiona.
-
Z kim? Jaja sobie ze mnie robisz?
-
Umówiłam się na kolację z Leonem .
-
Z tym Leonem ? Z Twoim naczelnym???!!!
-
No, chociaż on nie jest moim naczelnym, bo nie pracuję u niego na
etacie, ale tak umówiłam się z tym Leonem.
-
O matko!!!! Bogu niech będą dzięki!!! Wreszcie. To naprawdę
przystojny facet, poza tym na stanowisku, wykształcony, oczytany,
miły…
-
Uspokój się, to tylko kolacja, nie oczekuj nic więcej.
-
Ale tak to właśnie się zaczyna, najpierw niewinne zaproszenie na
kolację jedno drugie a potem to już leci z górki i okazuje się,
że nie potraficie już żyć bez siebie.
-
Daj spokój, to nie tak, bardzo lubię Leona, ale to tylko znajomy i
zwykła kolacja, nic więcej naprawdę.
-
Dobra, dobra mam tylko nadzieję, że ten facet pozwoli Ci na nowo
uwierzyć, zmieni Twój punkt widzenia i może wreszcie uwolnisz się
od wspomnień i przestaniesz myśleć o tym dupku. Uwierz na tym
świecie jest mnóstwo mężczyzn a wielu z nich chciałoby z Tobą
być, tylko musisz wreszcie uwolnić się z tej skorupy wspomnień i
zrzucić z siebie ten pancerz obojętności, w który się ubrałaś.
-
Ale mi jest dobrze tak jak jest, spełniam się, jestem zadowolona,
niezależna.
-
Szczęśliwa?
-
Szczęście to chwila i nie można mieć go na zawsze, przychodzi,
kiedy się go nie spodziewamy i odchodzi wtedy, kiedy najmniej tego
oczekujemy.
-
Przestań, rozmawiasz ze mną a nie piszesz kolejny artykuł czy
książkę, te teksty zostaw dla swoich czytelników oni to lubią. O
szczęście trzeba walczyć, trzeba go szukać a nie czekać biernie
aż samo Cię znajdzie.
-Lu,
proszę nie baw się teraz w psychologa, bo Ci to nie pasuje, wiesz,
że i tak wiem swoje, doceniam Twoje rady zawsze to robiłam, ale i
tak wiem swoje. Dobra muszę kończyć oddzwonię do ciebie teraz
muszę lecieć do domu i przygotować się na tą „randkę” –
zaśmiała się.
-
Pamiętaj żeby zadzwonić i zdać mi relację aha a może sex dobrze
by Ci zrobił?
-
Wariatka, Pa.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Mam nadzieję że 3 miejsce może być, co? ;D
Pomysł bardzo mi sie podoba ;*
Taki jakby z prawdziwego życia xD i nie zakończył się pocałunkiem czy cos w tym stylu...
Ale piękna ;
Nagroda z 3 miejsca: reklama przez 1 tydzień, opublikowanie One Shot'a na blogu, zdjecie z dedykacją albo szablon
Nie masz bloga prawda? ;D Dlatego zamiast reklamy (chyba że chcesz dać link do bloga jakiejś koleżanki czy coś, to okej.) możesz sb wybrać jakąś jedną nagrodę z pierwszego miejsca;)
Nie masz bloga prawda? ;D Dlatego zamiast reklamy (chyba że chcesz dać link do bloga jakiejś koleżanki czy coś, to okej.) możesz sb wybrać jakąś jedną nagrodę z pierwszego miejsca;)
Miniaturka X
~ Wyróżnienie OS : "Dopiero po rozstaniu pamieta sie wszystko" autorstwa Axi Verdas Tavelli ~
*Jorge*
Zupełnie inaczej jest, jeżeli masz kogoś, kto Cię kocha. To daje Ci setkę powodów, aby żyć. Ja już nie mam po co żyć. Najważniejsza osoba w moim życiu odeszła na zawsze i nigdy nie wróci. Równo miesiąc temu jej ciało zostało zakopane pod ziemią razem z moim uczuciem. Od tamtego czasu nosiłem tylko i wyłącznie czarny, codziennie płakałem, tak praktycznie żyłem tylko aby żyć. Z niczego nie korzystałem, nie cieszyłem się, nie uśmiechałem. Byłem pogrążony w smutku i rozpaczy. Cierpiałem.
Za każdym razem, kiedy w moich oczach pojawiało się morze łez, powtarzałem sobie: "muszę być silny". Jednak te trzy słowa brzmiały w mojej głowie jak zwykły żart. I za każdym razem łzy znajdują ujście spływając po policzkach, mocząc poduszkę.
Mam wrażenie, że razem z nią odeszło całe moje szczęście. Wszystkie radosne chwile, które zostały mi przeznaczone, już minęły. To uczucie... że już nigdy nie będę szczęśliwy.
- Jorge, musisz się w końcu ogarnąć. Tini umarła ponad miesiąc temu! - stwierdziła szatynka siadając obok mnie. Ja tylko spojrzałem na nią zbolałym wzrokiem. Nie umiałem nic powiedzieć. Wspominanie jej było bolesne. Podczas przywoływania razem spędzonych chwil dostawałem najgorsze ciosy w moim żałosnym życiu. Ciosy w sam środek serca.
- Wiem, że wiele dla Ciebie znaczyła, że ją kochałeś, ale...
- Lodo, ja nadal ją kocham i ona nadal wiele dla mnie znaczy. - szepnąłem ledwo słyszalnym głosem, jednak dobrze wiedziałem, że dziewczyna mnie zrozumiała.
- Wiem, źle to sformułowałam, przepraszam. - powiedziała, jednak na tym nie skończyła. - Ale Jorge, tak nie można! Kochasz ją, jednak jej już nie ma. Zniknęła i nie wróci.
- Jest i pozostanie na zawsze. We wspomnieniach i moim sercu. - mruknąłem i wgramoliłem swoje wymizerowane zwłoki na górę.
Opadłem na łóżko i ukryłem twarz w poduszce. Zacząłem wspominać. Ostatnio dość często to robię mimo, że boli. Czasami tylko urywki, kiedy indziej całe sytuacje. To wszystko przynosiło ukojenie, czułem, jakby ona była przy mnie. Żyłem tylko i wyłącznie przeszłością, z teraźniejszości nie korzystałem w ogóle.
***
-Xabiani, tutaj! - wydarł się siedmiolatek, a jego przyjaciel podał mu piłkę. Chłopiec popędził do bramki i strzelił jedenastego gola w dzisiejszym meczu.
Co z tego, że zawsze grali dwa na dwa? I co z tego, że składy były nie równe, bo każdy wiedział, że Jorge z Xabianim są o niebo lepsi od Diego i Ruggero. Ważne, że dobrze się bawili i tylko to się liczyło.
- Jestem już zmęczony, zróbmy sobie małą przerwę. - poprosił Rugg podchodząc do stolika, na którym czekały zimne napoje. Upił trochę, po czym walnął swe zmęczone ciało na ziemię.
- W sumie ja też mogę odpocząć. - mruknął Jorge i runął jak długi obok przyjaciela.
Chwilę później leżeli całą czwórką na trawie i myśleli. Jorge o swojej karierze piłkarskiej, Ruggero... motorach. Zawsze czuł pociąg do tych maszyn, jednak jego ojciec wpadł w histerię, kiedy dowiedział się o zainteresowaniach swojego syna. Diego o słodyczach, chłopiec kochał się obżerać, miał to w swojej naturze, a mały Xabi? Myślał o dziewczynie. Jego przyjaciele uważali miłość za coś obrzydliwego i niezbyt przyjemnego. Bo niby kto czerpie radość z obśliniania drugiej osoby? Jednak młody Xabiani czuł coś do pewnej brunetki noszącej imię Martina. Poznał ją niedawno i żaden z jego przyjaciół jej jeszcze nie widział. Może dlatego... mają takie zdanie o dziewczynach. W końcu jedyną, jaką tolerowali i pozwalali jej się z nimi bawić, była Vale. Jednak Rugg uważał, że bardziej przypomina chłopaka w damskiej wersji, niż te wszystkie delikatne istotki, które otaczały ich w szkole.
- O czym myślicie? - zapytał w końcu Diego, a przyjaciele natychmiast mu odpowiedzieli. Milczał tylko Xabiani. - A ty Xab?
- O dziewczynie. - szepnął i uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę?! - krzyczeli chłopcy jeden przez drugiego.
- Tak, jest niesamowita. Kiedyś wam ją przedstawię, ale nie dzisiaj.
***
Zielonooki wszedł do baru i stanął przy ladzie, by jak co popołudnie zamówić gorącą czekoladę. Kiedy kelnerka podała mu gotowy napój, przeniósł się wraz ze swoimi myślami do stolika w kącie pomieszczenia. Usiadł i zabrał się za spożywanie kupionej wcześniej zawartości kubka.
W tej chwili przez drzwi weszła dziewczyna mniej więcej w jego wieku. Była piekna! Miała czerwoną sukienkę, ciemno-blond włosy do ramion i śliczny uśmiech. Po zakupie, którego dokonała w tym samym miejscu co chłopak, odeszła. Dopiero po chwili Jorge zorientował się, że idzie w jego stronę.
- Cześć. Mogę się dosiąść? Reszta miejsc już zajęta. - on nie umiał nic wykrztusić, tylko pokiwał głową i zaczął jej się przyglądać.
Miała delikatnie zaróżowione policzki, pełne wargi, które posmarowała bezbarwnym błyszczykiem i kakaowe oczy, w których wesoło tańczyły iskierki. Zielonooki pierwszy raz poczuł coś takiego. Przez jedenaście lat swojego życia po raz pierwszy zobaczył dziewczynę, która... go nie odpychała, a raczej przeciwnie. Wręcz przyciągała.
- Jestem Martina, a ty? - zapytała brunetka uśmiechając się promiennie.
- Jorge. - wykrztusił tylko i poczuł, że się rumieni. O nie! Tylko nie to! On przecież nigdy nie rumienił się w obecności dziewczyn. No chyba, że mama karciła go za jakiś występek, to było naturalne.
- Miło mi. Co powiesz na mały spacer? - zadała kolejne pytanie wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
- Z chęcią. - odparł i uścisnął delikatną rękę dziewczyny. Wyszli na zewnątrz i udali się w stronę parku.
Dopiero teraz zielonooki zdał sobie sprawę, jaką gafę popełnił. Przecież to on powinien zaproponować jej spacer, nie na odwrót! Już wiedział, że zrobił z siebie totalne pośmiewisko w oczach prześlicznej brunetki. Nie zdawał sobie nawet sprawy z faktu, iż dziewczyna myślała zupełnie inaczej.
***
Od pierwszego spotkania przyjaciół, które było pięć lat temu, chodzenie do baru na popołudniową czekoladę stało się tak jakby... ich wspólną tradycją. Rzadko kiedy przepuszczali możliwość spędzenia wspaniałych kilku minut w swoim towarzystwie po wyczerpujących godzinach szkoły.
- Co powiesz na mały spacer? - te słowa uderzyły w zielonookiego jak piorun. Dokładnie to samo dziewczyna, jeszcze jako jedenastolatka, wypowiedziała w dniu ich poznania.
- Z chęcią. - odpowiedział tak samo jak przed pięcioma laty i razem wyszli na zewnątrz.
Po dłuższej chwili, znaleźli się w parku. Usiedli na ławce i zaczęli rozmawiać. Tematy nigdy im się nie kończyły, mogli gadać całymi wiekami.
- Tini? Czemu unikasz Xaba? - spytał chłopak, choć dobrze znał odpowiedź. Nie mógł też zaprzeczyć, iż... żywi dziewczynę dokładnie tym samym uczuciem, co jego przyjaciel. Nieodwzajemnioną miłością.
- Dowiedziałam się czegoś. A raczej... on sam wyznał mi swoje uczucia. Nie chcę, żeby cierpiał, bo mi od dłuższego czasu podoba się ktoś inny. Jego przeciwieństwo można powiedzieć. - stwierdziła i uśmiechnęła się blado patrząc na swego przyjaciela.
Te słowa zabolały zielonookiego i zdobył się tylko na krótkie "aha". Wiedział dobrze, że dziewczyna nie czuje do niego tego samego, jednak gdzieś głęboko w nim nadal tliła się nadzieja, że kiedyś będą razem. Nadzieja, która przed chwilą umarła.
- Jorge? - spytała Martina, a on spojrzał w jej piękne oczy. - Boję się powiedzieć tej osobie, że ją kocham. Mam wrażenie, że mnie odrzuci.
- Nie odrzuci. Powiedz, zaryzykuj, a może się uda. - doradził zasmucony chłopak spuszczając wzrok.
Dziewczyna zgodziła się i uniosła podbródek zielonookiego do góry. Spojrzała mu głęboko w oczy, po czym wypowiedziała najpiękniejsze słowa na świecie.
- Kocham Cię.
I złączyła ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Wspominanie jej było zdecydowanie zbyt bolesne. Ale nie umiałem nad tym zapanować. Nic tylko cierpienie i chwila odreagowania, kiedy ona, dziewczyna tak idealna, pojawiała się w moich snach. Tylko wtedy byłem szczęśliwy. A skoro jestem szczęśliwy tylko przy niej, muszę jakoś dotrzeć w miejsce, gdzie ją znajdę.
Wybiegłem z domu i czym prędzej popędziłem ulicami miasta. Biegłem, aż znalazłem się w miejscu, które idealnie nadawało się do moich zamiarów.
Podszedłem do barierki i wychyliłem się. Rzeka. Nic prócz wody. Szybko przeszedłem na drugą stronę i wspomniałem pogrzeb Tini. Nic nie mogłem na to poradzić. Chciałem...
- Niech pan tego nie robi. - usłyszałem kobiecy głos za sobą. Odwróciłem się ze łzami w oczach i ujrzałem śliczną brunetkę. - Nie może pan skoczyć.
- Ale co ty masz do tego? - spytałem ledwo słyszalnym głosem. Jednak ona wiedziała, o co mi chodziło.
- To może chociaż powiesz, co sprawiło, że jesteś aż tak zdesperowany? - odezwała się podchodząc coraz bliżej.
- Powiem, jeśli nie podejdziesz. - zatrzymała się, więc zacząłem szybki monolog. Dobrze wiedziałem, że gra na czas, a w tę stronę gna straż z policją. - Moja narzeczona umarła, a ja nie mogę bez niej żyć. - wydusiłem i zrobiłem to. Skoczyłem. Teraz mogłem tylko obserwować zbliżającą się głębię i czekać na mocne uderzenie zimnej wody, które wkrótce nadeszło.
Obudziłem się z krzykiem, który ucichł tak szybko, jak się pojawił. Dyszałem ciężko, a w mojej głowie cały czas krążyły słowa: "Tini umarła". Nie, to przecież niemożliwe! Ona nie może umrzeć, ja ją... kocham? Przecież do niedawna byłem ze Stephie, nie mogłem się pozbierać po jej zdradzie. A teraz? Okazuje się, że kocham Tini? Tak po prostu, przez głupi sen.
Jednak przez to wszystko zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie życia bez ślicznej brunetki. Chce mieć ją cały czas przy sobie, móc przytulić bez wymówki.
Szybko wygramoliłem się z łóżka i wparowałem do łazienki. Na dziś mam tylko jeden cel. Wyznać Martinie moje uczucia. Nie ważne, że może mnie odrzucić, złamać serce. Nie spróbujesz, nie zawalczysz, nie zdobędziesz szczęścia. Tak zawsze powtarzał sobie mój tata i już dawno mnie tym zaraził. Na dodatek to chyba normalne, że dziewczyna nie zrobi tego pierwszego kroku. Jakoś nie wyobrażam sobie Tini proszącej mnie o chodzenie.
Wyszedłem z domu i z rękami w kieszeniach skierowałem się w stronę mieszkania Martiny. Postanowiłem pójść przez park, by pomyśleć nad tym, co jej dokładnie powiem. I wtedy poczułem, jak ktoś uderza we mnie z całym impetem. Spojrzałem na dziewczynę i poczułem, że robi mi się niedobrze.
- Tini, coś się stało? - spytałem, a ona podniosła wzrok.
- Jeśli chodzi Ci o stan psychiczny, biegłam na spotkanie z dziewczynami, bo przez kochanego brata jestem spóźniona pół godziny. A jeśli fizyczny, to raczej nie. - powiedziała z uśmiechem, który od razu odwzajemniłem.
- Czyli wszystko okej?
- Wszystko okej.
I nagle, nawet nie wiem jakim cudem, z nieba zaczął lać deszcz. Po chwili byliśmy cali mokrzy. Tini minęła mnie i poszła dalej, jednak niesiony instynktem złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę. Pamiętasz swój cel? No właśnie. Nie przegap takiej okazji - powtarzałem sobie w myślach dla dodania odwagi.
- Co jest? - spytała brunetka patrząc w moje oczy.
- Po prostu... muszę Ci coś powiedzieć. - stwierdziłem i przybliżyłem się do niej.
Patrzyłem się w jej oczy, które były coraz bliżej. W końcu nasze usta się spotkały. Położyłem dłonie na talii Martiny, a ona zarzuciła swoje ręce na moją szyję pogłębiając pocałunek.
- Kocham Cię. - wydusiłem odrywając się od niej. Jednak nadal stykaliśmy się czołami. - Zostaniesz moją dziewczyną?
- Tak. Zostanę. - odpowiedziała i ponownie mnie pocałowała. Tym razem o wiele namiętniej.
"Dopiero po rozstaniu pamięta sie wszystko"
*Jorge*
Zupełnie inaczej jest, jeżeli masz kogoś, kto Cię kocha. To daje Ci setkę powodów, aby żyć. Ja już nie mam po co żyć. Najważniejsza osoba w moim życiu odeszła na zawsze i nigdy nie wróci. Równo miesiąc temu jej ciało zostało zakopane pod ziemią razem z moim uczuciem. Od tamtego czasu nosiłem tylko i wyłącznie czarny, codziennie płakałem, tak praktycznie żyłem tylko aby żyć. Z niczego nie korzystałem, nie cieszyłem się, nie uśmiechałem. Byłem pogrążony w smutku i rozpaczy. Cierpiałem.
Za każdym razem, kiedy w moich oczach pojawiało się morze łez, powtarzałem sobie: "muszę być silny". Jednak te trzy słowa brzmiały w mojej głowie jak zwykły żart. I za każdym razem łzy znajdują ujście spływając po policzkach, mocząc poduszkę.
Mam wrażenie, że razem z nią odeszło całe moje szczęście. Wszystkie radosne chwile, które zostały mi przeznaczone, już minęły. To uczucie... że już nigdy nie będę szczęśliwy.
- Jorge, musisz się w końcu ogarnąć. Tini umarła ponad miesiąc temu! - stwierdziła szatynka siadając obok mnie. Ja tylko spojrzałem na nią zbolałym wzrokiem. Nie umiałem nic powiedzieć. Wspominanie jej było bolesne. Podczas przywoływania razem spędzonych chwil dostawałem najgorsze ciosy w moim żałosnym życiu. Ciosy w sam środek serca.
- Wiem, że wiele dla Ciebie znaczyła, że ją kochałeś, ale...
- Lodo, ja nadal ją kocham i ona nadal wiele dla mnie znaczy. - szepnąłem ledwo słyszalnym głosem, jednak dobrze wiedziałem, że dziewczyna mnie zrozumiała.
- Wiem, źle to sformułowałam, przepraszam. - powiedziała, jednak na tym nie skończyła. - Ale Jorge, tak nie można! Kochasz ją, jednak jej już nie ma. Zniknęła i nie wróci.
- Jest i pozostanie na zawsze. We wspomnieniach i moim sercu. - mruknąłem i wgramoliłem swoje wymizerowane zwłoki na górę.
Opadłem na łóżko i ukryłem twarz w poduszce. Zacząłem wspominać. Ostatnio dość często to robię mimo, że boli. Czasami tylko urywki, kiedy indziej całe sytuacje. To wszystko przynosiło ukojenie, czułem, jakby ona była przy mnie. Żyłem tylko i wyłącznie przeszłością, z teraźniejszości nie korzystałem w ogóle.
***
-Xabiani, tutaj! - wydarł się siedmiolatek, a jego przyjaciel podał mu piłkę. Chłopiec popędził do bramki i strzelił jedenastego gola w dzisiejszym meczu.
Co z tego, że zawsze grali dwa na dwa? I co z tego, że składy były nie równe, bo każdy wiedział, że Jorge z Xabianim są o niebo lepsi od Diego i Ruggero. Ważne, że dobrze się bawili i tylko to się liczyło.
- Jestem już zmęczony, zróbmy sobie małą przerwę. - poprosił Rugg podchodząc do stolika, na którym czekały zimne napoje. Upił trochę, po czym walnął swe zmęczone ciało na ziemię.
- W sumie ja też mogę odpocząć. - mruknął Jorge i runął jak długi obok przyjaciela.
Chwilę później leżeli całą czwórką na trawie i myśleli. Jorge o swojej karierze piłkarskiej, Ruggero... motorach. Zawsze czuł pociąg do tych maszyn, jednak jego ojciec wpadł w histerię, kiedy dowiedział się o zainteresowaniach swojego syna. Diego o słodyczach, chłopiec kochał się obżerać, miał to w swojej naturze, a mały Xabi? Myślał o dziewczynie. Jego przyjaciele uważali miłość za coś obrzydliwego i niezbyt przyjemnego. Bo niby kto czerpie radość z obśliniania drugiej osoby? Jednak młody Xabiani czuł coś do pewnej brunetki noszącej imię Martina. Poznał ją niedawno i żaden z jego przyjaciół jej jeszcze nie widział. Może dlatego... mają takie zdanie o dziewczynach. W końcu jedyną, jaką tolerowali i pozwalali jej się z nimi bawić, była Vale. Jednak Rugg uważał, że bardziej przypomina chłopaka w damskiej wersji, niż te wszystkie delikatne istotki, które otaczały ich w szkole.
- O czym myślicie? - zapytał w końcu Diego, a przyjaciele natychmiast mu odpowiedzieli. Milczał tylko Xabiani. - A ty Xab?
- O dziewczynie. - szepnął i uśmiechnął się delikatnie.
- Naprawdę?! - krzyczeli chłopcy jeden przez drugiego.
- Tak, jest niesamowita. Kiedyś wam ją przedstawię, ale nie dzisiaj.
***
Zielonooki wszedł do baru i stanął przy ladzie, by jak co popołudnie zamówić gorącą czekoladę. Kiedy kelnerka podała mu gotowy napój, przeniósł się wraz ze swoimi myślami do stolika w kącie pomieszczenia. Usiadł i zabrał się za spożywanie kupionej wcześniej zawartości kubka.
W tej chwili przez drzwi weszła dziewczyna mniej więcej w jego wieku. Była piekna! Miała czerwoną sukienkę, ciemno-blond włosy do ramion i śliczny uśmiech. Po zakupie, którego dokonała w tym samym miejscu co chłopak, odeszła. Dopiero po chwili Jorge zorientował się, że idzie w jego stronę.
- Cześć. Mogę się dosiąść? Reszta miejsc już zajęta. - on nie umiał nic wykrztusić, tylko pokiwał głową i zaczął jej się przyglądać.
Miała delikatnie zaróżowione policzki, pełne wargi, które posmarowała bezbarwnym błyszczykiem i kakaowe oczy, w których wesoło tańczyły iskierki. Zielonooki pierwszy raz poczuł coś takiego. Przez jedenaście lat swojego życia po raz pierwszy zobaczył dziewczynę, która... go nie odpychała, a raczej przeciwnie. Wręcz przyciągała.
- Jestem Martina, a ty? - zapytała brunetka uśmiechając się promiennie.
- Jorge. - wykrztusił tylko i poczuł, że się rumieni. O nie! Tylko nie to! On przecież nigdy nie rumienił się w obecności dziewczyn. No chyba, że mama karciła go za jakiś występek, to było naturalne.
- Miło mi. Co powiesz na mały spacer? - zadała kolejne pytanie wyciągając dłoń w stronę chłopaka.
- Z chęcią. - odparł i uścisnął delikatną rękę dziewczyny. Wyszli na zewnątrz i udali się w stronę parku.
Dopiero teraz zielonooki zdał sobie sprawę, jaką gafę popełnił. Przecież to on powinien zaproponować jej spacer, nie na odwrót! Już wiedział, że zrobił z siebie totalne pośmiewisko w oczach prześlicznej brunetki. Nie zdawał sobie nawet sprawy z faktu, iż dziewczyna myślała zupełnie inaczej.
***
Od pierwszego spotkania przyjaciół, które było pięć lat temu, chodzenie do baru na popołudniową czekoladę stało się tak jakby... ich wspólną tradycją. Rzadko kiedy przepuszczali możliwość spędzenia wspaniałych kilku minut w swoim towarzystwie po wyczerpujących godzinach szkoły.
- Co powiesz na mały spacer? - te słowa uderzyły w zielonookiego jak piorun. Dokładnie to samo dziewczyna, jeszcze jako jedenastolatka, wypowiedziała w dniu ich poznania.
- Z chęcią. - odpowiedział tak samo jak przed pięcioma laty i razem wyszli na zewnątrz.
Po dłuższej chwili, znaleźli się w parku. Usiedli na ławce i zaczęli rozmawiać. Tematy nigdy im się nie kończyły, mogli gadać całymi wiekami.
- Tini? Czemu unikasz Xaba? - spytał chłopak, choć dobrze znał odpowiedź. Nie mógł też zaprzeczyć, iż... żywi dziewczynę dokładnie tym samym uczuciem, co jego przyjaciel. Nieodwzajemnioną miłością.
- Dowiedziałam się czegoś. A raczej... on sam wyznał mi swoje uczucia. Nie chcę, żeby cierpiał, bo mi od dłuższego czasu podoba się ktoś inny. Jego przeciwieństwo można powiedzieć. - stwierdziła i uśmiechnęła się blado patrząc na swego przyjaciela.
Te słowa zabolały zielonookiego i zdobył się tylko na krótkie "aha". Wiedział dobrze, że dziewczyna nie czuje do niego tego samego, jednak gdzieś głęboko w nim nadal tliła się nadzieja, że kiedyś będą razem. Nadzieja, która przed chwilą umarła.
- Jorge? - spytała Martina, a on spojrzał w jej piękne oczy. - Boję się powiedzieć tej osobie, że ją kocham. Mam wrażenie, że mnie odrzuci.
- Nie odrzuci. Powiedz, zaryzykuj, a może się uda. - doradził zasmucony chłopak spuszczając wzrok.
Dziewczyna zgodziła się i uniosła podbródek zielonookiego do góry. Spojrzała mu głęboko w oczy, po czym wypowiedziała najpiękniejsze słowa na świecie.
- Kocham Cię.
I złączyła ich usta w delikatnym pocałunku.
***
Wspominanie jej było zdecydowanie zbyt bolesne. Ale nie umiałem nad tym zapanować. Nic tylko cierpienie i chwila odreagowania, kiedy ona, dziewczyna tak idealna, pojawiała się w moich snach. Tylko wtedy byłem szczęśliwy. A skoro jestem szczęśliwy tylko przy niej, muszę jakoś dotrzeć w miejsce, gdzie ją znajdę.
Wybiegłem z domu i czym prędzej popędziłem ulicami miasta. Biegłem, aż znalazłem się w miejscu, które idealnie nadawało się do moich zamiarów.
Podszedłem do barierki i wychyliłem się. Rzeka. Nic prócz wody. Szybko przeszedłem na drugą stronę i wspomniałem pogrzeb Tini. Nic nie mogłem na to poradzić. Chciałem...
- Niech pan tego nie robi. - usłyszałem kobiecy głos za sobą. Odwróciłem się ze łzami w oczach i ujrzałem śliczną brunetkę. - Nie może pan skoczyć.
- Ale co ty masz do tego? - spytałem ledwo słyszalnym głosem. Jednak ona wiedziała, o co mi chodziło.
- To może chociaż powiesz, co sprawiło, że jesteś aż tak zdesperowany? - odezwała się podchodząc coraz bliżej.
- Powiem, jeśli nie podejdziesz. - zatrzymała się, więc zacząłem szybki monolog. Dobrze wiedziałem, że gra na czas, a w tę stronę gna straż z policją. - Moja narzeczona umarła, a ja nie mogę bez niej żyć. - wydusiłem i zrobiłem to. Skoczyłem. Teraz mogłem tylko obserwować zbliżającą się głębię i czekać na mocne uderzenie zimnej wody, które wkrótce nadeszło.
Obudziłem się z krzykiem, który ucichł tak szybko, jak się pojawił. Dyszałem ciężko, a w mojej głowie cały czas krążyły słowa: "Tini umarła". Nie, to przecież niemożliwe! Ona nie może umrzeć, ja ją... kocham? Przecież do niedawna byłem ze Stephie, nie mogłem się pozbierać po jej zdradzie. A teraz? Okazuje się, że kocham Tini? Tak po prostu, przez głupi sen.
Jednak przez to wszystko zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie życia bez ślicznej brunetki. Chce mieć ją cały czas przy sobie, móc przytulić bez wymówki.
Szybko wygramoliłem się z łóżka i wparowałem do łazienki. Na dziś mam tylko jeden cel. Wyznać Martinie moje uczucia. Nie ważne, że może mnie odrzucić, złamać serce. Nie spróbujesz, nie zawalczysz, nie zdobędziesz szczęścia. Tak zawsze powtarzał sobie mój tata i już dawno mnie tym zaraził. Na dodatek to chyba normalne, że dziewczyna nie zrobi tego pierwszego kroku. Jakoś nie wyobrażam sobie Tini proszącej mnie o chodzenie.
Wyszedłem z domu i z rękami w kieszeniach skierowałem się w stronę mieszkania Martiny. Postanowiłem pójść przez park, by pomyśleć nad tym, co jej dokładnie powiem. I wtedy poczułem, jak ktoś uderza we mnie z całym impetem. Spojrzałem na dziewczynę i poczułem, że robi mi się niedobrze.
- Tini, coś się stało? - spytałem, a ona podniosła wzrok.
- Jeśli chodzi Ci o stan psychiczny, biegłam na spotkanie z dziewczynami, bo przez kochanego brata jestem spóźniona pół godziny. A jeśli fizyczny, to raczej nie. - powiedziała z uśmiechem, który od razu odwzajemniłem.
- Czyli wszystko okej?
- Wszystko okej.
I nagle, nawet nie wiem jakim cudem, z nieba zaczął lać deszcz. Po chwili byliśmy cali mokrzy. Tini minęła mnie i poszła dalej, jednak niesiony instynktem złapałem ją za rękę i odwróciłem w swoją stronę. Pamiętasz swój cel? No właśnie. Nie przegap takiej okazji - powtarzałem sobie w myślach dla dodania odwagi.
- Co jest? - spytała brunetka patrząc w moje oczy.
- Po prostu... muszę Ci coś powiedzieć. - stwierdziłem i przybliżyłem się do niej.
Patrzyłem się w jej oczy, które były coraz bliżej. W końcu nasze usta się spotkały. Położyłem dłonie na talii Martiny, a ona zarzuciła swoje ręce na moją szyję pogłębiając pocałunek.
- Kocham Cię. - wydusiłem odrywając się od niej. Jednak nadal stykaliśmy się czołami. - Zostaniesz moją dziewczyną?
- Tak. Zostanę. - odpowiedziała i ponownie mnie pocałowała. Tym razem o wiele namiętniej.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_
OS napisany przez Axi z bloga: http://dile-que-si-es-lo-que-importa.blogspot.com/
Kochanie nie będę się rozpisywac bo moją opinie znasz
I wiesz że jest genialny. ;*
Chyba nie gniewasz się że jest wyróżnienie co ? ;D
Miniaturka IX
~ Wyróżnienie OS: "To dzięki Tobie" autorstwa Leonettta ~
"To dzieki Tobie"
Był
31 grudzień 2016 rok, młoda dziewczyna szła zatłoczonymi
uliczkami Buenos Aires .
Płatki
śniegu wpadały w jej piękne brązowe włosy . Ten rok był dla
niej najgorszym rokiem jaki ją spotkał, cieszy się że już on się
kończy, liczy na to że w przyszłym spotka ją dużo więcej
dobrych rzeczy niż w tym i zapomni o tych wydarzeniach . Pierwszą
najgorszą rzeczą jaka ją spotkała była śmierć jej babci, druga
jej ojciec ożenił się z Jade i wyjechał z kraju, urwał z nią
kontakt, trzecia jej jedyna osoba z rodziny ciotka Angie dostała
propozycję pracy w Londynie, przyjęła ją i też wyjechała .
Została sam, ma jedynie przyjaciółkę Francescę która ją
przygarnęła . A to nie koniec ktoś podpalił ich dom, nie miały
się gdzie podziać ale na szczęście chłopak Francesci im pomógł
. Gdyby nie on nie miały by gdzie mieszkać . Violetta zawsze jej
zazdrościła takiego chłopaka . Ostatni ją bardzo skrzywdził .
Przez niego nie mogła się pozbierać przez dobre trzy miesiące .
To on sprawił że straciła sens życia . Kiedyś była inną osobą
.
Kochała
śpiewać, pomagała innym była inna, a teraz ? Teraz to ona boi się
zaufać innym, jedyne osoby jakie darzy zaufaniem to Francesca i jej
chłopak Marco . Jej serce jest skamieniałe, nie potrafi nikogo
pokochać . A to wszystko przez Artura, to przez niego tak cierpiała
i cierpi . Czasami ma ochotę to wszystko zakończyć, ale zawsze jej
coś nie pozwala. Tym czym jest resztka miłość do Leona . Wyjechał
dawno temu, przez jakiś czas utrzymywała z nim kontakt, ale gdy
poznała Artura urwała z nim kontakt ale teraz tego żałuje . Każde
miejsce,wszystko przypomina jej Artura, tak bardzo by chciała o nim
zapomnieć ale nie potrafi . Po tym co jej zrobił .
Był
20 maj, piękny dzień . Zapowiadał się wspaniale ale taki nie był
. Tego dnia było oficjalne zakończenie nauki w Studio One beat .
Było wielkie przyjęcie . Z racji tego że każdy miał parę oprócz
Violetty zaprosiła Artura . Wszystko było świetne do zakończenia
się przyjęcia . Gdy wracali do domu samochodem Artura wjechał do
jakiegoś lasu i tam ją wykorzystał ... Krzyczała, chciała uciec
ale na marne . Od tamtej pory brzydzi się mężczyznami . Nie
potrafi żadnemu zaufać . Zawszę gdy sobie o tym przypomina,
czuję się okropnie, wie że została w taki brutalny sposób
wykorzystana, próbuje o tym zapomnieć ale nie może .
Doszła
do domu, otworzyła drzwi, na drewnianym wieszaku powiesiły swoją
skórzaną kurtkę . Weszła do kuchni, wyciągnęła z szafki swój
niebieski kubek . Zrobiła sobie gorącą czekoladę, uwielbiała ją
być gdy było jej zimno . Usiadła na parapecie i patrzyła
otaczający świat zza oknem . Często to robiła . Gdy tylko
skończyła pić czekoladę, poszła do łazienki .
Związała
włosy w koka, odkręciła kran . Uwielbia gdy gorące krople wody
spływają po jej drobnym ciele . Niestety wszystko co dobre kiedyś
się kończy, zakręciła kran . Założyła ręcznik i poszła do
siebie do pokoju po jakieś ubrania . Nie było w domu nikogo,
Francesca razem z Marco wyjechali, zostawili ją samą po raz
pierwszy od tamtej sytuacji z Arturem .
Już
aż tak nie bała się zostawać sama w domu i nawet wychodzić .
Wzięła jakiś sensowy zestaw i położyła na koszu na bieliznę .
Zrobiła sobie delikatny makijaż . Później wysuszyła włosy i
sobie je pokręciła . Teraz pora na ubranie . Zdecydowała że
ubierze lekko rozkloszowaną czerwoną sukienkę, czarne rajstopy i
botki za kostkę na to wszystko zarzuciła swoją ukochaną skórzaną
krótką kurtkę . Podeszła do komody, na której stała mała
szkatułka, wyciągnęła z niej małe kolczyki, perełki . Po chwili
były już na jej uszach . Rzadko się tak ubiera, ale chociaż w ten
ostatni dzień w roku chciała trochę inaczej wyglądać .
Wyciągnęła z szafy małą czarną kopertówkę, do której
wrzuciła telefon i klucze. Wyszła z domu . Nie chciała w ten
dzień siedzieć sam . Czuła pustkę, nie była taka jak kiedyś,
dawniej gdy widziała małe dzieci jej serce się radowało teraz,
teraz nie czuje już nic takiego. Jest pokryte lodem, może je stopić
tylko miłość, ale ona nie wierzy że kiedyś to się stanie i jest
w błędzie . Dochodziła godzina 23 została jeszcze godzina do
końca roku, nie wiedziała co ze sobą zrobić . Spacerowała po
oświetlonych uliczkach, już się nie bała że jej coś się
stanie, z resztą wszystko było jej obojętne . Usiadła na
pierwszej lepszej ławce, zakryła twarz dłońmi, rozpłakała się
. Czuła się fatalnie . Nie potrafi nikogo pokochać .
~
Właśnie
przyjechał do Buenos Aires był tu ostatni raz 3 lata temu, wtedy
jego życie się zawaliło, stracił swoją ukochaną Violettę za
zawszę. Utrzymywał później jeszcze z nią kontakt przez 3
miesiące ale go zerwała . Cały czas myśli że go przestała
kochać . On nigdy jej nie przestanie kochać . Nie wiem jak bardzo
cierpiała, jak bardzo go potrzebowała, ale teraz postanowił
wrócić, nie ważne czy go kocha czy nie chce o nią walczyć . Nie
może bez niej żyć, jest dla niego wszystkim co ma . Nigdy nikogo
tak nie pokochał jak ją i nigdy nie pokocha on to wie . Jest 23,
postanowił wyjść, nie chciał siedzieć sam w domu jego
przyjaciele imprezują ale on nie chciał z nimi iść, woli włóczyć
się po mieście z myślą o tym że ją spotka jeszcze kiedyś .
Spacerował oświetlonymi uliczkami Buenos Aires . Zauważył ławkę,
na której ktoś siedział, z racji tego że to była jedyna ławka
usiadł koło tej osoby .
Czuł
że wydarzy się coś co zmieni jego życie ale nie wiedział co .
~
Gdy
podniosłam głowę zauważyłam że ktoś koło mnie siedzi, trochę
się przestraszyłam .
Bałam
się że znów mnie to spotka, czułam że coś się wydarzy co
zmieni moje życie ale sama nie wiedziałam co . Cały czas się
patrzyłam na tą osobę, byłam ciekawa kto to ale też bałam się
że coś mi zrobi . Nagle ta osoba odwróciła głowę . Teraz już
wiem że jest to mężczyzna, przestraszyłam się . Mam nadzieję że
mi nic nie zrobi, nie mam zaufania do nikogo a co dopiero do jakiegoś
faceta, którego w ogóle nie znam . Odwróciłam głowę, czułam na
sobie jego wzrok, postanowiłam zobaczyć kim on jest . Światło z
lamp świeciło prosto w jego twarz, gdy zobaczyłam kto to byłam w
szoku . To był Leon ale co on tu robi?
~
Teraz
już wie że to było przeznaczenie to że tu przyjechał i że
wyszedł z domu i usiadł właśnie na tej ławce .
-Leon
? -zapytał dziewczyna
-Tak
Violetta, nawet nie wiesz jak się cieszę że Cię widzę
-Ja
też -odpowiedział
Chłopak
się zdziwił, jego ukochana zawsze gdy z nim rozmawiała było w jej
głosie czuć miłość, serdeczność a teraz nie było
żadnych emocji .
-Violu
widzę że coś jest nie tak powiedz o co chodzi
Dziewczyna
długo się zastanawiała czy mu powiedzieć, jednak postanowiła że
mu powie .
Gdy
mu wszystko opowiedziała rozpłakała się . Wtedy chłopak zaczął
się do niej przybliżać, chciał ją po prostu przytulić ale ona
się wystraszyła .
-Spokojnie,
nie chcę Ci zrobić krzywdy chcę Cię po prostu przytulić
Dziewczyna
długo się wahała, bała się że znowu zaufa mężczyźnie a on ją
zrani, jednak się przełamała i się do niego przybliżyła . Gdy
ją objął czuła jego bicie serca, a jej serce ogarnęło dziwne
ciepło . Dopiero po chwili zrozumiała że jej miłość do niego
stopiła lód który okrył jej serce . Dziewczyna wyszeptała
chłopakowi do ucha .
-To
dzięki tobie lód który przykrył moje serce się stopił
-To
nie dzięki mnie, to dzięki naszej miłość
Od
tamtej pory byli już na zawszę razem, a ona znów potrafiła zaufać
innym .
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Napisała to Leonetta z bloga : http://violeta-y-leon.blogspot.com/
Praca mi sie podobała...
Fajny pomysł ;)
Zaczyna się smutno ale na szczęście happy end ;D
Nie będę się rozpisywać bo praca sama w sobie jest cudna ;**
Miniaturka VIII
~ Wyróżnienie OS : "Koncert dla miłości" autorstwa Mia ~
"Koncert dla Miłości"
-Fran jak ja się cieszę! - wykrzyczała brunetka do swojej przyjaciółki.
- Vilu, ja wiem, że to twój ulubiony wokalista, ale poczekaj jeszcze trochę. Na koncercie będziesz się darła- odrzekła ze śmiechem dziewczyna.
To już dzisiaj, do Buenos Aires przybywa wielki artysta. Leon Verdas. To za nim szaleje cała masa dziewczyn. Każda wykonałaby wszystko, żeby tylko się z nim spotkać. Podbił serca każdej nastolatki na świecie. A kiedy ogłosił powrót do rodzinnego domu, wszystkie niemal zemdlały. Już dokładnie za godzinę na scenę w teatrze wyjdzie. Za kulisami trwają ostatnie poprawki. Zakładanie stroju, strojenie gitary. To wszystko tylko po to by każda dziewczyna pragnęła więcej, jego piosenek.
-Leon! - rozniół się krzyk tysiąca dziewczyn.
To było w tym najlepsze. Każda go kochała, najbardziej boli go to, że żadna dziewczyna jeszcze nie wie jaki jest w środku.
- Fran, kiedy on w końcu się pojawi! - krzyknęła brunetka, aby włoszka ją dobrze usłyszała.
Na scenie pojawiła się zasłona dymna, pojawiły się kolorowe światła, zabrzmiała muzyka. Każda fanka, wie, że to ten moment. To za chwilę na scenie pojawi się ich idol.
-Już jest! - odpowiedziała włoszka.
Faktycznie z tej "zasłony" wyłonił się on. Zaczą swoją piosenkę.
Es por menos que parezco invisible
Y solo yo entiendo lo que me hiciste
Mirame bien, dime quien es el mejor
Cerca de ti, irresistible
Una actuacion, poco creible
Mirame bien, dime quien es el mejor
Hablemos de una vez
Yo te veo pero tu no ves
En esta historia todo esta al reves
No me importa esta vez
Voy Por Ti , Voy..
Hablemos de una vez
Siempre cerca tuyo estare
Aunque no me veas mirame,
No me importa esta vez
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti
Voy Por Ti...
Słysząc na żywo jego głos, każda niemal słabła. Myśl która przebiegała każdej dziewczynie była niemal taka sama "Kocham go", jedynie Violetta była inna. Zastanawiała się o kim myślał pisząc ową piosenkę. Jako jedyna nie zwróciła uwagi na "okładkę", zwróciła ją na treść.
- A teraz...-zaczął Leon, a wszystkie dziewczyny momentalnie zapiszczały- zaśpiewam wam nową piosenkę.
Na scenę wnieśli stołeczek i jego ulubioną gitarę. Cały zespół ucichł, a jego palce zaczęły wygrywać piękną melodię, do której po chwili dołączył także przepiękny tekst z jego ust
No soy ave para volar,
Y en un cuadro no se pintar
No soy poeta escultor.
Tan solo soy lo que soy.
Las estrellas no se leer,
Y la luna no bajare.
No soy el cielo, ni el sol...
Tan solo soy...
Podczas śpiewania patrzył na nią. Na piękną brunetkę, która siła mu się kazdej nocy. Pomimo tego, iż ona siedziała daleko doskonale widział jej oczy. Piękne, piwne, prawdziwe oczy.
Ona kiedy tylko usłyszała tę melodię zdziwiła się.
- Fran, źle się czuje. Pójdę do łazienki. -powiedziała
Wyszła z ogromnej sali, przeszła przez cały korytarz. Aż w końcu trafiła do jego garderoby. "Jakie to dziwne, że nikt jej nie pilnuje" pomyślała.
- Dziękuję, wam, za to że przyszliście na mój występ. Dobranoc Buenos Aires. - usłyszała ze sceny jego słowa.
Po chwili drzwi do jego garderoby otworzyły się, a w nich staną nie kto inny jak Leon Verdas
- Skąd znasz tę piosenkę? - zapytała brunetka
- Przyśniła mi się. Ty też mi się śniłaś.
- Ale jak to? Ta piosenka mi się przyśniła. Ty wtedy grałeś na gitarze, a ja weszłam do środka...- nie skończyła swojej wypowiedzi, przerwał jej zielonooki szatyn
-A wtedy zaczęliśmy razem śpiewać. Teraz śpiewałem dla ciebie
Violetta mimo wolnie uśmiechnęła się.
- Kocham cię - powiedziała. Jednak po chwili zdała sobie sprawę z tego co powiedziała. Odwróciła się plecami i zaczęła iść w stronę drzwi. Nagle poczuła czyjąś dłoń na ręce, a przez czyjąś mam na myśli Leona.
- Ja też Cię kocham. - wyszeptał prosto do jej ucha. Ich oczy spotkały się ze sobą, usta nie zostawały w tyle i złączyły się w jedno.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Napisała OS Mia lub też znana jako Kathy xD oto jeden z jej blogów : http://czyzaufamipokocham.blogspot.com/
Kolejna cudowna praca < 3
Eh... No co mogę o niej powiedzieć ?
Pomysł jest no nawet fajny ;D
Po prostu super ;P
Mam nadzieję że zadowolona z wyniku? ;D
Miniaturka VII
~ Wyróżnienie OS : Leonetta autorstwa Francesca Love ~
Mam na imię Violetta Castillo. Mam 19 lat. Mieszkam w Buenos Ires razem z tatą i mamą. Tak naprawdę to już się od nich wyprowadziłam. Mieszkam w sporym domu. Rodzice pomagają mi go utrzymywać. Mam chłopaka, a właściwie narzeczonego. Dwa miesiące temu mi się oświadczył. Nie mogłam w to uwierzyć! Teraz jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Strasznie go kocham. Moi rodzice nie mają nic przeciwko temu związkowi. Tak właściwie planujemy już ślub. Ma się odbyć za nie cały miesiąc. Dlaczego tak szybko? Sama nie wiem chce jak najszybciej z nim zamieszkać. On jest całym moim życiem. Dzisiaj byłam już z Francescą wybrać suknie ślubną.
Dzień przed ślubem.
Jeszcze tyle do zrobienia a jest tylko doba to uroczystości. Właśnie byliśmy wybrać tort. Te wszystkie dekoracje i w ogóle. Stresuje się nie wiem czy wszystko się uda. Muszę się trochę uspokoić bo to ja coś zepsuje.
Kilka godzin przed ślubem.
Właśnie się przygotowuje. Jestem już w sukience. Moje przyjaciółki czyli Cami, Fran i Lara mnie malują i czeszą. W całym efekcie wyglądałam bardzo ładnie. Przynajmniej tak mówiły dziewczyny. Ogólnie na początku jedziemy do kościoła reszta uroczystości ma być w hotelu. Ponieważ wszystko z kończy się późno prawie każdy wynajął sonie tam pokój. Musimy już jechać.
Ślub
Mój za chwile mąż już czekał przy ołtarzu a ja z moim ojcem szliśmy w tamta stronę. Ksiądz przemawiał. Gdy spytał czy ktoś ma coś przeciwko nitk się nie odezwał. Więc on powiedział
-Czy ty Violetto Castillo pierzesz Leona Verdasa ze za męża.
-Tak.-odpowiedziałam
-Czy ty Leonie Verdasie bierzesz Violettę Castillo za żonę.
-Tak.-powiedział.
-Możecie się pocałować.-i tak jak powiedział tak się stało. Potem pojechaliśmy do tego hotelu. Zabawa była świetna. Każdemu się podobało. Taka jest przynajmniej moja opinia. Było pyszne jedzenie. Skończyliśmy się bawić około trzeciej nad ranem. Później Leon wziął mnie na ręce i zaniósł do naszego pokoju. Wiadomo co się robi po ślubie w tą noc. Z nami nie było inaczej.
Kilka dni od ślubie
Jestem taka szczęśliwa! Leon przynosi mi codziennie śniadanie do łóżka. Jest taki opiekuńczy. Mogę mu powiedzieć wszystko. Tylko jednej rzeczy bałam mu się powiedzieć, że jestem w ciąży. W końcu mu powiedziałam, a on się ucieszył.
Po narodzinach dziecka
Melania jest taka słodka. Właśnie tak urodziła się dziewczynka. Nawet nie płacze aż tak dużo. Jest taka podobna do Leona. Te same oczy, uśmiech dosłownie czysty tatuś. A blond włosy to ma po mojej mamie.
Drugie urodziny dziecka
Dziś mała obchodzi drugie urodziny. Przyszło kilku naszych przyjaciół. Fran i Fede przyszli ze swoim trzyletnim synem. Mel i Rugerro bardzo się lubią. Przyszli też moi rodzice. Leona rodziców też nie mogło zabraknąć. Dostała tyle prezentów. I tak pewnie niedługo jej się znudzą. Od nas dostała białego misia.
Trzy miesiące po urodzinach
Miałam racje zabawki jej się znudziły no oprócz misia. Jak ona szybko rośnie. Jest coraz bardziej podobna do Leona. Jest zdrowa jak ryba. Muszę jeszcze wyjechać na kilka dni lecz nie chcę tego robić. Nie chce ich zostawiać, nie wytrzymam tego rozstania!
Nagle drzwi się otworzyły. A w nich ustał mój tata.
-Co robisz Martina?-spytał
-Czytam trzeci pamiętnik mamy.-odpowiedziałam
-Bardzo za nią tęsknisz?-spytał i usiadł na moim łóżku obok mnie
-Ogromnie, chciałabym by tu była.
-Zawsze będzie w twoim sercu.
-Wiem.
-Mi też jest przykro, że odeszła. Ale jest tam gdzieś w śród aniołów.-uśmiechnął się do mnie
-Cieszę się, że mam ciebie, dziadków i inne osoby które są dla mnie ważne.
-Może pójdziemy na lody? Chyba, że moja nastoletnia dziewczynka wstydzi się swojego taty?-powiedział
-Teraz mam 14 lat ale nawet jak będę miała o wiele więcej to i tak z tobą pójdę na te lody.-zaśmialiśmy się i wyszliśmy z pokoju.
Mam na imię Violetta Castillo. Mam 19 lat. Mieszkam w Buenos Ires razem z tatą i mamą. Tak naprawdę to już się od nich wyprowadziłam. Mieszkam w sporym domu. Rodzice pomagają mi go utrzymywać. Mam chłopaka, a właściwie narzeczonego. Dwa miesiące temu mi się oświadczył. Nie mogłam w to uwierzyć! Teraz jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Strasznie go kocham. Moi rodzice nie mają nic przeciwko temu związkowi. Tak właściwie planujemy już ślub. Ma się odbyć za nie cały miesiąc. Dlaczego tak szybko? Sama nie wiem chce jak najszybciej z nim zamieszkać. On jest całym moim życiem. Dzisiaj byłam już z Francescą wybrać suknie ślubną.
Dzień przed ślubem.
Jeszcze tyle do zrobienia a jest tylko doba to uroczystości. Właśnie byliśmy wybrać tort. Te wszystkie dekoracje i w ogóle. Stresuje się nie wiem czy wszystko się uda. Muszę się trochę uspokoić bo to ja coś zepsuje.
Kilka godzin przed ślubem.
Właśnie się przygotowuje. Jestem już w sukience. Moje przyjaciółki czyli Cami, Fran i Lara mnie malują i czeszą. W całym efekcie wyglądałam bardzo ładnie. Przynajmniej tak mówiły dziewczyny. Ogólnie na początku jedziemy do kościoła reszta uroczystości ma być w hotelu. Ponieważ wszystko z kończy się późno prawie każdy wynajął sonie tam pokój. Musimy już jechać.
Ślub
Mój za chwile mąż już czekał przy ołtarzu a ja z moim ojcem szliśmy w tamta stronę. Ksiądz przemawiał. Gdy spytał czy ktoś ma coś przeciwko nitk się nie odezwał. Więc on powiedział
-Czy ty Violetto Castillo pierzesz Leona Verdasa ze za męża.
-Tak.-odpowiedziałam
-Czy ty Leonie Verdasie bierzesz Violettę Castillo za żonę.
-Tak.-powiedział.
-Możecie się pocałować.-i tak jak powiedział tak się stało. Potem pojechaliśmy do tego hotelu. Zabawa była świetna. Każdemu się podobało. Taka jest przynajmniej moja opinia. Było pyszne jedzenie. Skończyliśmy się bawić około trzeciej nad ranem. Później Leon wziął mnie na ręce i zaniósł do naszego pokoju. Wiadomo co się robi po ślubie w tą noc. Z nami nie było inaczej.
Kilka dni od ślubie
Jestem taka szczęśliwa! Leon przynosi mi codziennie śniadanie do łóżka. Jest taki opiekuńczy. Mogę mu powiedzieć wszystko. Tylko jednej rzeczy bałam mu się powiedzieć, że jestem w ciąży. W końcu mu powiedziałam, a on się ucieszył.
Po narodzinach dziecka
Melania jest taka słodka. Właśnie tak urodziła się dziewczynka. Nawet nie płacze aż tak dużo. Jest taka podobna do Leona. Te same oczy, uśmiech dosłownie czysty tatuś. A blond włosy to ma po mojej mamie.
Drugie urodziny dziecka
Dziś mała obchodzi drugie urodziny. Przyszło kilku naszych przyjaciół. Fran i Fede przyszli ze swoim trzyletnim synem. Mel i Rugerro bardzo się lubią. Przyszli też moi rodzice. Leona rodziców też nie mogło zabraknąć. Dostała tyle prezentów. I tak pewnie niedługo jej się znudzą. Od nas dostała białego misia.
Trzy miesiące po urodzinach
Miałam racje zabawki jej się znudziły no oprócz misia. Jak ona szybko rośnie. Jest coraz bardziej podobna do Leona. Jest zdrowa jak ryba. Muszę jeszcze wyjechać na kilka dni lecz nie chcę tego robić. Nie chce ich zostawiać, nie wytrzymam tego rozstania!
Nagle drzwi się otworzyły. A w nich ustał mój tata.
-Co robisz Martina?-spytał
-Czytam trzeci pamiętnik mamy.-odpowiedziałam
-Bardzo za nią tęsknisz?-spytał i usiadł na moim łóżku obok mnie
-Ogromnie, chciałabym by tu była.
-Zawsze będzie w twoim sercu.
-Wiem.
-Mi też jest przykro, że odeszła. Ale jest tam gdzieś w śród aniołów.-uśmiechnął się do mnie
-Cieszę się, że mam ciebie, dziadków i inne osoby które są dla mnie ważne.
-Może pójdziemy na lody? Chyba, że moja nastoletnia dziewczynka wstydzi się swojego taty?-powiedział
-Teraz mam 14 lat ale nawet jak będę miała o wiele więcej to i tak z tobą pójdę na te lody.-zaśmialiśmy się i wyszliśmy z pokoju.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Napisała OS Francesca Love z bloga : http://leonivioletta-leonetta.blogspot.com/
Kolejna świetna praca... Heh z początku nie załapałam ale chodzi oto że Violetta była mamą a jej córka czytała pamiętnik Violetty...
No cóż pomysł mi się podobał ;)
Też szkoda że taka krótka no ale piękna
Mam nadzieje że wynik się chodź trochę podoba ; >
Nagroda z wyróżnienia: reklama przez 3 dni i opublikowanie One Shot'a na blogu
Nagroda z wyróżnienia: reklama przez 3 dni i opublikowanie One Shot'a na blogu
Miniaturka VI
~ Wyróżnienie OS : Marcesca autorstwa Zuza Ł. ~
To był okropny dzień dla Francessci. W barze klient oblał jej ulubioną, białą sukienkę sokiem z truskawek. Wszyscy zapomnieli o jej urodzinach, a na domiar złego nie mogła się dostać do własnej szafki.
To był okropny dzień dla Francessci. W barze klient oblał jej ulubioną, białą sukienkę sokiem z truskawek. Wszyscy zapomnieli o jej urodzinach, a na domiar złego nie mogła się dostać do własnej szafki.
-Cześć
jes....-nie dała chłopakowi dokończyć
-CZEGO
CHCESZ?!-spytała ozięble
-Może
mi nieprz..-znów nie dała mu dokończyć
-PRZECIEŻ
CIĘ SŁUCHAM!-on tylko westchnął i kontynuował:
-Po
pierwsze, to cześć. Jestem Marco.-powiedział podając jej rękę
-Fran.-powiedziała
ściskając dłoń chłopaka
-I
po drugie, dlaczego włamujesz mi się do szafki?-spytał, a ona
dopiero teraz zrozumiała, że nieudolnie próbuje otworzyć szafkę
nr 69, a jej to 70. Zrobiło jej się głupio. Zaczęła przepraszać
chłopaka, a on tylko się uśmiechał. Następnie każdy poszedł na
swoje zajęcia. Niestety Fran była zamyślona i kiedy ktoś na nią
wpadł wydarła się:
-Ty
idioto! Baranie! Frajerze! Kretynie!
-Przepraszam
Francessco.-powiedział Beto, wyłaniając się zza kontrabasu
-Przepraszam....
Beto, ja mam...-jąkała się, a on zapytał:
-Fatalny
dzień?
-Z
ust mi to wyjąłeś. Przepraszam.-zrobiła skruszoną minę
-Przeprosiny
przyjęte, ale chodź porozmawiamy.-powiedział wskazując na pustą
salę. Weszli, ona położyła swoje rzeczy na podłogę, a on
odstawił kontrabas do schowka.
-Więc
co się stało?-spytał nauczyciel
-Mam
dzisiaj urodziny. Wszyscy zapomnieli.
-No
to wszystkiego najlepszego.-wtrącił jej
-Dzięki.
Do tego pomagałam w Resto i jakiś facet oblał moją ulubioną
sukienkę sokiem z truskawek.-wyżaliła się
-Należy
zasypać solą, a potem zeprać.-odezwał się znany jej głos i
nagle z zaplecza wyłonił się Marco.
-Bardzo
mi przykro, ale za złe odzywki do nauczyciela masz karę. To jest
Marco.-powiedział Beto
-Znamy
już się.-powiedzieli chórem
-To
świetnie, bo razem porządkujecie zaplecze!-oznajmił Beto wychodząc
z sali
Sprzątali
przez dobre cztery godziny, ale nie tylko. Włoszka poznała bliżej
przemiłego chłopaka, a nawet się w nim zakochała. Kiedy
skończyli, on złożył jej życzenia urodzinowe, ona podziękowała
i się rozeszli. Francessca cały dzień myślała o Marco, ale
uznała, że ich związek nie miał by przyszłości. Przecież znają
się zaledwie kilka godzin. Wróciła zmęczona do domu i
zaniemówiła. W jej domu była impreza urodzinowa, a na scenie stał
Marco i śpiewał Kiedy
skończył podszedł do niej mówiąc:
-Muszę
ci coś powiedzieć.
-Słucham.-oznajmiła
Fran z uśmiechem
-Kiedy
włamywałaś się do mojej szafki, uświadomiłem sobie, że cię
kocham.-ona w odpowiedzi go pocałowała.
*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*_*
Napisała go Zuza Ł. z bloga : http://realloveleonettaviluileon.blogspot.com
Praca mi sie podobała, jest na serio świetna
Szkoda że taka krótka ;c Ale no nic mam nadzieje że i tak podoba ci się wynik.
I nie mów że twoja praca jest beznadziejna i wgl. Przeciwnie jest świetna...
Nagroda z wyróżnienia :reklama przez 3 dni i opublikowanie One Shot'a na blogu
Wyniki konkursu !
Chciałabym bardzo podziękować za wszystkie prace które do mnie wysłaliście. Razem było ich siedem ;**
Chciałam nagrodzić wszystkie prace dlatego będą trzy miejsca i cztery wyróżnienia...
Każdy OS będzie pojawiał się na blogu co godzinę, więc możecie komentować każdą pracę i pisać czy Wam się podoba ;)
No dobrze teraz wyniki ;D
1 miejsce : Cheryl ~ "Żyje się tylko raz"
2 miejsce: Natalia Verdas ~ "Dla takiego faceta jednak warto żyć..."
3 miejsce: Szczurek Leoś ~ "Chyba zapomniałam!"
Wyróżnienia:
Axi Verdas Tavelli ~ "Dopiero po rozstaniu pamięta się wszystko"
Leonetta ~ "To dzięki Tobie"
Mia ~ "Koncert dla miłości"
Francesca Love ~ Leonetta
Zuza Ł. ~ Marcesca
Prace będą się pojawaić co godzinę zaczynając od wyróznien .
Juz za chwile pojawi się pierwsza praca. ; )
Mam nadzieje ze wyniki mogą byc. Na prawde trudno było podjac tą decyzje bo wszystkie prace zasługują na 1 miejsce.
Chciałam nagrodzić wszystkie prace dlatego będą trzy miejsca i cztery wyróżnienia...
Każdy OS będzie pojawiał się na blogu co godzinę, więc możecie komentować każdą pracę i pisać czy Wam się podoba ;)
No dobrze teraz wyniki ;D
1 miejsce : Cheryl ~ "Żyje się tylko raz"
2 miejsce: Natalia Verdas ~ "Dla takiego faceta jednak warto żyć..."
3 miejsce: Szczurek Leoś ~ "Chyba zapomniałam!"
Wyróżnienia:
Axi Verdas Tavelli ~ "Dopiero po rozstaniu pamięta się wszystko"
Leonetta ~ "To dzięki Tobie"
Mia ~ "Koncert dla miłości"
Francesca Love ~ Leonetta
Zuza Ł. ~ Marcesca
Prace będą się pojawaić co godzinę zaczynając od wyróznien .
Juz za chwile pojawi się pierwsza praca. ; )
Mam nadzieje ze wyniki mogą byc. Na prawde trudno było podjac tą decyzje bo wszystkie prace zasługują na 1 miejsce.
Miniaturka V
~ Marcesca ~
Przeczytaj pod rozdziałem ;)
Rozdział dedykowany wszystkim ;*
Tydzień temu wróciła z Włoch jej rodzinnego miasta. Obecnie mieszka z swoim chłopakiem-Marco. Jego mieszkanie nie należy do największych ale chłopak chciał sie już usamodzielnić. Ponieważ święta spędzili we dwoje to na sylwestra planowali wspólną zabawę z przyjaciółmi. Właśnie dziś, dzień przed imprezą noworoczną Marco zaprosił dziewczynę na randkę. Aktualnie znajdują sie w parku. Siedzą na kocu nie daleko jeziora i delektują siebie nawzajem owocami. Po kilku minutach chłopak wstał ściągnął z siebie koszulkę i pognał w stronę jeziora ciągnąc przy tym swoją dziewczynę.
-Bardzo tu ładnie.-powiedziała zachwycona Francesca.
-Wiem, dlatego właśnie cię tu zabrałem.-powiedział chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego a on odwzajemnił jej gest. Chwile nie uwagi Fran i Marco już nie było.
-Marco!-wołała go ale on nieodzywał.
-Nie chcę się bawić w chowanego!-krzyczała. Ten zaszedł ja od tyłu i oblał wodą z jeziora. Na szczęście miał tylko połowę szklanki. Francesca zaczęła zanim gonić i gdy już mu oddała, to role się odwróciły i on gonił ja. W końcu złapał Włoszkę w tali, wziął na ręce i wszedł do wody po pas.
-Nie rób tego.-mówiła ale on jej nie słuchał tylko wrzucił ją do wody. Ona zaczęła go chlapać. W końcu ten zanurkował i popłynął gdzieś. Woda nie była zbyt brudna więc Fran mogła go dostrzec. Wiedziała co knuje ale zanim zapanowała nad sytuacją była już pod wodą. Gdy oboje się wynurzyli Marco zaczął się śmiać.
-Co cię tak bawi?-spytała
-Bo makijaż ci się rozmazał i wyglądasz śmiesznie.-mówił powstrzymując się od śmiechu.
-Ach tak. To ja mam na ciebie focha.-powiedziałam odwracając się w drugą stronę.
-Oj nie fochaj się na mnie.-zbliżył ją do siebie. W końcu pocałował ją namiętnie. Jeszcze do tego zaczął padać ciepły deszcz. Nie poczuli tego tylko dalej się całowali. Gdy po kilku minutach się od siebie oderwali wyszli z wody. Pozbierali swoje rzeczy i pojechali zjeść coś na mieście. Po kilku minutach byli już w restauracji i jedli swoje zamówione przed chwilą dania. Do meksykanina zadzwonił telefon komórkowy, okazało się że to Leon.
-Leon dzwonił, wymyślili gdzie mamy się wybrać na sylwestra - uśmiechnął się do dziewczyny
-Co tym razem? - zapytała, biorąc łyk wody
-Jak wiesz Leon i Viola mają wyspę - powiedział
-No tak i to tam się wybieramy ? - prawie krzykneła ze szczęścia, nigdy nie miała okazji wybrać się na wyspę tropikalna.
-Tak, dobry pomysł - powiedział, przysuneli się bliżej siebie i złączyli swoje usta w pocałunku.
-Bardzo dobry - mrukneła po oderwaniu się od siebie.
Po zjedzeniu posiłku wrócili do domu. Zaczęli się pakować gdyż wyjeżdżają jutro rano.
-Widziałeś mój grzebień?-spytała włoszka
-Ten czerwony?
-Tak.
-To nie widziałem, w łazience jest tylko czarny i fioletowa szczotka.-powiedział. Pakowali się i pakowali. Myśleli że już nigdy nie skończą ale w końcu się udało.Wreszcie poszli spać.
Następnego dnia rano
Wstali o około 8:30 z racji tego że o 10 mają samolot. Marco jak zwykle się ociągał ale wyjątkowo nie dzisiaj. Zjedli śniadanie, ubrali się i po jakiejś godzince przyjechali po nich Leon z Violettą. Razem z szóstką przyjaciół siedzieli w samolocie.Podróż mijała spokojnie. Gdy już byli blisko można było ujrzeć wyspę z daleka. Ten widok zachwycił wszystkich. W końcu samolot wylądował. Oni wysiedli i nie mogli się oprzeć urokowi wyspy.
-Co nie, że miałem dobry pomysł?-spytał Leon
-No oczywiście!-krzyknęli chórem. Szli niecałe pięć minut i byli już w tej willi. Tak właśnie tak w willi. Dziewczyny wyszła do ogrodu za domem. Tam było jeszcze piękniej niż dotychczas.
-Jaki duży basen.-zachwycała się Ludmiła.
-Idziemy popływać?! - krzykneła Violetta
-Ale musimy przygotować imprezę - powiedziała Francesca
-Mamy dużo czasu! To jak idziemy? - powiedziała Violetta
-Jasne - krzykneły dziewczyny. Poszły się przebrać w stroje kąpielowe. Stały przy basenie, lecz Violetta długo nie stała ponieważ Leon ją wrzucił, lecz pech Leona chciał, że pociągnęła go za sobą.
-Hahah. Ja przynajmniej mam do tego odpowiedni strój nie to co ty.- powiedziała Viola. Leon tylko zdjął już mokrą koszulkę i zaczął pływać. W końcu wszyscy już byli w basenie. Chlapali się wodą, urządzali sobie zawody i tak mijał im dzień na wyspie. Po jakiejś godzince zabawy w wodzie znudziły im się. Dziewczyny poszły się opalać a chłopaki... No cóż ich gdzieś wcieło. Dziewczyny zastanawiały się gdzie podziewają się ich mężowie i Marco. Francesca poszła do kuchni w celu napicia się czegoś. Kiedy weszła do willi chłopacy weszli z torbami.
-Hej, co to za torby? - zapytała Włoszka
-Hej - odpowiedzieli chórem - Niespodzianka dowiecie się wieczorem - powiedział Federico
-No nawet mi nie powiecie? - pokręcili przecząco głowami
-To nie - powiedziała i obróciła się do nich plecami. Pobiegła do dziewczyn.
-Wiecie co chłopacy coś knują lecz nie chcą powiedzieć.
-Trzeba się dowiedzieć o co chodzi.-mówiła Ludmiła
-Właśnie.-zawtórowały dziewczyny. Próbowały podsłuchać chłopaków lecz to na nic. Gdy chłopacy otworzyli drzwi one wpadły do środka. No nic musiała czekać. Tak więc zrobiły. By zabić czas poszły poszukać jakiś ciuchów na imprezę. Po wybraniu odpowiedniego ubioru chciały jeszcze przygotować jedzenie lecz ktoś już się tym zajął-chłopacy. Więc wróciły do swoich spraw. Ubrały się. Zaczęły robić sobie fryzury lecz z kuchni dobiegł je dziwny dźwięk. Pobiegły do kuchni a tam patrzą a Fede jest cały brudny.
-Co tu się stało?-spytała Ludmiła
-Jak by to powiedzieć? Majonez się stłukł i tako oto jestem biły. A no i jeszcze mąką Leon mnie sypnął.
-Aha.-powiedziała Ludmi. Gdy już wiedziały o co chodziło poszły dalej się przygotowywać.
Po jakiejś godzinie dziewczyny schodziły na dół, chłopacy siedzieli na kanapie czekając na swoje damy aż się im pokażą. Kiedy zauważyli że dziewczyny schodzą, ruszyli swoje cztery litery w kierunku nich. Zeszły, chłopacy nie mogli wyjść z podziwu że mają tak piękne partnerki.Prawili je komplementami i w ogóle. Ponieważ do północy były jeszcze dwie godziny usiedli przy stole. Było ciepło więc chłopacy wszystko przygotowali na dworze. Były pozawieszane różne kolorowe wstążki i girlandy. Jedzenia było bardzo dużo. Dziewczyny były zdziwione, że chłopakom się chciało tyle rzeczy robić. Jedli i rozmawiali. Zbliżał się nowy rok. Petardy już przygotowywali. Jeszcze tylko 5 minut. W tym czasie Marco z Leonem oddalili się od gości na kilka minut. Nagle muzyka została zmieniona na bardziej taki miły nastrój, a z domu wyszedł chłopka w białej koszuli i z czerwoną różą w rękach. Zbliżał się w stronę Francesci która stała cała zszokowana tym co robi jej chłopka. W sumie to on nie robił nic złego ale może dziewczyne zdziwiło to że chłopka pierwszy raz ubrał koszulę? To że wie jaki jest jej ulubiony kwiat? Czy może to że marzyła o tej chwili od kąt go poznała? Ah tak wy jeszcze nie wiecie co za chwilę się stanie i co odmieni życie dziewczyny... Był już bliżej Francesci... Aż w końcu stanął na przeciwko niej...
-Marco? - powiedziała cicho, nie pewnie... Ale na tyle cicho żeby chłopak jej nie usłyszał
-Francesco Resto znamy się już długo i to na tyle długo że zdążyłem cię pokochać całym swoim sercem... Jesteś w moim życiu. Ty jesteś moim życiem... Kocham Cię Francesca... - Uklęknął na jedno kolano i wyszukał w kieszeniach swoich spodni małe bordowe pudełeczko... - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - otworzył pudełeczko, a w nim znajdował się piękny pierścionek zaręczynowy... Dziewczyna milczała, wszyscy powoli się niecierpliwili...Dziewczyna miała w oczach łzy wzruszenia i radości które po jakże krótkiej chwili spływały jej po policzku. Nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa... Ale w końcu jej się udało... Jej uśmiech nie schodził z twarzy...
- Tak Marco, Tak! - krzykneła szczęśliwa po tym jak założył jej pierścionek na palec namiętnie się pocałowali....
********** Kilka miesięcy póżniej
Właśnie w tej chwili wychodzą z kościoła jako szczęśliwe małżeństwo, wszyscy sypali ich ryżem albo grosikami... Na podróż poślubną postanowili się wybrać na wyspę Leona i Violetty. Bo przecież to tam się zaręczyli i to tam powstał ich owoc miłości. Tak właśnie tak Francesca jest w ciąży i za niedługo przyjdzie na świat....
________________________________________________________
Przeczytaj pod rozdziałem ;)
Rozdział dedykowany wszystkim ;*
Tydzień temu wróciła z Włoch jej rodzinnego miasta. Obecnie mieszka z swoim chłopakiem-Marco. Jego mieszkanie nie należy do największych ale chłopak chciał sie już usamodzielnić. Ponieważ święta spędzili we dwoje to na sylwestra planowali wspólną zabawę z przyjaciółmi. Właśnie dziś, dzień przed imprezą noworoczną Marco zaprosił dziewczynę na randkę. Aktualnie znajdują sie w parku. Siedzą na kocu nie daleko jeziora i delektują siebie nawzajem owocami. Po kilku minutach chłopak wstał ściągnął z siebie koszulkę i pognał w stronę jeziora ciągnąc przy tym swoją dziewczynę.
-Bardzo tu ładnie.-powiedziała zachwycona Francesca.
-Wiem, dlatego właśnie cię tu zabrałem.-powiedział chłopak. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego a on odwzajemnił jej gest. Chwile nie uwagi Fran i Marco już nie było.
-Marco!-wołała go ale on nieodzywał.
-Nie chcę się bawić w chowanego!-krzyczała. Ten zaszedł ja od tyłu i oblał wodą z jeziora. Na szczęście miał tylko połowę szklanki. Francesca zaczęła zanim gonić i gdy już mu oddała, to role się odwróciły i on gonił ja. W końcu złapał Włoszkę w tali, wziął na ręce i wszedł do wody po pas.
-Nie rób tego.-mówiła ale on jej nie słuchał tylko wrzucił ją do wody. Ona zaczęła go chlapać. W końcu ten zanurkował i popłynął gdzieś. Woda nie była zbyt brudna więc Fran mogła go dostrzec. Wiedziała co knuje ale zanim zapanowała nad sytuacją była już pod wodą. Gdy oboje się wynurzyli Marco zaczął się śmiać.
-Co cię tak bawi?-spytała
-Bo makijaż ci się rozmazał i wyglądasz śmiesznie.-mówił powstrzymując się od śmiechu.
-Ach tak. To ja mam na ciebie focha.-powiedziałam odwracając się w drugą stronę.
-Oj nie fochaj się na mnie.-zbliżył ją do siebie. W końcu pocałował ją namiętnie. Jeszcze do tego zaczął padać ciepły deszcz. Nie poczuli tego tylko dalej się całowali. Gdy po kilku minutach się od siebie oderwali wyszli z wody. Pozbierali swoje rzeczy i pojechali zjeść coś na mieście. Po kilku minutach byli już w restauracji i jedli swoje zamówione przed chwilą dania. Do meksykanina zadzwonił telefon komórkowy, okazało się że to Leon.
-Leon dzwonił, wymyślili gdzie mamy się wybrać na sylwestra - uśmiechnął się do dziewczyny
-Co tym razem? - zapytała, biorąc łyk wody
-Jak wiesz Leon i Viola mają wyspę - powiedział
-No tak i to tam się wybieramy ? - prawie krzykneła ze szczęścia, nigdy nie miała okazji wybrać się na wyspę tropikalna.
-Tak, dobry pomysł - powiedział, przysuneli się bliżej siebie i złączyli swoje usta w pocałunku.
-Bardzo dobry - mrukneła po oderwaniu się od siebie.
Po zjedzeniu posiłku wrócili do domu. Zaczęli się pakować gdyż wyjeżdżają jutro rano.
-Widziałeś mój grzebień?-spytała włoszka
-Ten czerwony?
-Tak.
-To nie widziałem, w łazience jest tylko czarny i fioletowa szczotka.-powiedział. Pakowali się i pakowali. Myśleli że już nigdy nie skończą ale w końcu się udało.Wreszcie poszli spać.
Następnego dnia rano
Wstali o około 8:30 z racji tego że o 10 mają samolot. Marco jak zwykle się ociągał ale wyjątkowo nie dzisiaj. Zjedli śniadanie, ubrali się i po jakiejś godzince przyjechali po nich Leon z Violettą. Razem z szóstką przyjaciół siedzieli w samolocie.Podróż mijała spokojnie. Gdy już byli blisko można było ujrzeć wyspę z daleka. Ten widok zachwycił wszystkich. W końcu samolot wylądował. Oni wysiedli i nie mogli się oprzeć urokowi wyspy.
-Co nie, że miałem dobry pomysł?-spytał Leon
-No oczywiście!-krzyknęli chórem. Szli niecałe pięć minut i byli już w tej willi. Tak właśnie tak w willi. Dziewczyny wyszła do ogrodu za domem. Tam było jeszcze piękniej niż dotychczas.
-Jaki duży basen.-zachwycała się Ludmiła.
-Idziemy popływać?! - krzykneła Violetta
-Ale musimy przygotować imprezę - powiedziała Francesca
-Mamy dużo czasu! To jak idziemy? - powiedziała Violetta
-Jasne - krzykneły dziewczyny. Poszły się przebrać w stroje kąpielowe. Stały przy basenie, lecz Violetta długo nie stała ponieważ Leon ją wrzucił, lecz pech Leona chciał, że pociągnęła go za sobą.
-Hahah. Ja przynajmniej mam do tego odpowiedni strój nie to co ty.- powiedziała Viola. Leon tylko zdjął już mokrą koszulkę i zaczął pływać. W końcu wszyscy już byli w basenie. Chlapali się wodą, urządzali sobie zawody i tak mijał im dzień na wyspie. Po jakiejś godzince zabawy w wodzie znudziły im się. Dziewczyny poszły się opalać a chłopaki... No cóż ich gdzieś wcieło. Dziewczyny zastanawiały się gdzie podziewają się ich mężowie i Marco. Francesca poszła do kuchni w celu napicia się czegoś. Kiedy weszła do willi chłopacy weszli z torbami.
-Hej, co to za torby? - zapytała Włoszka
-Hej - odpowiedzieli chórem - Niespodzianka dowiecie się wieczorem - powiedział Federico
-No nawet mi nie powiecie? - pokręcili przecząco głowami
-To nie - powiedziała i obróciła się do nich plecami. Pobiegła do dziewczyn.
-Wiecie co chłopacy coś knują lecz nie chcą powiedzieć.
-Trzeba się dowiedzieć o co chodzi.-mówiła Ludmiła
-Właśnie.-zawtórowały dziewczyny. Próbowały podsłuchać chłopaków lecz to na nic. Gdy chłopacy otworzyli drzwi one wpadły do środka. No nic musiała czekać. Tak więc zrobiły. By zabić czas poszły poszukać jakiś ciuchów na imprezę. Po wybraniu odpowiedniego ubioru chciały jeszcze przygotować jedzenie lecz ktoś już się tym zajął-chłopacy. Więc wróciły do swoich spraw. Ubrały się. Zaczęły robić sobie fryzury lecz z kuchni dobiegł je dziwny dźwięk. Pobiegły do kuchni a tam patrzą a Fede jest cały brudny.
-Co tu się stało?-spytała Ludmiła
-Jak by to powiedzieć? Majonez się stłukł i tako oto jestem biły. A no i jeszcze mąką Leon mnie sypnął.
-Aha.-powiedziała Ludmi. Gdy już wiedziały o co chodziło poszły dalej się przygotowywać.
Po jakiejś godzinie dziewczyny schodziły na dół, chłopacy siedzieli na kanapie czekając na swoje damy aż się im pokażą. Kiedy zauważyli że dziewczyny schodzą, ruszyli swoje cztery litery w kierunku nich. Zeszły, chłopacy nie mogli wyjść z podziwu że mają tak piękne partnerki.Prawili je komplementami i w ogóle. Ponieważ do północy były jeszcze dwie godziny usiedli przy stole. Było ciepło więc chłopacy wszystko przygotowali na dworze. Były pozawieszane różne kolorowe wstążki i girlandy. Jedzenia było bardzo dużo. Dziewczyny były zdziwione, że chłopakom się chciało tyle rzeczy robić. Jedli i rozmawiali. Zbliżał się nowy rok. Petardy już przygotowywali. Jeszcze tylko 5 minut. W tym czasie Marco z Leonem oddalili się od gości na kilka minut. Nagle muzyka została zmieniona na bardziej taki miły nastrój, a z domu wyszedł chłopka w białej koszuli i z czerwoną różą w rękach. Zbliżał się w stronę Francesci która stała cała zszokowana tym co robi jej chłopka. W sumie to on nie robił nic złego ale może dziewczyne zdziwiło to że chłopka pierwszy raz ubrał koszulę? To że wie jaki jest jej ulubiony kwiat? Czy może to że marzyła o tej chwili od kąt go poznała? Ah tak wy jeszcze nie wiecie co za chwilę się stanie i co odmieni życie dziewczyny... Był już bliżej Francesci... Aż w końcu stanął na przeciwko niej...
-Marco? - powiedziała cicho, nie pewnie... Ale na tyle cicho żeby chłopak jej nie usłyszał
-Francesco Resto znamy się już długo i to na tyle długo że zdążyłem cię pokochać całym swoim sercem... Jesteś w moim życiu. Ty jesteś moim życiem... Kocham Cię Francesca... - Uklęknął na jedno kolano i wyszukał w kieszeniach swoich spodni małe bordowe pudełeczko... - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - otworzył pudełeczko, a w nim znajdował się piękny pierścionek zaręczynowy... Dziewczyna milczała, wszyscy powoli się niecierpliwili...Dziewczyna miała w oczach łzy wzruszenia i radości które po jakże krótkiej chwili spływały jej po policzku. Nie mogła wydusić z siebie ani jednego słowa... Ale w końcu jej się udało... Jej uśmiech nie schodził z twarzy...
- Tak Marco, Tak! - krzykneła szczęśliwa po tym jak założył jej pierścionek na palec namiętnie się pocałowali....
********** Kilka miesięcy póżniej
Właśnie w tej chwili wychodzą z kościoła jako szczęśliwe małżeństwo, wszyscy sypali ich ryżem albo grosikami... Na podróż poślubną postanowili się wybrać na wyspę Leona i Violetty. Bo przecież to tam się zaręczyli i to tam powstał ich owoc miłości. Tak właśnie tak Francesca jest w ciąży i za niedługo przyjdzie na świat....
________________________________________________________
I kolejny OS tym razem o Marcesce mi się nawet podoba ; )
Pisałam go z Francesca Love ;**
Podoba Wam się ? Wyrażajcie swoje opinie w komentarzach ^.^
Następny rozdział? Nwm kiedy, ale raczej już w tym roku już się nie pojawi ;P
I
jak zauważyliście pojawiają się tu prawie same OS ale no nie wiem nie
potrafię jak na razie napisać żadnego rozdziału do mojej historii. Jeżeli ktokolwiek
czyta tego bloga napiszcie w komentarzu chodź jedno słowo, literkę czy
nawet buźke to będzie dla mnie znak że ktoś czyta ... Pod ostatnim
postem były tylko 2 komentarze ;C Ale dziękuje <3
Dziękuje za około 8 tysięcy wyświetleń i 170 komentarzy , blog ma dopiero nie całe 3 miesiące jesteście kochani ;**
Wyniki już dzisiaj o 16...
Dziękuje za około 8 tysięcy wyświetleń i 170 komentarzy , blog ma dopiero nie całe 3 miesiące jesteście kochani ;**
Wyniki już dzisiaj o 16...
Życzę Wam samych najlepszych chwil w nowym roku, weny, dobrych ocen i tak dalej ;D
I wspaniałego sylwestra xD <3
Pozdrawiam Ola a ;***
poniedziałek, 30 grudnia 2013
Miniaturka IV
~ Fedmiła "Nie puszczaj" ~
Z dedykacją dla.... Axi Verdas Tavelli ♥
Gdzieś w Buenos Aires mieszkała piękna dziewczyna o ślicznych lśniących blond włosach. Była przemiłą, pomocną i radosną dziewczyną. Chodziła do Gimnazjum, gdzie nie miała nikogo. Ani jednej koleżanki lub przyjaciółki. W tym miejscu czuła się tak jakby... Obca. Można powiedzieć, że nie znała nikogo. Nikt się do niej nie odzywał. Blondynka zakochała się w pewnym chłopaku, w którym nie powinna się zakochać. Miał mnóstwo fanek w szkole, do których należała właśnie ona, Ludmiła. Wie, że nigdy jej nie zauważy. Jest w końcu szarą myszką. W szkole, była też bita. Bita, przez lepszych od niej. Gdy przychodziła do domu z nowym znakiem na twarzy lub na ręce, rodzice nie wiedzieli co mają mówić. Dziewczyna od razu po szkole szła prosto do swojego domu i do łóżka, w którym wypłakiwała milion łez. Nie wiedziała dlaczego w ogóle musi tak być. Dlaczego muszą ją bić i nie nawidzieć. Bo co?! Bo jest kujonką i szarą myszą? Nie! Przecież tak nie może być... Inni nie mogą bić bezbronnej dziewczyny, bo jest kujonką lub szarą myszką... To jest nie fair wobec niej... Dziewczyna siedziała w rogu korytarza skulona i pisała, a raczej rysowała, coś w swoim pamiętniku. Jest już prawie dorosła, a ona pisze pamiętnik. Dla kogoś innego było by to dziwne, ale dla niej nie. Ten pamiętnik jest dla niej jak prawdziwy przyjaciel. Może powierzyć mu swoje największe tajemnice i sekrety, których nikt inny oprócz niej nie wie. Dziewczyna rysowała w nim wielkie serducho, a w nim ich imiona. Nagle ktoś wyrwał jej pamiętnik z rąk.
- Proszę, proszę. Nasza dziewczynka się zakochała. Ciekawe... - Była to Martina. Diva tej szkoły. Była chamska, wredna i oschła. Była ona najgorszą osobą, którą Ludmiła w całym swym życiu spotkała.
- Oddawaj to! - Krzyknęła Ludmiła wstając z podłogi. Czuła, że coś w środku niej się gotuję, że zaraz wybuchnie. Ale i też, bała się. Bała się, co teraz Martina zrobi. Po niej nic nie było wiadomo.
- A co? Boisz się, że komuś wygadam twój sekrecik. Wiesz, że mogę to zrobić. - Dziewczyny stały twarzą w twarz. i brązowowłosa uśmiechnęła się łobuzersko. Blondynka czuła, że za chwilę rzuci się na Martinę i wyrwie jej te kłaki z głowy. Blondynka nic nie mówiła. Gotowała się, była zła... Nie chciała nic powiedzieć, bo wiedziała, że jak się odezwie... Wybuchnie.
- Wiesz co? Nie wygadam sekretu, jeśli zrobisz coś dla mnie. A mianowicie będziesz mi służyć przez tydzień. - Blondynka czuła jak robi się czerwona. Nikt nie będzie jej szantażował. Nie pozwoli sobą pomiatać.
- Nigdy! Wolę, żebyś wygadała wszystkim mój sekret, niż... Żebym ja ci usługiwała. Nie jestem twoim pionkiem, żebyś mogła mną pomiatać! Proszę... Chcesz to mów! Możesz to mówić nawet do całej szkoły! Nie obchodzi mnie to! - Blondynka wyrwała swój pamiętnik z rąk Divy i ruszyła straszliwie zła przed siebie. Miała jeszcze dwie lekcje, ale czuła, że nie da rady... Przeczuwała dobrze, że nie da rady po jakże jednej ciągnącej sie lekcji wróciła do domu. Weszła do swojego pokoju, położyła się na łóżko swoją twarz schowała w poduszce po kilku minutach zasneła... Następnego dnia rano wstała w wyśmienitym humorze... Śnił jej się on. Niestety jak nazłość zadzwonił budzik który wybudził ją z krainy snów. Wzieła poduszkę do reki i rzuciła w zegarek. Nie chętnie wstała z łóżka i powlekła swoje jeszcze nie rozbudzone ciało do łazienki. Po paru minutach wyszła z pomieszczenia. Miała jeszcze dwie godziny do zajęć w szkole. Włączyła swojego laptopa i weszła na portal społecznościowy, zalogowała się ale to co zobaczyła przeraziło ją. Kilkanaście wpisów na stronie w każdym było coś o niej. Kilkanaście wiadomości typu "On nigdy nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ty!" Schowała swoją twarz w dłoniach i momentalnie zaczeła płakać. Jej płacz obudził domowników. Kathrina (mama Ludmiły) wtargneła do pokoju córki.
Córeczko co się stało? - zapytała kobieta, usiadła na fotelu obok blondynki.
-Nic, nic się nie stało - powiedziała ocierając łzy
-No przecież widzę, mnie możesz powiedzieć wszystko - powiedziała , głaszcząc jej włosy.
-Nic, naprawdę nic nie pójdę dzisiaj do szkoły dobrze?
-Eh... No dobrze nie pójdziesz - kobieta wstała i już miała wychodzić ale zatrzymał ją głos córki.
-Mamo ? - powiedziała
-Tak skarbie
-Mogę wyjechać do cioci na kilka dni ?
-Ale przecież ciocia chodzi do pracy i tam się leci samolotem - powiedziała
-No tak ale nie musi się mną zajmować a ja jestem już prawie dorosła
-No właśnie prawie - powiedziała kobieta, zapadła cisza... - No dobrze, ale wylecisz z synem mojej koleżanki, dobrze?
-Tak, dobrze, jasne, pewnie dziękuje tak bardzo się cieszę - powiedziała, przytulając swoją rodzicielkę.
-No dobrze to spakuj się a ja powiem tacie żeby załatwił lot, dobrze?
-Dobrze - uśmiechneła się, jej mama wyszła pokoju a dziewczyna czym prędzej zaczeła pakować swoje rzeczy do walizki.Chciała z tond wyjechać, zapomnieć. Nie spodziewała się tego po Martinie. Myślała, że nie jest do tego zdolna, ale myliła się. Czuła się strasznie. Właśnie jej największy wróg napisał, w kim ona się kocha. Upokorzona... To właśnie w tej chwili odczuwała. Upokorzenie... Już wie jak to jest. Nie chce przeżyć tego jeszcze raz... To jest straszne uczucie. Wszyscy się z ciebie nabają i wyśmiewają. Okropne przeżycie...
Dziewczyna gotowa zeszła na dół.
- Ty już gotowa? - Powiedziała rodzicielka dziewczyny.
- No tak. A masz już te bilety?
- Tak. Proszę. - Powiedziała kobieta wręczając Ludmile dwa kawałki biletu.
- A ten drugi to dla kogo? - Zapytała zdziwiona blondynka.
- No dla syna mojej koleżanki. Nie pamiętasz? - Zapytała Kathrina z rozbawioną miną.
- No tak... Racja. Dziękuję. - Dziewczyna pocałowała matkę w policzek. Nagle po całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Dziewczyna pobiegła otworzyć drzwi. Otworzyła je i doznała szoku. To był on... Od razu na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Wzrok wbiła w swoje obuwię i zsunęła mu się z drogi. Chłopak wszedł do środka i popatrzył na blondynkę. Był zdziwiony jej widokiem, ale nic nie mówił. Dziewczynie tak jakby pomogło jego zachowanie. Nie chciała do niego nic mówić, ani na niego nie patrzeć. Była stu procentowo pewna, że widział wpis dodany przez Martinę.
- Dzień dobry. -Przywitał się chłopak z matką blondynki.
- Miło cię widzieć Federico. Jak miło, że zgodziłeś się jechać z Ludmiłą do jej ciotki. - Odparła kobieta. Ludmiła nadal stała patrząc w swoje obuwie czerwona jak burak.
- Nie ma żadnego problemu. - Odpowiedział chłopak uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Możemy już iść? - Zapytał chłopak zwracając się do dziewczyny oblanej rumieńcem.
- T-t-t-taak. - Zająkała Ludmiła nadal patrząc w podłogę. Federico wziął od niej walizkę i wyszedł przed dom razem z Ludmiłą. Wsadził walizkę do czerwonego porshe i już miał podejść otworzyć drzwiczki samochodu dla dziewczyny, ale dziewczyna poczuła, że ma jeszcze trochę godności i otworzy sobie sama.Miejsce blondynki i brązowowłosego w samolocie znajdywało się na samym końcu. Usiedli, a dziewczynę powili przeszywał strach. Dziewczyna od dawna bała się latać samolotami i tak było też teraz. Bała się, że samolot rozbije się gdzieś na bezludnej wyspie i spotka ich brutalna śmierć. Nagle z ni kąt rozbrzmiał dźwięk stewardessy. "Wszystkich pasażerów lecących na Kretę prosimy o zapięcie pasów. Życzymy miłego lotu." W całym samolocie rozbrzmiał rozbrzmiał dźwięk zapinanych pasów. Ludmiła zapięła swoje pasy i czekała, aż samolot w końcu ruszy. Po krótkiej chwili silniki samolotu odpaliły, a dziewczyna zaczęła się bardziej stresować. Samolot zaczął jechać w stronę pasa. Samolot przyspieszył, a Ludmiła nagle chwyciła rękę Federico siedzącego obok niej. Widać było, że Federico jest zdziwiony jej zachowaniem, ale nic nie mówił.
- Nie puszczaj. - Powiedziała przerażona Ludmiła patrząc na chłopaka.
- Dobrze. - Odpowiedział i patrzył na ich złączone ręce z wymalowanym wielkim uśmiechem na twarzy. Samolot miał coraz więcej prędkości i nagle... Wzbił się w powietrze, a dziewczyna czuła jak przyciąga się do fotela. Gdy już byli w górze, dziewczyna mogła odetchnąć z ulgą.Przez kilka minut ciszy która panowała między nastolatkami chłopak postanowił w końcu się odezwać.
-Może opowiesz mi coś o sobie? - zapytał, dziewczyna spojrzała lekko w jego kierunku. Chodził z nią przez tyle lat do szkoły i do klasy nie raczył się do niej odezwać. Nie odzywał się do niej bo była nie popularna, trzymał się swojej paczki która śmiała się z niej i upokarzała ją.
-Nie, wolę cie nie zadręczać swoim nudnym życiem - powiedziała i spuściła swoją głowę
-Ej, na pewno masz cudowne życie - żebyś tylko wiedział...
-Nie nie jest takie cudowne jak ci się wydaje - powiedziala
-To opowiesz?
-A co mam ci mówić co? Jestem nie popularna, poniżana... Jest mi przykro z tego powodu że ktoś mnie nie lubi ale czy przez to że nie jestem taka super to mam cierpieć? Nie mam przyjaciół... Nikogo...
-Ej masz mnie - uśmiechnął się do dziewczyny
-Dzięki, ale nie... Ty masz swoje życie nie musisz przejmować się taką osobą jak ja...
-Nie muszę ale chcę, uwierz że jesteś wyjątkową osobą - dotknął jej dłoń swoją
-Dziękuje że tak mówisz - uśmiechneła się do niego... Rozmawiali, poznali się bliżej, a dziewczyna stała się bardziej otwarta według chłopaka nawet nie spostrzegli kiedy samolot wylądował.
Blondynka zaczęła o sobie opowiadać. Poczuła, że bardziej otworzyła się wobec niego. Tak jakby znali się prawie całe życie. Nagle z głośników wydobył się głos. "Samolot stracił jedno skrzydło. Prosimy, aby państwo nie zaczęli panikować. Próbujemy panować nad całą sytuacją. Dziękujemy za uwagę." - "Że co? Samolot stracił jedno skrzydło? Jak?!" - Panikowała Ludmiła w myślach. Po chwili usłyszała tak jakby coś się urywało po jej lewej stronie. To był straszliwy dźwięk. Dziewczyna spojrzała w lewo i zobaczyła, że brakuje jednego skrzydła. Zaczęła myśleć na głos.
- My nie przeżyjemy! To już koniec! Nie! Ja nie chcę umierać! Mam dopiero 17 lat! Chcę jeszcze żyć! Federico... - Spojrzała na chłopaka. Chłopak miał już coś mówić, ale z głośników znów rozbrzmiał głos pilota. "Przepraszamy państwa, ale nie panujemy nad sytuacją. Właśnie przed chwilą samolot stracił kolejne skrzydło. Najprawdopodobniej spadniemy do morza. Prosimy państwa o dobre zabezpieczenie." - Wszyscy zaczęli krzyczeć i panikować. Zaczęli szukać kamizelek ratunkowych, oprócz dwójki nastolatków - Ludmiły i Federico. Siedzieli i fotelach i patrzyli sobie w oczy.
- Kocham cię. - Powiedziała dziewczyna. Chłopak zrozumiał, że coś w tej dziewczynie jest. Coś magicznego i wspaniałego. Różni się od innych i to jest właśnie najpiękniejsze. Chłopak poczuł coś do niej przez te ostatnie godziny które spędzili razem. Zakochał się. Federico położył rękę na jej policzku i pocałował. Był to ich ostatni pocałunek przed śmiercią. Dziewczyna była zaskoczona, ale uśmiechnęła się perliście i chwyciła rękę chłopaka. Brunet wstał i zaczął szukać kamizelki. W końcu ją znalazł i dał dziewczynie.
- Zakładaj to! - Rozkazał wręczając dziewczynie przedmiot.
- Kiedy ja nie chce! To nie ma sensu i tak nie przeżyjemy! - Krzyknęła blondyna.
- Musisz! Zrób to dla mnie. - Powiedział chłopak i spojrzał dziewczynie w oczy.
- Dobrze. - Dziewczyna posłusznie wykonała rozkaz chłopaka i założyła pomarańczową kamizelkę. Nagle poczuli jak samolot gwałtownie spada dziobem na dół. Wszyscy chwycili się swoich siedzeń, ale i to nie pomagało, bo z suwali się. W samolocie zrobiło się ciepło. Prawie wszyscy spojrzeli do tyłu, a tam zobaczyli jak cały tył samolotu się pali. Wszyscy zaczęli panikować i krzyczeć. Tylko jedna dziewczyna była spokojna - Ludmiła. Ona wiedziała, że to już koniec i nie przeżyje. To był już jej koniec. Czeka tylko aż maszyna wpadnie do morza i się rozbije. Tylko na to oczekuje... Na śmierć. Poczuła tylko mocne uderzenie... I zasnęła.
Z dedykacją dla.... Axi Verdas Tavelli ♥
Gdzieś w Buenos Aires mieszkała piękna dziewczyna o ślicznych lśniących blond włosach. Była przemiłą, pomocną i radosną dziewczyną. Chodziła do Gimnazjum, gdzie nie miała nikogo. Ani jednej koleżanki lub przyjaciółki. W tym miejscu czuła się tak jakby... Obca. Można powiedzieć, że nie znała nikogo. Nikt się do niej nie odzywał. Blondynka zakochała się w pewnym chłopaku, w którym nie powinna się zakochać. Miał mnóstwo fanek w szkole, do których należała właśnie ona, Ludmiła. Wie, że nigdy jej nie zauważy. Jest w końcu szarą myszką. W szkole, była też bita. Bita, przez lepszych od niej. Gdy przychodziła do domu z nowym znakiem na twarzy lub na ręce, rodzice nie wiedzieli co mają mówić. Dziewczyna od razu po szkole szła prosto do swojego domu i do łóżka, w którym wypłakiwała milion łez. Nie wiedziała dlaczego w ogóle musi tak być. Dlaczego muszą ją bić i nie nawidzieć. Bo co?! Bo jest kujonką i szarą myszą? Nie! Przecież tak nie może być... Inni nie mogą bić bezbronnej dziewczyny, bo jest kujonką lub szarą myszką... To jest nie fair wobec niej... Dziewczyna siedziała w rogu korytarza skulona i pisała, a raczej rysowała, coś w swoim pamiętniku. Jest już prawie dorosła, a ona pisze pamiętnik. Dla kogoś innego było by to dziwne, ale dla niej nie. Ten pamiętnik jest dla niej jak prawdziwy przyjaciel. Może powierzyć mu swoje największe tajemnice i sekrety, których nikt inny oprócz niej nie wie. Dziewczyna rysowała w nim wielkie serducho, a w nim ich imiona. Nagle ktoś wyrwał jej pamiętnik z rąk.
- Proszę, proszę. Nasza dziewczynka się zakochała. Ciekawe... - Była to Martina. Diva tej szkoły. Była chamska, wredna i oschła. Była ona najgorszą osobą, którą Ludmiła w całym swym życiu spotkała.
- Oddawaj to! - Krzyknęła Ludmiła wstając z podłogi. Czuła, że coś w środku niej się gotuję, że zaraz wybuchnie. Ale i też, bała się. Bała się, co teraz Martina zrobi. Po niej nic nie było wiadomo.
- A co? Boisz się, że komuś wygadam twój sekrecik. Wiesz, że mogę to zrobić. - Dziewczyny stały twarzą w twarz. i brązowowłosa uśmiechnęła się łobuzersko. Blondynka czuła, że za chwilę rzuci się na Martinę i wyrwie jej te kłaki z głowy. Blondynka nic nie mówiła. Gotowała się, była zła... Nie chciała nic powiedzieć, bo wiedziała, że jak się odezwie... Wybuchnie.
- Wiesz co? Nie wygadam sekretu, jeśli zrobisz coś dla mnie. A mianowicie będziesz mi służyć przez tydzień. - Blondynka czuła jak robi się czerwona. Nikt nie będzie jej szantażował. Nie pozwoli sobą pomiatać.
- Nigdy! Wolę, żebyś wygadała wszystkim mój sekret, niż... Żebym ja ci usługiwała. Nie jestem twoim pionkiem, żebyś mogła mną pomiatać! Proszę... Chcesz to mów! Możesz to mówić nawet do całej szkoły! Nie obchodzi mnie to! - Blondynka wyrwała swój pamiętnik z rąk Divy i ruszyła straszliwie zła przed siebie. Miała jeszcze dwie lekcje, ale czuła, że nie da rady... Przeczuwała dobrze, że nie da rady po jakże jednej ciągnącej sie lekcji wróciła do domu. Weszła do swojego pokoju, położyła się na łóżko swoją twarz schowała w poduszce po kilku minutach zasneła... Następnego dnia rano wstała w wyśmienitym humorze... Śnił jej się on. Niestety jak nazłość zadzwonił budzik który wybudził ją z krainy snów. Wzieła poduszkę do reki i rzuciła w zegarek. Nie chętnie wstała z łóżka i powlekła swoje jeszcze nie rozbudzone ciało do łazienki. Po paru minutach wyszła z pomieszczenia. Miała jeszcze dwie godziny do zajęć w szkole. Włączyła swojego laptopa i weszła na portal społecznościowy, zalogowała się ale to co zobaczyła przeraziło ją. Kilkanaście wpisów na stronie w każdym było coś o niej. Kilkanaście wiadomości typu "On nigdy nie zwróci uwagi na kogoś takiego jak ty!" Schowała swoją twarz w dłoniach i momentalnie zaczeła płakać. Jej płacz obudził domowników. Kathrina (mama Ludmiły) wtargneła do pokoju córki.
Córeczko co się stało? - zapytała kobieta, usiadła na fotelu obok blondynki.
-Nic, nic się nie stało - powiedziała ocierając łzy
-No przecież widzę, mnie możesz powiedzieć wszystko - powiedziała , głaszcząc jej włosy.
-Nic, naprawdę nic nie pójdę dzisiaj do szkoły dobrze?
-Eh... No dobrze nie pójdziesz - kobieta wstała i już miała wychodzić ale zatrzymał ją głos córki.
-Mamo ? - powiedziała
-Tak skarbie
-Mogę wyjechać do cioci na kilka dni ?
-Ale przecież ciocia chodzi do pracy i tam się leci samolotem - powiedziała
-No tak ale nie musi się mną zajmować a ja jestem już prawie dorosła
-No właśnie prawie - powiedziała kobieta, zapadła cisza... - No dobrze, ale wylecisz z synem mojej koleżanki, dobrze?
-Tak, dobrze, jasne, pewnie dziękuje tak bardzo się cieszę - powiedziała, przytulając swoją rodzicielkę.
-No dobrze to spakuj się a ja powiem tacie żeby załatwił lot, dobrze?
-Dobrze - uśmiechneła się, jej mama wyszła pokoju a dziewczyna czym prędzej zaczeła pakować swoje rzeczy do walizki.Chciała z tond wyjechać, zapomnieć. Nie spodziewała się tego po Martinie. Myślała, że nie jest do tego zdolna, ale myliła się. Czuła się strasznie. Właśnie jej największy wróg napisał, w kim ona się kocha. Upokorzona... To właśnie w tej chwili odczuwała. Upokorzenie... Już wie jak to jest. Nie chce przeżyć tego jeszcze raz... To jest straszne uczucie. Wszyscy się z ciebie nabają i wyśmiewają. Okropne przeżycie...
Dziewczyna gotowa zeszła na dół.
- Ty już gotowa? - Powiedziała rodzicielka dziewczyny.
- No tak. A masz już te bilety?
- Tak. Proszę. - Powiedziała kobieta wręczając Ludmile dwa kawałki biletu.
- A ten drugi to dla kogo? - Zapytała zdziwiona blondynka.
- No dla syna mojej koleżanki. Nie pamiętasz? - Zapytała Kathrina z rozbawioną miną.
- No tak... Racja. Dziękuję. - Dziewczyna pocałowała matkę w policzek. Nagle po całym domu rozbrzmiał dźwięk dzwonka. Dziewczyna pobiegła otworzyć drzwi. Otworzyła je i doznała szoku. To był on... Od razu na jej twarzy pojawiły się rumieńce. Wzrok wbiła w swoje obuwię i zsunęła mu się z drogi. Chłopak wszedł do środka i popatrzył na blondynkę. Był zdziwiony jej widokiem, ale nic nie mówił. Dziewczynie tak jakby pomogło jego zachowanie. Nie chciała do niego nic mówić, ani na niego nie patrzeć. Była stu procentowo pewna, że widział wpis dodany przez Martinę.
- Dzień dobry. -Przywitał się chłopak z matką blondynki.
- Miło cię widzieć Federico. Jak miło, że zgodziłeś się jechać z Ludmiłą do jej ciotki. - Odparła kobieta. Ludmiła nadal stała patrząc w swoje obuwie czerwona jak burak.
- Nie ma żadnego problemu. - Odpowiedział chłopak uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Możemy już iść? - Zapytał chłopak zwracając się do dziewczyny oblanej rumieńcem.
- T-t-t-taak. - Zająkała Ludmiła nadal patrząc w podłogę. Federico wziął od niej walizkę i wyszedł przed dom razem z Ludmiłą. Wsadził walizkę do czerwonego porshe i już miał podejść otworzyć drzwiczki samochodu dla dziewczyny, ale dziewczyna poczuła, że ma jeszcze trochę godności i otworzy sobie sama.Miejsce blondynki i brązowowłosego w samolocie znajdywało się na samym końcu. Usiedli, a dziewczynę powili przeszywał strach. Dziewczyna od dawna bała się latać samolotami i tak było też teraz. Bała się, że samolot rozbije się gdzieś na bezludnej wyspie i spotka ich brutalna śmierć. Nagle z ni kąt rozbrzmiał dźwięk stewardessy. "Wszystkich pasażerów lecących na Kretę prosimy o zapięcie pasów. Życzymy miłego lotu." W całym samolocie rozbrzmiał rozbrzmiał dźwięk zapinanych pasów. Ludmiła zapięła swoje pasy i czekała, aż samolot w końcu ruszy. Po krótkiej chwili silniki samolotu odpaliły, a dziewczyna zaczęła się bardziej stresować. Samolot zaczął jechać w stronę pasa. Samolot przyspieszył, a Ludmiła nagle chwyciła rękę Federico siedzącego obok niej. Widać było, że Federico jest zdziwiony jej zachowaniem, ale nic nie mówił.
- Nie puszczaj. - Powiedziała przerażona Ludmiła patrząc na chłopaka.
- Dobrze. - Odpowiedział i patrzył na ich złączone ręce z wymalowanym wielkim uśmiechem na twarzy. Samolot miał coraz więcej prędkości i nagle... Wzbił się w powietrze, a dziewczyna czuła jak przyciąga się do fotela. Gdy już byli w górze, dziewczyna mogła odetchnąć z ulgą.Przez kilka minut ciszy która panowała między nastolatkami chłopak postanowił w końcu się odezwać.
-Może opowiesz mi coś o sobie? - zapytał, dziewczyna spojrzała lekko w jego kierunku. Chodził z nią przez tyle lat do szkoły i do klasy nie raczył się do niej odezwać. Nie odzywał się do niej bo była nie popularna, trzymał się swojej paczki która śmiała się z niej i upokarzała ją.
-Nie, wolę cie nie zadręczać swoim nudnym życiem - powiedziała i spuściła swoją głowę
-Ej, na pewno masz cudowne życie - żebyś tylko wiedział...
-Nie nie jest takie cudowne jak ci się wydaje - powiedziala
-To opowiesz?
-A co mam ci mówić co? Jestem nie popularna, poniżana... Jest mi przykro z tego powodu że ktoś mnie nie lubi ale czy przez to że nie jestem taka super to mam cierpieć? Nie mam przyjaciół... Nikogo...
-Ej masz mnie - uśmiechnął się do dziewczyny
-Dzięki, ale nie... Ty masz swoje życie nie musisz przejmować się taką osobą jak ja...
-Nie muszę ale chcę, uwierz że jesteś wyjątkową osobą - dotknął jej dłoń swoją
-Dziękuje że tak mówisz - uśmiechneła się do niego... Rozmawiali, poznali się bliżej, a dziewczyna stała się bardziej otwarta według chłopaka nawet nie spostrzegli kiedy samolot wylądował.
Blondynka zaczęła o sobie opowiadać. Poczuła, że bardziej otworzyła się wobec niego. Tak jakby znali się prawie całe życie. Nagle z głośników wydobył się głos. "Samolot stracił jedno skrzydło. Prosimy, aby państwo nie zaczęli panikować. Próbujemy panować nad całą sytuacją. Dziękujemy za uwagę." - "Że co? Samolot stracił jedno skrzydło? Jak?!" - Panikowała Ludmiła w myślach. Po chwili usłyszała tak jakby coś się urywało po jej lewej stronie. To był straszliwy dźwięk. Dziewczyna spojrzała w lewo i zobaczyła, że brakuje jednego skrzydła. Zaczęła myśleć na głos.
- My nie przeżyjemy! To już koniec! Nie! Ja nie chcę umierać! Mam dopiero 17 lat! Chcę jeszcze żyć! Federico... - Spojrzała na chłopaka. Chłopak miał już coś mówić, ale z głośników znów rozbrzmiał głos pilota. "Przepraszamy państwa, ale nie panujemy nad sytuacją. Właśnie przed chwilą samolot stracił kolejne skrzydło. Najprawdopodobniej spadniemy do morza. Prosimy państwa o dobre zabezpieczenie." - Wszyscy zaczęli krzyczeć i panikować. Zaczęli szukać kamizelek ratunkowych, oprócz dwójki nastolatków - Ludmiły i Federico. Siedzieli i fotelach i patrzyli sobie w oczy.
- Kocham cię. - Powiedziała dziewczyna. Chłopak zrozumiał, że coś w tej dziewczynie jest. Coś magicznego i wspaniałego. Różni się od innych i to jest właśnie najpiękniejsze. Chłopak poczuł coś do niej przez te ostatnie godziny które spędzili razem. Zakochał się. Federico położył rękę na jej policzku i pocałował. Był to ich ostatni pocałunek przed śmiercią. Dziewczyna była zaskoczona, ale uśmiechnęła się perliście i chwyciła rękę chłopaka. Brunet wstał i zaczął szukać kamizelki. W końcu ją znalazł i dał dziewczynie.
- Zakładaj to! - Rozkazał wręczając dziewczynie przedmiot.
- Kiedy ja nie chce! To nie ma sensu i tak nie przeżyjemy! - Krzyknęła blondyna.
- Musisz! Zrób to dla mnie. - Powiedział chłopak i spojrzał dziewczynie w oczy.
- Dobrze. - Dziewczyna posłusznie wykonała rozkaz chłopaka i założyła pomarańczową kamizelkę. Nagle poczuli jak samolot gwałtownie spada dziobem na dół. Wszyscy chwycili się swoich siedzeń, ale i to nie pomagało, bo z suwali się. W samolocie zrobiło się ciepło. Prawie wszyscy spojrzeli do tyłu, a tam zobaczyli jak cały tył samolotu się pali. Wszyscy zaczęli panikować i krzyczeć. Tylko jedna dziewczyna była spokojna - Ludmiła. Ona wiedziała, że to już koniec i nie przeżyje. To był już jej koniec. Czeka tylko aż maszyna wpadnie do morza i się rozbije. Tylko na to oczekuje... Na śmierć. Poczuła tylko mocne uderzenie... I zasnęła.
_______________________________
Hej i oto kolejny OS ale tym razem o Fedmile
Pisałam go z Cheryl
Wspaniale sie z tb pisze rybkoo ;***
I wyszedł no nawet nawet ;D
Podoba Wam się ?
Chcielibyście kolejną część tego OS ?
Jutro około 16 powinny pojawić się wyniki konkursu. Prace można jeszcze wysyłać ;D
Pozdrawiam ;***
Hej i oto kolejny OS ale tym razem o Fedmile
Pisałam go z Cheryl
Wspaniale sie z tb pisze rybkoo ;***
I wyszedł no nawet nawet ;D
Podoba Wam się ?
Chcielibyście kolejną część tego OS ?
Jutro około 16 powinny pojawić się wyniki konkursu. Prace można jeszcze wysyłać ;D
Pozdrawiam ;***
poniedziałek, 23 grudnia 2013
Miniaturka III cz. II
~ LEONETTA:"Tak twoja" cz.2 ~
Mineło kolejne kilka godzin... Kiedy przewozili tych bardziej rannych, razem z Lenką chcieliśmy z nimi jechać, lecz nie poszło to po mojej myśli... Nadal siedzimy przed salą, sam nie wiem po co ale mam jeszcze takie przeczucie że coś się dzisiaj zdarzy i to tu. Po prostu nie odejdę z tąd do póki jej nie znajdę. W tym momencie podeszła do nas kobieta w białym kitlu.
-Mogę prosić pana dane osobowe - zwróciła się do mnie
-Tak, dobrze... Leon Verdas
-Dobrze, a córka?
-Lena... - przerwała mi
-Dziękuje, proszę z tym iść do recepcji tam pan się wszystkiego dowie - wręczyła mi do ręki kartę na którą spojrzałem. Moje oczy przykuły uwagę na nazwisko Leny, dopiero po krótkiej chwili dotarło do mnie to co napisała pielęgniarka. Lena Verdas... Czy to byłoby możliwe że to moja córka? Co prawda to się wydarzyło wtedy te kilka lat temu ale... Nie sam już nie wiem. Pełną świadomość da mi Violetta, jeżeli gdzieś tu jest.
-Dobrze... -pielęgniarka odeszła - Lenka, chodź idziemy - powiedziałem, wziąłem ją za rękę i poszlismy. W recepcji zapytałem się o Violette, podobno jest w szpitalu do którego w tym momencie jadę. Inny szpital... Wchodzę, pierwsze co rzuca mi się w oczy to białe ściany a przed nimi recepcja...Podszedłem...
-Dzień dobry
-Dzień dobry
-Znajduje się tutaj Violetta Castilio?
-A kim pan jest?
-Jej narzeczonym - nic innego nie przyszło mi do głowy, no ale co miałem powiedzieć?
-W takim razie już sprawdzam... - powiedziała kobieta o blond włosach i kremowym swetrze.
-Sala 349, ale teraz ma operacje
-Dobrze, ale nic jej nie jest ?
-Proszę byc dobrej myśli, ale z tego co wiem to nic poważnego - kobieta uśmiechneła się ciepło, odszedłem z tam tąd. Szedłem korytarzami, aż dotarłem do sali 349... Usiedliśmy z Lenką na krzesłach i czekaliśmy na jaki kolwiek znak dotyczący Violetty. Po jakiś dwóch godzinach z sali wyszedł lekarz.
-Co z nią?
-Pan z rodziny?
-Tak, jestem jej narzeczonym
-Wszystko z panią Castilio dobrze, acz jest jeszcze osłabiona
-Można się z nią zobaczyć?
-Tak ale tylko na chwilę
Dobrze dziękujemy - powiedziałem, lekarz poszedł a ja nacisnąłem klamkę. Weszliśmy do pomieszczenia w którym znajdowała się szatynka.
-Witaj - odparłem, Lenka od razu gdy zobaczyła mamę podbiegła do niej i się przytuliła. Z oczu brunetki poleciały pojedyncze łzy.
-Kocham cię skarbie - wyszeptała dziewczynce na ucho
-Ja też cię kocham, mamusiu - powiedział nie odrywając się od kobiety - Mamo, to jest Leon - wskazała paluszkiem na mnie. Szatynka po usłyszeniu słów wypowiedzianych przez jej córkę, patrzyła na mnie przez kilka sekund... Uśmiechneła się do mnie, odwzajemniłem jej uśmiech.
-Leon? - powiedziała ledwo słyszalnym głosem, ale usłyszałem to.
-Tak Violu - powiedziałem, uśmiechnąłem się. Usiadłem na skrawku jej szpitalnego łóżka. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek.
-Skąd ty i Lenka się tu wzieliście?
-Nie ważne skąd, chciałem jej pomóc odnaleźć mamę. A kiedy dowiedziałem się że to ty, po prostu coś mnie ciągnęło nie wiem jak to powiedzieć. Po prostu musiałem cię znaleźć, nie mogę cie znowu stracić .
-Dziękuje że pomogłeś mojej córce, sama nie dałaby sobie rady i... Cieszę się że tutaj jesteś - uśmiechnęła się do mnie.
-Muszę cię o coś zapytać - oznajmiłem
-O co chodzi?
-Lenka... - spojrzał na śpiącą dziewczynkę położoną obok Violetty - Jest możliwość że byłaby to moja córka? - zapytałem, milczała...
-Leon, ja...
-Odpowiedz przecież to proste pytanie
-Dobrze, tak Lenka jest twoją córką - skamieniałem, a jednak to prawda. Mam córkę
-Czyli to prawda... Naet nie wiesz jak się cieszę. Od dawna chciałem mieć córkę!
-Cieszę się że się cieszysz - uśmiechnęła się nie chętnie
-Ej co jest? Coś się stało?
-Masz córkę i się cieszysz ale przecież my nie możemy być razem...
-Co? Dlaczego tak uważasz? Podaj mi choć jeden powód - powiedział, przez pewien czas się nie odzywała
-Ty mnie nie kochasz - powiedział smutna
-Kto ci to powiedział? Kocham cię jak nikogo innego, jesteś całym moim życiem... Ty i Lenka...
-Naprawdę mnie kochasz?
-Tak, przez te kilka lat moje uczucia względem ciebie nie wygasły... Nadal cię kocham a nawet jeszcze bardziej i wiadomość o tym że mam dziecko to jest po prostu wspaniałe. Każdy chciałby mieć taką wspaniałą rodzinę - powiedziałem, z jej oczu poleciało kilka łez.
Każdy chciałby mieć taką wspaniałą rodzinę - powiedziałem, z jej oczu poleciało kilka łez.
-Kocham Cię - powiedziła i złączyła nasze usta w pocałunku. Oczywiście odwzajemniłem pocałunek. Po oderwaniu się od siebie, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy... Lenka gdy tylko otworzyła oczy przytuliła się do nas i wyszeptała "Kocham was, nie zostawicie mnie? "
-Oczywiście że cię nie zostawimy, nigdy... - powiedziała Violetta
-A Leon?
-To twój tata - powiedziała Violetta, dziewczynka spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Usiadła mi na kolanach po czym się do mnie przytuliła. Ostatnie jej słowa przed zaśnięciem "Kocham cię tatusiu" ....
_____________________________
I oto jest OS ;D
Sory za to wcześniejsze ale nie chcący mi się opublikowało i to nie całe xD Tak oto inteligentna ja ;D
Ale teraz jest całe i ostatnia część , mam nadziej że się podoba ;** Mi tak średnio , no chociaż może... xD
Dziękuje za komentarze pod wcześniejszym rozdziałem , JEJ było ich chyba 22 , nie sądziłam że chcieliście przeczytać tą drugą część ale specjalnie dla was ją napisałam.
Byłby może nawet po świętach ale jakoś się wyrobiłam na dzisiaj, ale to przez zasługa Axi że jest dzisiaj ;D ;** Truła i Truła ale i tak cię kocham ♥... abyć może gdyby nie ona ten Os 1 i 2 część nie ujarzały by światłą dziennego ;D
Ojej trochę się rozpisałam c'nie ? xD
No ale nic , Czekam na komentarze chciałabym aby było ich z 25? Dacie radę
25 komentarzy ~ następny post może z rozdziałem może z kolejnym OS ;D
Pozdrawiam ;*** i Wesołych Świąt ! ♥
Mineło kolejne kilka godzin... Kiedy przewozili tych bardziej rannych, razem z Lenką chcieliśmy z nimi jechać, lecz nie poszło to po mojej myśli... Nadal siedzimy przed salą, sam nie wiem po co ale mam jeszcze takie przeczucie że coś się dzisiaj zdarzy i to tu. Po prostu nie odejdę z tąd do póki jej nie znajdę. W tym momencie podeszła do nas kobieta w białym kitlu.
-Mogę prosić pana dane osobowe - zwróciła się do mnie
-Tak, dobrze... Leon Verdas
-Dobrze, a córka?
-Lena... - przerwała mi
-Dziękuje, proszę z tym iść do recepcji tam pan się wszystkiego dowie - wręczyła mi do ręki kartę na którą spojrzałem. Moje oczy przykuły uwagę na nazwisko Leny, dopiero po krótkiej chwili dotarło do mnie to co napisała pielęgniarka. Lena Verdas... Czy to byłoby możliwe że to moja córka? Co prawda to się wydarzyło wtedy te kilka lat temu ale... Nie sam już nie wiem. Pełną świadomość da mi Violetta, jeżeli gdzieś tu jest.
-Dobrze... -pielęgniarka odeszła - Lenka, chodź idziemy - powiedziałem, wziąłem ją za rękę i poszlismy. W recepcji zapytałem się o Violette, podobno jest w szpitalu do którego w tym momencie jadę. Inny szpital... Wchodzę, pierwsze co rzuca mi się w oczy to białe ściany a przed nimi recepcja...Podszedłem...
-Dzień dobry
-Dzień dobry
-Znajduje się tutaj Violetta Castilio?
-A kim pan jest?
-Jej narzeczonym - nic innego nie przyszło mi do głowy, no ale co miałem powiedzieć?
-W takim razie już sprawdzam... - powiedziała kobieta o blond włosach i kremowym swetrze.
-Sala 349, ale teraz ma operacje
-Dobrze, ale nic jej nie jest ?
-Proszę byc dobrej myśli, ale z tego co wiem to nic poważnego - kobieta uśmiechneła się ciepło, odszedłem z tam tąd. Szedłem korytarzami, aż dotarłem do sali 349... Usiedliśmy z Lenką na krzesłach i czekaliśmy na jaki kolwiek znak dotyczący Violetty. Po jakiś dwóch godzinach z sali wyszedł lekarz.
-Co z nią?
-Pan z rodziny?
-Tak, jestem jej narzeczonym
-Wszystko z panią Castilio dobrze, acz jest jeszcze osłabiona
-Można się z nią zobaczyć?
-Tak ale tylko na chwilę
Dobrze dziękujemy - powiedziałem, lekarz poszedł a ja nacisnąłem klamkę. Weszliśmy do pomieszczenia w którym znajdowała się szatynka.
-Witaj - odparłem, Lenka od razu gdy zobaczyła mamę podbiegła do niej i się przytuliła. Z oczu brunetki poleciały pojedyncze łzy.
-Kocham cię skarbie - wyszeptała dziewczynce na ucho
-Ja też cię kocham, mamusiu - powiedział nie odrywając się od kobiety - Mamo, to jest Leon - wskazała paluszkiem na mnie. Szatynka po usłyszeniu słów wypowiedzianych przez jej córkę, patrzyła na mnie przez kilka sekund... Uśmiechneła się do mnie, odwzajemniłem jej uśmiech.
-Leon? - powiedziała ledwo słyszalnym głosem, ale usłyszałem to.
-Tak Violu - powiedziałem, uśmiechnąłem się. Usiadłem na skrawku jej szpitalnego łóżka. Wpatrywała się we mnie jak w obrazek.
-Skąd ty i Lenka się tu wzieliście?
-Nie ważne skąd, chciałem jej pomóc odnaleźć mamę. A kiedy dowiedziałem się że to ty, po prostu coś mnie ciągnęło nie wiem jak to powiedzieć. Po prostu musiałem cię znaleźć, nie mogę cie znowu stracić .
-Dziękuje że pomogłeś mojej córce, sama nie dałaby sobie rady i... Cieszę się że tutaj jesteś - uśmiechnęła się do mnie.
-Muszę cię o coś zapytać - oznajmiłem
-O co chodzi?
-Lenka... - spojrzał na śpiącą dziewczynkę położoną obok Violetty - Jest możliwość że byłaby to moja córka? - zapytałem, milczała...
-Leon, ja...
-Odpowiedz przecież to proste pytanie
-Dobrze, tak Lenka jest twoją córką - skamieniałem, a jednak to prawda. Mam córkę
-Czyli to prawda... Naet nie wiesz jak się cieszę. Od dawna chciałem mieć córkę!
-Cieszę się że się cieszysz - uśmiechnęła się nie chętnie
-Ej co jest? Coś się stało?
-Masz córkę i się cieszysz ale przecież my nie możemy być razem...
-Co? Dlaczego tak uważasz? Podaj mi choć jeden powód - powiedział, przez pewien czas się nie odzywała
-Ty mnie nie kochasz - powiedział smutna
-Kto ci to powiedział? Kocham cię jak nikogo innego, jesteś całym moim życiem... Ty i Lenka...
-Naprawdę mnie kochasz?
-Tak, przez te kilka lat moje uczucia względem ciebie nie wygasły... Nadal cię kocham a nawet jeszcze bardziej i wiadomość o tym że mam dziecko to jest po prostu wspaniałe. Każdy chciałby mieć taką wspaniałą rodzinę - powiedziałem, z jej oczu poleciało kilka łez.
Każdy chciałby mieć taką wspaniałą rodzinę - powiedziałem, z jej oczu poleciało kilka łez.
-Kocham Cię - powiedziła i złączyła nasze usta w pocałunku. Oczywiście odwzajemniłem pocałunek. Po oderwaniu się od siebie, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy... Lenka gdy tylko otworzyła oczy przytuliła się do nas i wyszeptała "Kocham was, nie zostawicie mnie? "
-Oczywiście że cię nie zostawimy, nigdy... - powiedziała Violetta
-A Leon?
-To twój tata - powiedziała Violetta, dziewczynka spojrzała na mnie i się uśmiechnęła. Usiadła mi na kolanach po czym się do mnie przytuliła. Ostatnie jej słowa przed zaśnięciem "Kocham cię tatusiu" ....
_____________________________
I oto jest OS ;D
Sory za to wcześniejsze ale nie chcący mi się opublikowało i to nie całe xD Tak oto inteligentna ja ;D
Ale teraz jest całe i ostatnia część , mam nadziej że się podoba ;** Mi tak średnio , no chociaż może... xD
Dziękuje za komentarze pod wcześniejszym rozdziałem , JEJ było ich chyba 22 , nie sądziłam że chcieliście przeczytać tą drugą część ale specjalnie dla was ją napisałam.
Byłby może nawet po świętach ale jakoś się wyrobiłam na dzisiaj, ale to przez zasługa Axi że jest dzisiaj ;D ;** Truła i Truła ale i tak cię kocham ♥... abyć może gdyby nie ona ten Os 1 i 2 część nie ujarzały by światłą dziennego ;D
Ojej trochę się rozpisałam c'nie ? xD
No ale nic , Czekam na komentarze chciałabym aby było ich z 25? Dacie radę
25 komentarzy ~ następny post może z rozdziałem może z kolejnym OS ;D
Pozdrawiam ;*** i Wesołych Świąt ! ♥
Subskrybuj:
Posty (Atom)